Choi Heung-Chul: Kocham skoki, potrzebuję ich
Choi Heung-Chul znów wystartował w konkursie pucharu świata. Na skoczni w Wiśle oddał cztery skoki, i choć było wielu kibiców, którzy mocno ściskali za niego kciuki, ani razu nie udało mu się nie być ostatnim. Jednak niepowodzenia nie osłabiają jego miłości do tej trudnej i - w jego wypadku - niewdzięcznej dyscypliny.
Jeden z najstarszych skoczków w stawce. Lata mijają, a on wciąż pakuje torbę oraz sprzęt i wyrusza na skocznie Europy i Azji. Przypomina w tym trochę Simona Ammanna czy Noriakiego Kasai, jednakże w przeciwieństwie do nich, nie może się pochwalić żadnymi sukcesami na arenie międzynarodowej. Choć pamiętajmy o tym, że różni ludzie różnie definiują sobie sukces. Choi zadebiutował w pucharze świata w 1997 roku i już w swoim pierwszym konkursie, w Engelbergu zdobył punkty, zajmując 25. miejsce. Z kolei swoje ostatnie punkty wywalczył w sezonie 2010/2011, gdy na skoczniach brylował jeszcze Adam Małysz. Ostatni raz przebrnął przez kwalifikacje na początku roku 2020, na skoczni w Titisee-Neustadt. Spytaliśmy koreańskiego weterana, skąd wciąż czerpie energię potrzebną do skoków.
- Skoki. Kocham je, uwielbiam je, potrzebuje ich. Po prostu muszę skakać. A skoro ich potrzebuję, to znajduję na nie energię. Moim celem jest skakanie co najmniej do Igrzysk Olimpijskich w Cortinie d'Ampezzo - odpowiedział Choi Heung-Chul.
- Niestety w Korei nie ma zbyt wielu młodych skoczków. W tej chwili jest pięciu zawodników trenujących ze wsparciem państwa. A w całym kraju jest może sześciu, może siedmiu ludzi, którzy jeszcze uprawiają ten sport. Największy boom na skoki był w Korei 15 lat temu. Nakręcono wtedy film o skoczkach. Przez dwa-trzy lata po tym na treningi zgłaszały się wtedy dzieci, ale ten efekt już dawno temu wygasł - stwierdził z niejakim smutkiem Koreańczyk.
W Republice Korei ubywa skoczków, ubywa też skoczni. Choi ostatnio trenuje już tylko na skoczni w Pjongczangu. Czy ma jakieś ulubione w Europie? Śledząc jego starty, można by zauważyć, że chyba tę w Engelbergu. Ale Koreańczyk jest miły i dyplomatyczny: - Lubię kilka skoczni narciarskich, ale w sumie ta tutaj w Wiśle też jest bardzo przyjemna do skakania. Niech będzie, że moja ulubiona to ta w Wiśle - zakończył weteran z Kuchondongu.
Korespondencja z Wisły, Marcin Hetnał
Niecały rok przeprowadziliśmy nieco dłuższą rozmowę z Choiem i przy okazji nieco dokładniej opisaliśmy jego karierę. Artykuł można przeczytać TUTAJ.