Strona główna • Amerykańskie Skoki Narciarskie

Tate Frantz: Chcę stać się wielkim nazwiskiem w tym sporcie

19-letni Tate Frantz okazał się jednym z bohaterów weekendowych zawodów Letniego Grand Prix w Wiśle. Zawodnik z Lake Placid zajął 6. i 3. pozycję na skoczni imienia Adama Małysza. Przyjrzyjmy się bliżej sylwetce skoczka, o którym już wkrótce może być w narciarskim świecie naprawdę głośno.


Działający w Lake Placid klub NYSEF co roku organizuje swego rodzaju "drzwi otwarte". Udostępnia najmniejsze skocznie chętnym, którzy chcą spróbować sił w tej trudnej dyscyplinie jaką są skoki na nartach. Tak zaczęła się narciarska przygoda Tate'a Frantza. Gdy jako ośmioletni chłopiec posmakował tego sportu, nie był w stanie się już wycofać. I nie zraziła go nawet seria upadków, które zaliczył jako początkujący skoczek. - Skakałem sobie z tych małych skoczni, patrzyłem na wieże najazdowe tych dużych i już wtedy wiedziałem, że kiedyś będę musiał skakać i z nich - opowiada.

Przez długi czas wydawało się jednak, że jego docelową dyscypliną będzie kombinacja norweska. Jeszcze w sezonie 2021/22 reprezentował swój kraj w dwuboju, startując w Pucharze Kontynentalnym i zdobywając punkty do klasyfikacji generalnej. Ostatecznie rzucił biegówki w kąt. - Rezygnacja z kombinacji nie była trudnym wyborem. Podczas biegu doskwierał mi ból kolana, więc decyzja mogła być tylko jedna - taka, że przerzucam się na skoki. Już pierwszy rok uprawiania skoków był dla mnie udany i tylko upewniłem się w przekonaniu, że to właściwy ruch.

Podobnie jak inni amerykańscy skoczkowie i podobnie jak Artti Aigro Tate mieszka na co dzień i trenuje w Norwegii. Norweska szkoła skoków pomimo swoich problemów wciąż trzyma się mocno. Podczas niedzielnych zawodów w Wiśle, sześć pierwszych miejsc zajęli jej adepci. - Życie w Norwegii jest niesamowite. Odbywamy dużo owocnych treningów z norweską drużyną, jest także sporo czasu na relaks i cieszenie się każdym dniem. Nie miałem nigdy jednego idola w skokach narciarskich, ale kiedy dorastałem, lubiłem obserwować norweską drużynę i jej kibicować. To ekscytujące i bardzo motywujące być niejako w jednym zespole z tymi, których jeszcze nie dawno podziwiałem w telewizji.

W wolnych chwilach spędzanych w kraju fiordów Tate razem z Erikiem Belshawem lubi łowić ryby. Jeździ też dużo na rowerze górskim. - To, że znajduję się daleko od domu nie przeszkadza mi jakoś szczególnie. Od wielu lat jestem przyzwyczajony do podróży i przebywania w różnych miejscach świata, ale oczywiście miło jest do niego wrócić, gdy jest taka okazja...

Okazja taka nadarzy się choćby w lutym przyszłego roku. Rodzinna miejscowość Tate'a, Lake Placid będzie organizatorem Mistrzostw Świata Juniorów w Narciarstwie Klasycznym. Po ostatniej edycji tej imprezy u Frantza pozostał spory niedosyt. Podczas konkursu o medale młodzieżowych mistrzostw globu w Planicy został bowiem zdyskwalifikowany. - To będzie dla mnie duże wydarzenie, rywalizować o medale u siebie w domu. Będzie tam moja rodzina i przyjaciele, wiadomo, że będę chciał pokazać się przed nimi z jak najlepszej strony i walczyć o jak najlepszy wynik. Ale tak naprawdę to w każdy weekend najbliższego sezonu będę chciał prezentować dobre skoki w Pucharze Świata. Jeżeli tak się stanie to i wyniki przyjdą. Pobicie mojego rekordu życiowego w lotach narciarskich byłoby również całkiem miłą niespodzianką. Od marca wynosi on 219,5 metra.

A plany i cele na dalszą karierę? - Mam nadzieję skakać tak długo jak to tylko możliwe, jednocześnie bawiąc się i ciesząc tym sportem. Chcę walczyć o medale na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata, stać się wielkim nazwiskiem w tym sporcie i inspirować kolejne pokolenia, robiąc to, co kocham - deklaruje Amerykanin, który już zimą śmiało poczynał sobie w Pucharze Świata, siedmiokrotnie wskakując do punktowanej trzydziestki. Czterokrotnie była to druga dziesiątka.

Jak pokazał ostatni weekend, od tego czasu forma Amerykanina jeszcze wzrosła. - Nie ma żadnego sekretu w mojej obecnej dyspozycji. Dużo pracy wykonałem na siłowni, ale najogólniej mówiąc słucham trenerów i stosuję się do ich zaleceń. Moją siłą jest moja mentalność. Bardzo ciężko pracuję nad wszystkim, co robię i chcę robić to jak najlepiej. Czasami może to być również moją słabością, ponieważ jestem wobec siebie surowy i skupiam się zbyt mocno na każdej małej rzeczy, którą chcę udoskonalić.

Tate Frantz jest trzecim Amerykaninem z podium Letniego Grand Prix. W 2001 roku na trzecim miejscu w Sapporo znalazł się Alan Alborn. Rok później sensacją sezonu igelitowego stał się Clint Jones, trzykrotnie zajmując drugie miejsce - w Hinterzarten, Courchevel i Innsbrucku. Nie udało mu się jednak dowieźć wówczas wielkiej formy do zimy.