Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Wdepnąłem w coś, czego chciałem uniknąć” – Kamil Stoch o nieudanym początku zimy

Kamil Stoch był jedynym reprezentantem Polski, który zakończył niedzielne zawody w Engelbergu bez zdobyczy punktowej. 37-latek – po dziesięciu konkursach sezonu 2024/25 – ma na swoim koncie 57 pucharowych „oczek”, co daje mu 29. miejsce w klasyfikacji generalnej. Trzykrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni po weekendzie w Szwajcarii podzielił się z nami refleksjami dotyczącymi pierwszego okresu trwającej zimy.


– Po skoku była złość i dużo frustracji, ale potem posiedziałem w szatni. Dawno czegoś takiego nie czułem, że miałem w sobie całkowity spokój i jasność, co należy teraz zrobić, w jaki sposób powinienem spędzić najbliższy czas i ze spokojem przyjąć to, co mnie czeka. Normalnie po zawodach jestem zdenerwowany, jest we mnie pełno emocji, które aż kipią. A tutaj miałem pełen luz. Na pewno nie chcę w najbliższych dniach roztrząsać tego, co się teraz działo. Wiem, co się działo. W mojej głowie było za dużo chęci, prób i stresu. Denerwowałem się, że trzeba się spinać, motywować i próbować gonić, a nie o to mi chodziło. Wiosną, kiedy podejmowałem nowe wyzwanie, chciałem osiągnąć coś zupełnie innego. Chciałem czystego spokoju, radości, uśmiechu na twarzy i jasnej wizji skoku, a nie gonitwy za czymś, co jest nieosiągalne w danym momencie. Nie o to mi teraz chodzi… – powiedział Kamil Stoch po niedzielnym konkursie na Gross-Titlis-Schanze, który zakończył na 37. pozycji, co jest jego najgorszym wynikiem w bieżącej edycji Pucharu Świata.

Przedświąteczna część Pucharu Świata była pierwszym sprawdzianem efektów pracy pod okiem indywidualnego sztabu szkoleniowego, na którego czele stoi Michal Doležal.

– Absolutnie nie zakładałem takiego scenariusza. W ogóle o tym nie myślałem. Miałem jasno sprecyzowany cel, podejmując to wyzwanie. Moim celem było ponowne osiągnięcie najwyższego poziomu skakania, na jaki mnie stać. Nie zakładałem planu B. Miałem jasny cel, do którego dążyłem i nadal dążę. Nic tego nie skreśla. Dalej będę starał się osiągnąć możliwie najlepszy poziom moich skoków. Cały czas wierzę, że jestem w stanie to zrobić, z pomocą współpracujących ze mną osób. Uważam, że ci ludzie znają się na swojej robocie. Potrzebujemy poukładania pewnych rzeczy i odpuszczenia innych. Wystarczy robić to, co umiemy najlepiej – podkreślił przed kamerą Skijumping.pl.

– Na letnich zgrupowaniach, choćby w Bischofshofen czy Garmisch-Partenkirchen, gdzie skakałem z reprezentacjami Austrii i Niemiec, w ogóle nie odbiegałem od nich poziomem. Nawet skakałem z niższych belek i nie miałem żadnych problemów. Cieszyłem się tym, co robię i z wielkim uśmiechem na twarzy lądowałem grubo za 135. metrem z telemarkiem. Rzeczywistość okazała się inna. To miesiące treningów i przygotowań. Do tego dochodzi stres i inne formy napięcia, czasami niezwiązane ze sportem i nie mówię tutaj o sferze prywatnej. Chodzi o presję, którą sami sobie nakładamy, która przychodzi od góry. To wszystko się kumuluje i dochodzi się do momentu, kiedy ciało jest świetnie przygotowane, bo tak czuję, ale nie ma łączności między… sterowaniem a urządzeniem. Wiem, co robię źle, ale nie jestem w stanie tego na zawodach poprawić. Jeden, dwa czy trzy skoki mi nie wystarczają. To próbowanie, ale cały czas z kontrolą, co nie daje oczekiwanego efektu – dodał.

– Gdybym nie miał świadomości pracy wykonanej latem i jesienią, a także posiadanym potencjałem, wówczas zrezygnowałbym z czystym sumieniem. Z bólem serca, ale zrobiłbym to. Podjąłem się jednak wyzwania, wierzę w powodzenie tej misji. Stale mam świadomość, że to wszystko jest we mnie. Potencjał i zbudowana baza, chodzi tylko o uwolnienie tego. W ostatnim czasie, niestety, głowa była przesiąknięta zbyt dużą ilością niepotrzebnego stresu. To było zapętlanie się w bezsensowną rywalizację. Wdepnąłem w coś, czego bardzo chciałem uniknąć w tym sezonie. Nie o to mi chodziło. Chcę z uśmiechem jechać na zawody, być na nich i wyjeżdżać z nich z radością po dalekich skokach, robiąc to na wysokim poziomie. Wierzę głęboko w to, że taki scenariusz nadal jest możliwy. Dlatego podejmę każde kolejne wyzwanie z chęcią, ale z poczuciem robienia tego dla siebie. Dla własnej frajdy, bo to lubię i chcę tu być – zaznaczył Stoch.

– Teraz mam wielką ochotę wrócić w czułe ramiona swojego anioła, zapomnieć o wszystkim i naładować się bardzo pozytywną energią. Chcę z całą rodziną poczekać na narodzenie naszego Zbawiciela i niech się darzy – zakończył Stoch przed wyjazdem do domu na Święta.

Z Kamilem Stochem rozmawiał Dominik Formela