„Mogę być zadowolony” – Wąsek czternasty w Lillehammer
Czternasta pozycja Pawła Wąska w Lillehammer to jego najlepsze wejście w sezon w dotychczasowej karierze. Triumfator tegorocznej edycji Letniego Grand Prix był najlepszym z reprezentantów Polski podczas sobotnich zmagań na Lysgaardsbakken (HS140).
– Jak widać, Lillehammer mi sprzyja, choć miałem tu różne historie. Sobotni konkurs na pewno był udany. Fajnie, że idzie to w tym kierunku. To były nieco szalony zawody, wiatr dał o sobie trochę znać. Pojawiło się parę błędów, ale finalnie mogę być zadowolony. Miejmy nadzieję, że pójdzie to tylko do przodu – mówi Wąsek, który rozpoczął zimę od dopisania 18 punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2024/25.
W pierwszej serii Wąsek uzyskał 128,5 metra, co dawało mu 22. miejsce. W finale poszybował na 132. metr, co dało mu awans o osiem pozycji.
– Drugi skok był dużo lepszy. Pierwszy był trochę spóźniony na progu. Narty nie wyszły mi za progiem, za długo na nie czekałem, przez co zabrakło rotacji i byłem za bardzo za nartami. Cały lot hamowałem i nie wykorzystywałem prędkości, którą miałem. Na dole trudno było odlecieć. W finale oddał porządny skok, na moje czucie bardzo fajny. Trener na pewno wskaże kilka błędów po analizie, ale jestem zadowolony – podkreśla.
Sobotni konkurs był drugim w ramach 46. edycji Pucharu Świata – po piątkowym mikście.
– Nie było większych nerwów. W piątek poskakaliśmy i wiedzieliśmy, w którym miejscu mniej więcej jesteśmy i na co nas stać. W sobotę był to zwykły wyjazd do roboty – zaznacza olimpijczyk z Pekinu.
Wąsek odniósł się także od kuriozalnego zdarzenia z udziałem Kristoffera Eriksena Sundala, który podczas kwalifikacji został zepchnięty z belki startowej przez planszę z reklamami.
– Nie widziałem dotąd takiej sytuacji i mam nadzieję, że już nie będziemy widzieć. W Pucharze Świata nie powinny przytrafiać się takie rzeczy. Bardzo dziwna sprawa. Na szczęście Sundal bardzo dobrze to opanował i na dodatek oddał świetny skok. Teoretycznie nic się nie stało, ale wiadomo… Mogło się to źle skończyć i trzeba tego przypilnować – zwraca uwagę 25-latek.
Niedzielny konkurs ma ruszyć o godzinie 16:00, w iście zimowych warunkach.
– Skoki narciarskie to sport zimowy. Wszyscy cieszymy się, kiedy śnieg jest nie tylko na skoczni, ale i wokół obiektu. Dlatego zawsze lubiłem Rukę, bo tam można poczuć zimę i ładnie to wygląda – kończy podopieczny Thomasa Thurnbichlera.