"Ale to już było", czyli austriackie podium w Turnieju Czterech Skoczni
Podczas zakończonej niedawno 73. edycji Turnieju Czterech Skoczni całe podium zajęli reprezentanci Austrii. Sytuacja taka wydarzyła się po raz trzeci. Pierwszy raz miała miejsce podczas absolutnie niezwykłej dla gospodarzy drugiej części Turnieju edycji z sezonu 1974/75. Edycji, która stała się symbolem wielkiego odrodzenia austriackich skoków.
W sezonie 1974/75 mijały 22 lata od momentu zainaugurowania rozgrywanego w Niemczech i Austrii wielce prestiżowego już wtedy turnieju, a współgospodarze imprezy, organizatorzy zmagań w Innsbrucku i Bischofshofen, tylko raz mogli cieszyć się ze zwycięstwa swojego reprezentanta. W 1953 podczas premierowej edycji imprezy najlepszy okazał się Josef Bradl. Żaden z jego rodaków przez ponad dwie dekady nie był w stanie do tego sukcesu nawiązać. Przed omawianym przedolimpijskim sezonem Austriacy czekali aż jedenaście lat na triumf swojego skoczka w pojedynczym choćby konkursie turnieju. W 1964 roku finał imprezy rozgrywany w Bischofshofen padł łupem Baldura Preimla, który teraz, latem 1974 roku, objął funkcję trenera reprezentacji Austrii i z miejsca wprowadził do drużyny rewolucyjne rozwiązania.
Do faworytów 23. edycji zaliczano tradycyjnie reprezentantów NRD z Hansem Georgiem Aschenbachem na czele. Niemcy ze Wschodu miały tak silną pakę, że do kadry na Turniej nie załapał się Bern Eckstein, trzeci w klasyfikacji generalnej przed rokiem. O zwycięstwo miał też walczyć Szwajcar Walter Steiner, ale ten podczas treningu na skoczni w Gstaad zerwał więzadła krzyżowe. Tym razem to Austriacy zawładnęli całą imprezą, a wewnętrzna walka o sukces była niezwykle ciekawa.
Przyszły mistrz olimpijski, Karl Schnabl zawalił całkowicie zawody w Oberstdorfie, które wygrał jego rodak Willi Puerstl. 35 lokata nie załamała go jednak, a on sam, mając świadomość swoich możliwości, powziął sobie za cel szaloną pogoń za zwycięstwem. Przez pozostałe zawody szedł jak burza, wygrywał w Ga-Pa, Innsbrucku i Bischofshofen, ale jego nadludzki wysiłek wystarczył do zajęcia ledwie trzeciego miejsca, choć i jego przewaga nad czwartym, Czechosłowakiem Karlem Kodejską, nie była specjalnie duża. Schnablowi mogli zagrozić także Stanisław Bobak i Reiner Schmidt z NRD, ale obaj w ostatnim skoku poszli na całość i nie ustali swoich dalekich prób. Drugim dopiero austriackim triumfatorem cyklu został w tej sytuacji najrówniej skaczący, wspomniany Willi Puerstl. A między nim a Schnablem uplasował się jeszcze Edi Federer, który wiele lat później w Polsce stanie się znany jako prężny menadżer pilnujący interesów Adama Małysza.
23. edycję TCS określono jako pojedynek Austria – reszta świata. Z miejsca rozpoczęły się domniemywania na temat tego, co jest przyczyną tak znakomitego występu podopiecznych Baldura Preimla. „Wielu fachowców zastanawia się co leży u podstaw tak znacznego sukcesu skoczków tego kraju” – pisano w polskiej prasie. „Na pewno niebagatelny wpływ ma na to aktualna forma Puersta, Federera, Schnabla i ich kolegów oraz faktu, że mogli oni trenować w dogodnych warunkach śniegowych, podczas gdy zawodnicy innych krajów oczekiwali na łaskawszą aurę. Podnosi się często argument, że tajemnica sukcesów Austriaków tkwi w sprzęcie pokrytym sztucznym tworzywem — teflonem. Wydaje się jednak, że istotny wpływ na osiągnięcia skoczków austriackich mają warunki jakie stworzono im przed najbliższą olimpiadą w Innsbrucku. Niewątpliwie przyglądając się sukcesom Austriaków stwierdzić trzeba, że mamy do czynienia z grupą młodych autentycznie utalentowanych skoczków.”
Karl Schnabl, który w kolejnym sezonie zajął drugie miejsce w Turnieju, a ponadto wywalczył zloty i brązowy medal igrzysk w Innsbrucku wspominał kilka lat temu o rewolucyjnym podejściu mentalnym zawodników w tamtym czasie. - Oprócz dobrego przygotowania fizycznego, nasz ówczesny trener Baldur Preiml, który zapoczątkował nową erę w austriackich skokach, położył duży nacisk na dobre przygotowanie psychologiczne zawodników. Skoczkowie znacznie wyprzedzali swoje czasy, jeśli chodzi o kwestie mentalne. Wykorzystywaliśmy techniki wizualizacyjne i reframing. Ponadto odcięliśmy się całkowicie od świata przed rozpoczęciem igrzysk. Nie czytaliśmy gazet, nie udzielaliśmy wywiadów. To pozwoliło nam w pełni skoncentrować się na rywalizacji - bez presji zewnętrznej, która z pewnością miałaby na nas negatywny wpływ.
Dziś już wiadomo, że sprzętowo Austriacy odjechali wtedy reszcie świata niczym bolid Formuły 1 furmance i natychmiast znalazło to swoje odbicie w wynikach. Po raz drugi dopiero zdarzyło się, by wszystkie cztery konkursy padły łupem przedstawicieli jednej nacji. Sześciu austriackich skoczków znalazło się w czołowej „15” klasyfikacji. Po raz drugi również zawodnicy z jednego kraju obsadzili całe podium. Wcześniej stało się to w sezonie 1954/55, kiedy czołową trójkę imprezy stanowili Finowie. Taka sytuacja zdarzyła się jeszcze raz. Zimą 2011/12 Turniej wygrał Gregor Schlierenzauer przed Thomasem Morgensternem i Andreasem Koflerem.
Czytaj też: Jak TCS mógł stać się "Turniejem Pięciu Skoczni"