Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Pokazaliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze”. Wąsek i Zniszczoł po mikście

Konkursem drużyn mieszanych rozpoczęliśmy kolejny zimowy sezon Pucharu Świata. Polska drużyna, w składzie: Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł, Nicole Konderla i Anna Twardosz, zakończyła pierwszy dzień w Lillehammer na siódmej lokacie. 


Najlepiej z Biało-Czerwonych w piątkowych damsko-męskich zmaganiach prezentował się Paweł Wąsek. 25-latek oddał dwa dobre skoki na odległość 130 i 132,5 metra, co w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej konkursu dało mu ósmą lokatę. 

– To był udany dzień. Skoki od początku były na dobrym poziomie i miałem z nich dużo frajdy – mówił po konkursie Polak. – Belka jest tu faktycznie wysoka, ale zdawałem sobie z tego sprawę. Wiedziałem, że po prostu taka jest i muszę od pierwszego skoku zwrócić na to dużo uwagi, żeby znaleźć na nią fajny sposób. Wydaje mi się, że go znalazłem. W pierwszym skoku było to trochę pod kontrolą, dlatego też ten skok nie był jeszcze tak udany. Ale od drugiego skoku starałem się to robić naturalnie, nie kontrolować tego za bardzo i od razu te skoki wyglądały dużo lepiej – zauważył, zwracając także uwagę na kluczową wartość powtarzalności w skokach. 

– Dobrze jest powtarzać te dobre skoki w zawodach, podbudowywać się i wtedy na pewno dużo łatwiej mentalnie podchodzi się do tych zawodów. Inaczej podchodzi się do skoku, jeżeli wiesz, że jest ustabilizowany poziom i możesz się skupiać na tych małych detalach i iść dalej do przodu. A inaczej jest, jak nie wiesz, co przyniesie następny skok. Fajnie jest zacząć na w miarę zadowalającym poziomie – tłumaczył 25-latek. 

– Trochę tych emocji było przed startem. O spokój to raczej trudno, bo każdy był podekscytowany i trochę zdenerwowany tym, jak to będzie wyglądać na tle zawodników z innych reprezentacji. Ostatnie przygotowanie mieliśmy w Polsce, w swoim gronie, i mogliśmy się porównywać tylko do siebie. Nikt nie wiedział, jak inne reprezentacje są przygotowane, na jakim są poziomie, jak przygotowali się w kwestii sprzętu, czy wymyślili coś innego, czy poradzili sobie lepiej z przepisami, czy może gorzej. Zawsze jest ta niewiadoma, która trochę nerwowości wprowadza, ale wiedziałem też, że technicznie te skoki wyglądają fajnie, sprzęt jest dobrze dopasowany i inne reprezentacje nie powinny nas niczym zaskoczyć. Myślę, że się to udało – podkreślił. 

O emocjach związanych z pierwszymi skokami tej zimy mówił także Aleksander Zniszczoł. 

– Czułem frajdę i wielką ciekawość. Byłem ciekawy jak to będzie i w którym miejscu jesteśmy. Pokazaliśmy dzisiaj, że jesteśmy na dobrej drodze – stwierdził 30-latek. 

Polak w swoich konkursowych próbach lądował na odległości 123 i 115 metrów, na co, jak przyznał, miała wpływ nietypowa belka na Lysgaardsbakken (HS140).

– Trochę walczę z tą belką startową. Trochę za bardzo zaryzykowałem w tym drugim skoku i wyszło na to, że pozycja była zbyt aktywna. Zazwyczaj na skoczniach jest niższa belka, a rozbieg bardziej strony. Tu jest stosunkowo płaski, praktycznie naturalny, najazd i wysoka belka. Często zawodnicy mają tu problem z pozycją najazdową, ponieważ albo ruszają na prostych kolanach, albo nisko, a potem się przestawiają i szukają aktywności, ja tak właśnie robiłem. W drugiej serii spróbowałem od razu z góry aktywniej pojechać, a skok do przodu przy niesprzyjających warunkach nie jest zbyt dobry. Przez ten błąd podczas ruszania z belki miałem też zły timing i wszystkie skoki były za wcześnie. A w skokach narciarskich zawsze lepiej jest spóźnić skok niż odbić się za wcześnie.  – tłumaczył Zniszczoł. – Przy dobrym skoku by to zadziałało, Może nie na 135 metrów, ale na 130, jeżeli wszystko by fanie zagrało, bo wiem, jak skaczę i jak mam skakać – podkreślił. 

Już w sobotę na obiekcie w Lillehammer odbędzie się pierwsza rywalizacja indywidualna Pucharu Świata 2024/2025. Na godzinę 11:00 zaplanowano kwalifikacje indywidualne do konkursu kobiet (12:30). O 14:45 rozpoczną się kwalifikacje do zawodów mężczyzn (16:00).

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela