Strona główna • Japońskie Skoki Narciarskie

"Było naprawdę niebezpiecznie" - Ryoyu Kobayashi raz jeszcze o islandzkich lotach

Na krótko przed rozpoczęciem nowego sezonu Pucharu Świata oficjalna strona Red Bulla przeprowadziła wywiad z Ryoyu Kobayashim. Głównym tematem rozmowy było raz jeszcze bezprecedensowe wydarzenie, które miało miejsca w kwietniu tego roku w Islandii.


Młodszy z braci Kobayashi oddał na terenowej skoczni w islandzkim Akureyri pięć skoków, z których każdy był dłuższy od rekordu świata ustanowionego w Vikersund w 2017 roku przez Stefana Krafta (253,5 m). Ryoyu opowiedział o uczuciach i emocjach, które towarzyszyły mu podczas walki z gigantyczną skocznią i samym sobą. Japończyk zdawał sobie sprawę z tego, że ryzykuje być może nawet swoim życiem.

- Kiedy na początku kwietnia wykonałem pierwsze podejście do oddania skoków w Islandii, padało tak dużo śniegu, że musiałem zrezygnować z wykonania prób i tymczasowo wrócić do Japonii, nie będąc w stanie podjąć wyzwania. Wiedziałem z jakim ryzykiem wiąże się oddanie takich skoków. Fakt, że nie wiedziałem kiedy podejmę kolejną próbę, był sporym obciążeniem psychicznym. Tuż przed powtórnym wylotem z Japonii na wszelki wypadek spotkałem się z bliskimi. Nie miałem żadnych planów na przyszłość. Tak właśnie byłem przygotowany do tego projektu - opowiada zawodnik. 

- Tory najazdowe były inne niż na większości skoczni. Poruszałem się z prędkością 100 km/h i kołysało mną podczas najazdu. Trudno było utrzymać równowagę i nie "zboczyć z kursu". Z naporem wiatru też było mi ciężko sobie poradzić. Ostatnie dwa skoki były już naprawdę niebezpieczne, bo tory zaczęły się psuć. Na koniec ustanowiłem rekord, skacząc 291 metrów i wszyscy byli zachwyceni, ale moje nogi były już u kresu swojej wytrzymałości - mówi 28-latek.

Kobayashi twierdzi, że loty na tak niebotyczną odległość nie uodparniają skoczka raz na zawsze na stres przed wykonaniem skoku. Dla niego każdy powrót na skocznię po dłuższej przerwie jest mało komfortowy. - Trzy tygodnie po oddaniu skoków w Islandii, skakałem na normalnej skoczni. I znów byłem przerażony - przyznaje.

Podczas rozmowy firma Red Bull przygotowała dla Japończyka niespodziankę. Wręczyła mu puszkę napoju energetycznego z jego podobizną, informując że takie właśnie puszki pojawią się japońskich sklepach. Na Ryoyu zrobiło to duże wrażenie. - To niewiarygodne. Widziałem kiedyś podobiznę Gregora Schlierenzauera na puszce i pomyślałem wówczas sobie, że pewnego dnia znajdę się tam ja. Cieszę się, że moje marzenie się spełniło - powiedział.