Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

Kuriozum w Lillehammer, Sundal zepchnięty z belki! [WIDEO]

Kristoffer Eriksen Sundal na długo zapamięta kwalifikacje do sobotniego konkursu z cyklu Pucharu Świata w Lillehammer. Świetnie dysponowany Norweg poszybował na 132. metr choć… do torów najazdowych został zepchnięty z belki przez planszę sponsorską.


Dominator piątkowej sesji treningowej przystępował do sobotnich kwalifikacji z 51. numerem startowym. Kiedy 23-latek siedział już na belce i szykował się do oddania skoku, w plecy nagle uderzyła go zsuwająca się plansza reklamowa, która zepchnęła podopiecznego Magnusa Breviga z platformy startowej. Sundal zachował zimną krew, błyskawicznie przyjął pozycję najazdową i zdołał dolecieć do 132. metra, co ostatecznie dało mu 12. pozycję.

Sundal tuż po wylądowaniu dał wyraz swojemu niezadowoleniu i zdenerwowaniu, ekspresyjnie gestykulując w kierunku jury zawodów. Skok – pomimo incydentu – został zaliczony, bez konieczności powtarzania próby.

– Jezu Chryste, to nie było fajne… Na szczęście pozostała pewna odległość i udało mi się podnieść ręce. Gdyby moje ręce zostały przytrzaśnięte, mogłoby się to skończyć naprawdę źle – powiedział na gorąco Sundal w rozmowie z NRK.

– Nie mogę przestać myśleć o tym, co mogło się wydarzyć – dodała Maren Lundby, która w Lillehammer udziela się jako telewizyjna ekspertka NRK.

– To chore. To rodzaj sytuacji, o której nie myślisz, że może się przydarzyć – rzucił Robert Johansson, reprezentacyjny kolega Sundala.

Po zakończonym konkursie Norweg móg już na spokojnie odnieść się do sytuacji. – To wszystko wydarzyło się tak nagle, ale na szczęście byłem już przygotowany do skoku. Miałem narty w torach. Dobrze, że nie miałem rąk za belką. Samo oddanie skoku nie było bardzo trudne, ale moją pierwsza reakcją było "kurcze, świeciło się żółte światło, pewnie mnie zdyskwalifikują". Po wylądowaniu byłem tak zdenerwowany, że nawet nie sprawdzałem i nie pamiętam, ile skoczyłem i na którym byłem miejscu. Na szczęście jury zauważyło, że to nie była moja wina, co mnie cieszy. Tyle z tego dobrego, że pewnie w Internecie ktoś będzie mógł to wykorzystać do zrobienia śmiesznych filmików. Nigdy wcześniej nie przydarzyło mi się nic podobnego. Ale teraz już mogę się z tego śmiać - powiedział Sundal naszemu portalowi.