"Jestem dumny, że mogę być częścią takiego szaleństwa". Wellinger u progu zimy
Andreas Wellinger stanowi zaprzeczenie tezy, że po zerwaniu więzadeł krzyżowych nie da się w skokach narciarskich wrócić na szczyt. Dzięki niezwykłemu uporowi i wrodzonemu talentowi pokazał na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów, że nie ma rzeczy niemożliwych. W ostatnich dniach podopieczny Stefana Horngachera udzielił obszernego wywiadu stronie internetowej niemieckiego Eurosportu. Poniżej prezentujemy jego fragmenty.
W styczniu miną 23 lata od ostatniego zwycięstwa reprezentanta Niemiec w Turnieju Czterech Skoczni. Ponowne zgarnięcie narciarskiego "wielkiego szlema" to wielkie marzenie kibiców i całego środowiska niemieckich skoków, stąd temat niemiecko-austriackiego turnieju zdominował pierwszą część rozmowy.
- To od dawna mój wielki cel - niestety jeszcze go nie osiągnąłem, choć dwa razy udało mi się finiszować na drugim miejscu - przypomina Wellinger. - To jest naprawdę sztuka skakać na najwyższym poziomie na wszystkich czterech skoczniach. W zeszłym roku popełniłem bardzo mało błędów, jestem niesamowicie zadowolony z tego turnieju i muszę przyznać bez zazdrości, że jeden skoczek był lepszy. W sporcie wyczynowym jest tak, że każdy chce wygrać - ale zwycięzca może być tylko jeden. Od 28 grudnia dzień po dniu będę dawał z siebie wszystko. Nie możesz wygrać turnieju jednym skokiem, ale możesz go jednym skokiem przegrać. Dlatego sztuka polega na tym, aby wykonać osiem skoków konkursowych na najwyższym poziomie. O tym jakie będą moje szanse porozmawiamy prawdopodobnie na krótko przed Turniejem. Wówczas wypowiem się na temat tego, czy w ogóle jest realne to, bym walczył o zwycięstwo, ale na pewno chcę dawać z siebie wszystko.
- Nigdy nie doświadczyłem takiego entuzjazmu dla skoków narciarskich, jaki pojawił się w zeszłym roku na początku Turnieju - podkreśla Niemiec. To było niesamowicie fajne. Moment w Oberstdorfie podczas hymnu, kiedy cały stadion śpiewał razem ze mną - miałem gęsią skórkę. Być może dane mi będzie to przeżyć po raz kolejny. Bilety na Oberstdorf zostały wyprzedane w ciągu 14 dni. To rewelacyjne, naprawdę nie mogę się doczekać wszystkich domowych konkursów, które mamy. Jestem dumny, że mogę być częścią takiego szaleństwa i mam nadzieję, że uda mi się dostarczyć widzom i fanom miłych emocji. Cieszę się z każdego, kto kibicuje, macha flagą, chce autografu i wspiera mnie i nas jako zespół.
Ale sezon skoków narciarskich to nie tylko Turniej Czterech Skoczni, zatem oczekiwania Wellingera oczywiście nie koncentrują się wyłącznie na tym wydarzeniu. - Są dni, kiedy kończę na piątym lub dziesiątym miejscu i jestem naprawdę szczęśliwy, ponieważ wykonałem swoje optimum, a są też dni, kiedy jestem na podium i jestem niezadowolony, ponieważ mój poziom mógłby być jeszcze wyższy. W ten sposób staram się mierzyć siebie. Ale logicznie rzecz biorąc: w zeszłym roku byłem drugi w turnieju i trzeci w klasyfikacji generalnej. Gdybym miał powiedzieć "chcę się plasować gdzieś w pierwszej dziesiątce", okłamywałbym sam siebie. Celem jest walka na froncie od Lillehammer po Planicę. Wiele musi się złożyć na to, by być w formie podczas mistrzostw świata, ale im wyższy i bardziej stabilny będzie poziom moich skoków, tym większe prawdopodobieństwo realizacji planu w dniu X. Dla mnie nie ma jednego konkretnego celu, celem jest przelot przez cały sezon na najwyższym poziomie - zdradza skoczek.
Latem Wellinger zaprezentował się publiczności tylko na sam koniec sezonu. Zajął 1. i 2. miejsce w Hinzenbach oraz 8. w Klingenthal. - Początek lata był bardzo dobry, potem było trochę wyboiście w lipcu, sierpniu miałem trochę problemów z plecami, czucie ciała nie było do końca właściwe na skoczni. Ale potem znaleźliśmy bardzo dobrą ścieżkę, która od początku września znów prowadziła mnie w górę z bardzo udanym finiszem w Letnim Grand Prix, oraz mistrzostwach Niemiec: sam byłem zaskoczony, że to zadziałało tak dobrze, ponieważ nie udało mi się jeszcze wypracować stabilności. Muszę jeszcze nad tym popracować - zostały jeszcze cztery tygodnie - kończy podopieczny Stefana Horngachera.