Życiówka Pawła Wąska. „To wywalczone, zasłużone miejsce”
Chociaż sobotni konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku zdominowali Austriacy, dla polskich kibiców ważne było to, co działo się tuż za podium. Na piątym miejscu w konkursie uplasował się Paweł Wasek, który zanotował tym samym najlepszy wynik w swojej karierze w Pucharze Świata.
–To był bardzo udany dzień, od samego początku. Już od próbnego skoku bardzo dobrze czułem się na skoczni i fajnie udało mi się ten dzień zakończyć – mówił po konkursie Wąsek. – Myślę, że możemy powiedzieć, że to był najlepszy dzień w tym sezonie. Wszystkie skoki były dziś za rozmiar skoczni, a do tego piąte miejsce, czyli mój najlepszy wynik w karierze – dodał.
– W serii próbnej miałem bardzo udany skok, który dał mi takiego kopa. Wiedziałem, że fajnie się czuję i fajnie to funkcjonuje, więc pomyślałem „dawaj, zrobimy to też w zawodach”– przyznał młody zawodnik.
Polak najpierw wygrał w pierwszej serii z Naokim Nakamurą, lądując na odległości 129 metrów, a potem przypieczętował swój dobry dzień skokiem na odległość 129,5 metra.
– Po pierwszej serii cieszyłem się po prostu z skoku, że odegrałem się Naokiemu i tym razem to ja wygrałem w parze. Widziałem, że on też oddał fajny skok i byłem pewien, że jego też zobaczymy w drugiej serii. Fajnie, że znowu obojgu nam się udało do drugiej serii zakwalifikować – komentował rywalizację Wąsek i kontynuował: – Wiedziałem, że może być różnie, ale wierzyłem że ten skok da mi dość wysoką pozycję po pierwszej serii. A w drugiej cieszę się, że udało się przyatakować. Widziałem wtedy, że do tej zielonej kreski trochę zabrakło. Nie wiedziałem, jak ciasno jest między zawodnikami i czy to będzie drugie miejsce, czy może szóste. Tego nigdy nie wiesz po wylądowaniu, gdy zabraknie ci do zielonej linii, także wolałem być ostrożny co do cieszenia się – mówił o finałowym skoku 25-latek, którego najlepszym miejscem było dotychczas szóste miejsce w Niżnym Tagile w sezonie 2020/2021.
– Niby na papierze było to najlepsze szóste miejsce, ale ono było, jakie było. Warunki tam były różne i z czołówki nie było nikogo, jak dobrze pamiętam to tylko Norwegowie. Na papierze wyglądało to fajnie, ale od strony technicznej trochę inaczej. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że to było wywalczone, zasłużone miejsce. W pełnej stawce – podkreślił zawodnik, który przed przyjazdem do Innsbrucku nie ukrywał, że nie darzy sympatią skoczni Bergisel.
– To tylko dowodzi, że jak się jest w formie, to skocznia nie przeszkadza. Idzie się z marszu, z tą pewnością siebie, i jak widać wtedy też można dobrze skakać na tych skoczniach, których teoretycznie się nie lubi – skwitował.
Uroku rywalizacji na austriackim kompleksie dodawało to, że cały stadion wypełniony był kibicami. Na trzeci etap Turnieju Czterech Skoczni do Innsbrucku przyjechało 22,5 tysiąca widzów.
– Cieszę się, że kibice tak tłumnie wypełnili tę skocznię, bo dla nich chcemy skakać daleko w tych zawodach. Chcemy cieszyć się razem z kibicami i robić dla nich show. Po to, żeby oni przychodząc na tę skocznię, dostawali coś z tego, że kupili ten bilet – wyjaśniał Wąsek. – Cieszę się, że ten konkurs tak wyglądał, że tyle tych skoków za rozmiar skoczni było, że sędziowie nam trochę dali polatać i ten konkurs był taki fajny.
Ostatnim etapem tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni będzie rywalizacja w Bischofshofen, która rozpocznie się niedzielnymi kwalifikacjami.
– Trzeba dalej eliminować te błędy, które się pojawiają. Starać się wykonywać jak najlepiej swoją robotę na skoczni i zobaczymy, co to przyniesie – określił plany na kolejne skoki Wąsek.