Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Czwórka Polaków w „30”. Zniszczoł z najlepszym wynikiem w sezonie

Czterech z grona pięciu reprezentantów Polski powiększyło swój tegoroczny dorobek punktowy przy okazji sobotniego konkursu z cyklu Pucharu Świata w Titisee-Neustadt. Na Hochfirstschanze do finałowej „30” nie dostał się tylko Dawid Kubacki, a Aleksander Zniszczoł został sklasyfikowany na 9. pozycji, co jest najlepszym polskim wynikiem trwającego sezonu 2024/25.


– Jestem zadowolony, bo te skoki były fajne. Zrobiłem kolejny krok – mówił Aleksander Zniszczoł po zajęciu dziewiątego miejsca. – Po kwalifikacjach udało mi się znaleźć rozwiązanie problemu, który wpływał na to, że moje skoki nie były takie, jakie powinny być. Problem tkwił na etapie ruszania z belki. Moja pozycja startowa była zbyt sztywna. Już w piątek mi coś nie pasowało, a potem w sobotnich kwalifikacjach. Analiza błędów pozwoliła mi się poprawić i skakać lepiej.

Zawodnik podkreślał, że pozycja w czołowej „10” na półmetku zawodów wzbudzała więcej emocji. – Oczywiście, że było więcej emocji i stresu, bo bardzo zależało mi na utrzymaniu się w pierwszej dziesiątce. Przed finałową próbą warunki były nieco trudniejsze, ale ostatecznie trafiłem w moment, który pozwolił mi na oddanie dobrego skoku. Dzisiaj wiatr nie był bardzo uciążliwy, choć widać było, że w drugiej serii zaczął hulać. Zaczęło wiać pod narty, zaczarowałem i dobrze było!

– Trzeba iść krok po kroku, powoli. Nie tylko w skokach narciarskich – podsumował Zniszczoł.

– Nie był to dla mnie udany dzień, nie czułem się najlepiej na skoczni. Zaczęło się od dużych problemów w kwalifikacjach, gdzie mój skok wyglądał bardzo źle. Do tego warunki nie pomogły i przez chwilę myślałem nad bulą, że na kwalifikacjach może się to dla mnie zakończyć. Na szczęście udało się ulecieć odpowiednie metry, aby dostać się do konkursu. W pierwszej serii skoczyłem przyzwoicie, a w finale znowu zabrakło rotacji, prędkości na dole, a przede wszystkim energii – przyznał Paweł Wąsek, który zakończył konkurs na 15. miejscu. – Od rana czułem się osłabiony, brakowało mi sił. W piątek mogło mnie trochę przewiać, bo już wieczorem zaczęło boleć mnie trochę gardło. Czuję nos i zatoki, a sił nieco brakuje. Tak, jakby chciało mnie zaatakować jakieś przeziębienie, ale na razie się bronię.

– Czułem, że te skoki nie są dobre, więc moje 15. miejsce nie wygląda źle w tym wszystkim, ale dziś te skoki nie sprawiały mi tyle frajdy, co w piątek, kiedy fajnie się bawiłem na skoczni. Tym razem za każdym razie miałem mieszane uczucia po wyjściu z progu. Skoki na pewno do poprawy, ale miejsce do zaakceptowania – dodał Wąsek.

Jakub Wolny (22. lokata) po raz pierwszy od marca 2021 roku zaliczył serię trzech konkursów rangi Pucharu Świata z rzędu, w których plasował się na punktowanych pozycjach. – To było bardzo dawno temu, ale cieszę się. To potwierdzenie tego, że latem praca została wykonana dobrze. To bez wątpienia najlepszy okres mojej kariery od kilku lat. Myślę, że teraz będzie tylko lepiej. Po Wiśle łatwiej mi się skacze. Nie jestem w stu procentach zadowolony z sobotniego konkursu, ale pokazuje on, że pomimo gorszych skoków miejsce pozostaje okej. 

Zawodnik opowiedział o nowym podejściu, które nazywa „trybem ataku”. – Razem z trenerem ustaliliśmy, że muszę skakać bardziej agresywnie, nie bać się ryzyka. Wcześniej bywałem zbyt ostrożny, żeby unikać błędów, ale teraz lepiej jest zaryzykować i iść na pełny gaz.

– Te skoki były słabsze niż w piątek – przyznał Wolny. – Mam problem z pozycją przy odbiciu, przez co skok nie jest idealnie czysty. Mimo tych błędów cieszę się, że udało mi się zdobyć punkty.

– Dziś konsekwentnie trzymałem się planu, a każdy skok był coraz lepszy – mówił Kamil Stoch (24. pozycja). – Drugi skok w konkursie był jednym z lepszych tej zimy. Taki, jakiego teraz szukam. Problem w tym, że po dobrym wybiciu zapomniałem, co robić w locie <śmiech>, co spowodowało niestabilność i problemy z lądowaniem.

Zawodnik opowiedział o początkowych problemach technicznych. – Imitacje są dobre od dłuższego czasu. Stale zastanawiam się, czemu to nie chce iść na skoczni. Problem jest zdiagnozowany, ale trudniej go rozwiązać. Chodzi o znalezienie swobody w połączeniu z pewnością. Na początku zimy byłem bardzo spięty, przez co poprzestawiała mi się pozycja najazdowa. Dopiero w Wiśle wróciliśmy do tego, co było latem. Potrzebuję jednak czasu, aby znów to poczuć i być w tym wszystkim pewny. To niuanse. Sam po części tego nie rozumiem, bo z takim stażem powinienem to robić z zamkniętymi oczami, ale tak nie jest

– Nie jestem odosobnionym przypadkiem. Każdy ma problem z jakąś techniczną rzeczą – zakończył Stoch.