Siedmiu Polaków z awansem do konkursu. „Mieszane uczucia"
W piątkowych kwalifikacjach do pierwszego konkursu Pucharu Świata w Wiśle startowało dziewięciu Biało-Czerwonych. Siedmiu z nich wywalczyło awans do konkursu, a najlepszym był Piotr Żyła. 37-latek, po próbie na odległość 130 metrów, zajął siódme miejsce.
– Mam mieszane uczucia. To był trudny dzień ze zmieniającymi się warunkami – mówił na koniec dnia szkoleniowiec kadry, Thomas Thurnbichler. – U każdego z zawodników zobaczyłem dziś coś dobrego, ale też i coś niedobrego. Musimy skupić się na jutrzejszych skokach i postarać się, żeby w konkursie było więcej tych pozytywnych aspektów. Tak jak mówiłem wcześniej, dobrze byłoby mieć dwóch zawodników w okolicach najlepszej dziesiątki, a nawet w niej. To byłby dobry wynik – podkreślił.
Najlepiej z podopiecznych austriackiego trenera zaprezentował się Piotr Żyła. Powracający po kontuzji zawodnik poleciał na 130. metr, co dało mu siódme miejsce.
– Brakowało mi już tego. Fajnie znowu tu być, poczuć tę rywalizację. Zawody to jest coś innego – ta adrenalina jest troszeczkę inna, także to jest fajne – cieszył się z powrotu 37-latek. – Robiłem po prostu swoje i tak naprawdę też nie za bardzo wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Trudno mi powiedzieć, czy się rozkręcałem. Po prostu miałem też dobre warunki i je wykorzystałem. W sumie nawet wylądowałem telemarkiem, a tego się najbardziej obawiałem. Także jestem zadowolony z dzisiejszego dnia, jutro działamy dalej – zapowiedział.
Kolejnym z Polaków był Dawid Kubacki, który znalazł się już jednak jedenaście miejsc za Żyłą, po skoku na odległość 120 metrów.
– Myślę, że wyjadę w przyzwoitym nastroju. Wydaje mi się, że te dwa skoki były całkiem w porządku. Druga seria treningowa była troszkę gorsza pod względem technicznym, ale też trafiłem na bardzo złe warunki. Nie dało się z tego odlecieć. Myślę, że plusem jest to, że po prostu tym się nie przejąłem, tylko podszedłem normalnie do kolejnego skoku kwalifikacyjnego i zrobiłem to tak, jak sobie zaplanowałem. Wyszło przyzwoicie – skwitował.
O trudnych warunkach na skoczni mówił także Aleksander Zniszczoł, który w piątkowych zmaganiach osiągnął 112 metrów, co przełożyło się na 27. lokatę.
– To był skok w trudnych warunkach, bo miałem dodane z 10 punktów i na dodatek ze skoku na skok coraz wolniej się jechało. Myślę jednak, że wykonałem swoją pracę na tyle, na ile się dało. Jestem spokojny o swoje skoki. Dzisiaj liczyło się tutaj szczęście – stwierdził wiślanin i dodał: – Myślę, że trudniej jest skakać u siebie ze względu na to, że skaczemy dla wszystkich naszych kibiców. Tutaj jeszcze bardziej zależy nam na tym, żeby dobrze się pokazać i dać z siebie jeszcze więcej.
W czołowej trzydziestce, dokładnie na 30. miejscu, znalazł się także Kamil Stoch, który w punktowanej próbie lądował na odległości 114,5 metra.
– Warunki nie miały większego wpływu na te skoki. Te wszystkie próby były bardzo mocno spóźnione, ten ostatni skok chyba najbardziej i przez to zabrakło mi wysokości. Nie potrafię na tę chwilę stwierdzić, czemu tak się dzieje. Potrzebuję odpowiedniego systemu, który da mi taką fajną swobodę, ale też pewność, że to wszystko będzie działać – wyjaśniał. – Też się tym denerwuję i moja cierpliwość jest zależna od dnia. Czasami mam wszystkiego dość, ale z drugiej strony i tak nie zamieniłbym swojej sytuacji. Nie chciałbym niczego innego i dopóki mam narty i mam możliwość je założyć tam na górze, to będę robił, co się da – podkreślił.
Niewiele dalej za Stochem, bo na 34. miejscu, znalazł się Maciej Kot, który w kwalifikacjach poleciał na odległość 121,5 metra.
– To był trudny dzień, ale finalnie jestem z niego zadowolony. Pierwszy skok był w bardzo trudnych warunkach, ale też zdecydowanie najsłabszy technicznie, do szybkiego wymazania. Mam wrażenie, że i drugi i trzeci skok to były lepsze próby, choć nie powiem, że dobre. Były lepsze, dające pewny awans do konkursu, więc pozwalają znowu wykonać jakiś krok do przodu jutro – wypowiadał się o swoich skokach i dodał: – Cel jest taki, jak zawsze w Pucharze Świata, czyli punkty. To taki plan minimum, natomiast wiadomo, że z punktu widzenia zawodnika, jadąc na górę, celem jest konkretne techniczne wykonanie skoku. Nie można wtedy tak naprawdę myśleć o punktach, bo wyniki potem drukuje komputer.
Tuż za nim, na 35. miejscu, sklasyfikowany został Paweł Wąsek, który w najważniejszej próbie dnia uzyskał 110,5 metra.
– Pierwszy skok był całkiem fajny, ale w drugim i trzecim wkradł się mały błąd. Wiem już, nad czym mam pracować, także myślę, że jutro będzie lepiej. Trochę w tych dwóch ostatnich skokach siadało mi biodro i brakowało w tej pozycji rotacji. To nie jest ten sam błąd, który pojawiał się w Lillehammer. Tamten udało się jak na razie wyeliminować, ale on lubi mi się raz na jakiś czas przypominać, także muszę to dalej kontrolować – tłumaczył.
Za czołową czterdziestką, lecz z niewielką stratą do niej, uplasował się Jakub Wolny. 29-latek oddał skok o długości 117,5 metra, zajmując miejsce 41.
– Po Ruce było dużo niezadowolenia, ale to już jest przeszłość. Powiedziałbym, że dzisiejsze skoki były takie „bez szału”. Na pewno stać mnie na więcej i mam nadzieję, że jutro bardziej powalczę – mówił.
Poza konkursem znalazło się dwóch Polaków – 54. Andrzej Stękała i zdyskwalifikowany za kombinezon Kacper Juroszek.
– To był pomiar zmienny. Sprawdzaliśmy go przed startem, ale jak wiadomo, przy zawodach trochę się też zmienia ciało. Niestety tak wyszło – tłumaczył po konkursie Polak i zaczął analizować swoje skoki: – Im dalej w las, tym gorzej. Miałem problemy z najazdem, bo moja pozycja nie jest na tyle ustabilizowana, żebym mógł sobie poradzić z tym padającym śniegiem. To mnie trochę wybijało z rytmu. Do tego też dochodziło to, że to dla mnie pierwsze zawody Pucharu Świata w tym sezonie i nałożyłem sam sobie dużą presję.
Korespondencja z Wisły, Kinga Marchela + Wojciech Skucha