Skoczył na nartach z pochodnią olimpijską - przypadek Steina Grubena
W ciągu całej swojej kariery nie zdobył choćby punktu Pucharu Świata, nie wystąpił na żadnej dużej imprezie mistrzowskiej, a mimo to zapisał się na stałe w historii skoków narciarskich. Wszystko za sprawą jednego skoku, który oddał w Lillehammer, gdzie już w tym tygodniu rozpocznie się nowy sezon Pucharu Świata.
Ole Gunnar Fidjestoel to duże nazwisko w historii norweskich skoków narciarskich. W 1988 roku został mistrzem świata w lotach narciarskich w Oberstdorfie, ma w swoim dorobku drużynowe medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, jedenastokrotnie stawał na podium konkursów Pucharu Świata. Dwa lata po zakończeniu kariery otrzymał szansę pożegnania się ze skokami w wyjątkowych okolicznościach. Miał podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Lillehammer wykonać skok z pochodnią olimpijską, z której to ogień chwilę później miał rozpalić olimpijski znicz. Los chciał jednak inaczej. Dwa dni przed uroczystością, podczas próby generalnej, upadł przy lądowaniu, doznał lekkiego wstrząsu mózgu i trafił do szpitala. O skoku podczas imprezy nie było mowy.
Jeszcze w sierpniu 1993 roku 26-letni norweski skoczek Stein Gruben otrzymał telefon z pytaniem, czy zgodziłby się pełnić funkcję rezerwowego skoczka, podczas ceremonii otwarcia, w przypadku gdyby z jakichś powodów Fidjestoel nie mógł wypełnić swojego zadania. - Nie wiem dokładnie, co było powodem, dla którego to ja zostałem wybrany do pełnienia tej roli. Pytałem wiele osób, ale nigdy nie otrzymałem konkretnej odpowiedzi – mówił Gruben w rozmowie z portalem Nrk.no. Przyczyną na pewno nie były dokonania Steina na skoczniach, takich bowiem po prostu nie miał. W Pucharze Świata na przestrzeni dziewięciu sezonów ledwie kilka razy wskoczył do trzeciej dziesiątki zawodów, co jak wiadomo w latach 80. i na początku 90. nie gwarantowało pucharowych punktów. Był co prawda brązowym medalistą mistrzostw Norwegii, ale dokonań międzynarodowych nie miał żadnych.
- Pamiętam, że stałem na górze skoczni i widziałem jak Ole Gunnar upada. Szybko zdałem sobie sprawę, że nie jest z nim zbyt dobrze i że teraz przyszła moja kolej – wspominał Gruben. Twierdzi, że nie był szczególnie zdenerwowany, traktował ten skok jak każdy inny. Z efektu końcowego nie był jednak do końca zadowolony. - Było 15 stopni poniżej zera, na rozbiegu leżał świeży śnieg, co sprawiało, że stan najazdu był fatalny. Prędkość była bardzo niska, a skok tak krótki, że aż żenujący. Był to właściwie najkrótszy skok jaki oddałem z pochodnią, podczas próby generalnej skoczyłem 120 metrów - opowiadał Gruben po latach.
Najważniejsze jednak, że szczęśliwie wylądował, a kilkadziesiąt sekund później książę Haakon dokonał uroczystego rozpalenia znicza olimpijskiego. - Z perspektywy czasu uważam, że to była niesamowita frajda i wspaniałe doświadczenie - przyznał Gruben, który po sezonie 1993/94 zakończył karierę skoczka. Karierę nieszczególnie bogatą, za to okraszoną u jej schyłku niezwykle barwnym, widowiskowym akcentem. Sam ogień nie kojarzył mu się jednak specjalnie przyjemnie. W kwietniu 1993 roku Gruben ledwo uszedł z życiem, gdy pożar strawił jego dom. Stein wraz z synem i ciężarną wtedy żoną ratował się skokiem z drugiego piętra. W 2003 roku ponownie doszczętnie spłonął dom byłego skoczka. Tym razem na całe szczęście wewnątrz nie było nikogo.