„Yukiya Sato skakał lepiej” – Maciej Kot po walce o kwotę startową
Styczniowe konkursy z cyklu Pucharu Kontynentalnego wyłoniły trzy reprezentacje, które w lutym będą dysponować dodatkowym miejscem startowym w zawodach rangi Pucharu Świata. Choć Maciej Kot utrzymywał się w walce do ostatniego skoku w Sapporo, ostatecznie nasza drużyna nadal będzie dysponować pięcioosobowym limitem.
Po problemach pogodowych w Klingenthal, piąty okres Pucharu Kontynentalnego 2024/25 na dobre ruszył w Bischofshofen, gdzie Maciej Kot dwukrotnie zameldował się w czołowej „10”.
– Skocznia, która zawsze była dla mnie trudna. Nie lubię jej przez ten specyficzny rozbieg, a i treningi przed Bischofshofen nie były przesadnie udane. Jechałem tam trochę niepewny, co do tego, jak moje skoki będą wyglądać. Niemniej, byłem pozytywnie nastawiony, ponieważ rozpoczynaliśmy tam nowy period Pucharu Kontynentalnego, co oznaczało szansę wywalczenia szóstego miejsca startowego dla reprezentacji na Puchar Świata. Dziewiąte i czwarte miejsce w Austrii odebrałem pozytywnie. W drugim konkursie zabrakło mi 0,1 pkt. do podium, ale przede wszystkim cieszyły mnie dobre skoki w zawodach. Próby treningowe nie były udane, ale poradziłem sobie z tym trudnym rozbiegiem. Łapałem coraz więcej pewności siebie i swobody. Niedzielne skoki wyglądały naprawdę fajnie i dawały trochę frajdy. Nawiązałem walkę z drugoligową czołówką, która na początku sezonu wydawała się być daleko z przodu. Już po Bischofshofen było jasne, że Norwegowie i Austriacy zapewnili sobie powiększenie kwoty. O trzecie miejsce miała stoczyć się walka między Polską, Japonią i Niemcami – relacjonuje Maciej Kot w rozmowie ze Skijumping.pl.
Na wyspie Hokkaido głównymi oponentami Kota w walce o kwotę startową byli Yukiya Sato oraz Stephan Leyhe.
– Przylecieliśmy do Sapporo z jasnym celem. Lubię Okurayamę, mam z niej miłe wspomnienia. Od pierwszego skoku treningowego wyglądało to fajnie i obiecująco. Jak to w Sapporo, zawsze trzeba mieć trochę szczęścia, ale i tak było w porządku, jak na warunki japońskie. Trochę brakowało stabilności w moich skokach. Myślę, że to główny powód tego, że tego dodatkowego miejsca startowego nie udało się wywalczyć. Sobota była całkiem udanym dniem, poza pierwszą serią. W finale było znacznie lepiej. To właśnie ten brak stabilności – słuchamy 33-latka na temat pierwszego z japońskich konkursów, który zakończył na szóstej pozycji.
– Niedzielna seria próbna wyszła super. Zwycięstwo pokazało mi, że te skoki są wystarczające, by walczyć nawet o wygraną. Pierwszy konkurs nie poszedł jednak po mojej myśli. Zmieniliśmy punkty koncentracji, bez wchodzenia w szczegóły. Z perspektywy czasu to była zła decyzja, ale było to podyktowane tym, że chcieliśmy zrobić kroczek naprzód. Szybka analiza pomiędzy konkursami pozwoliła nam stwierdzić, co poszło nie tak. Wróciliśmy do prostszego skakania. Swobodnego, naturalnego, bez większej kontroli. To pozwoliło w drugich zawodach znowu powalczyć z czołówką. Na półmetku byłem drugi. Finałowa próba nie była zła, ale była minimalnie gorsza. W tej chwili w Pucharze Kontynentalnym trzeba oddać dwa naprawdę dobre skoki, aby znaleźć się na podium – podkreśla drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu, który w niedzielę został sklasyfikowany na 14. i 4. miejscu.
– Z jednej strony był zawód, że podium po raz kolejny przeszło koło nosa, natomiast z drugiej strony była satysfakcja, że szybka analiza i wyciagnięcie wniosków dały lepsze skoki w drugim z niedzielnych konkursów. Mimo błędów, nawiązałem walkę z czołówką. Niestety, Yukiya Sato skakał dużo lepiej ode mnie i to on wywalczył dodatkowe miejsce startowe dla Japonii. To powód do lekkiego zawodu i odczucia sportowej złości – nie ukrywa członek kadry narodowej B i podopieczny Wojciecha Topora.
– Dodatkowe miejsce startowe było głównym celem tego okresu, ale nie składamy broni. Kolejny period zaczyna się już w przyszłym tygodniu i jako cała drużyna chcemy powalczyć. Ważne, że skoki są coraz lepsze i pojawiają się fajne odległości, mimo błędów. Jest parę rzeczy, które trzeba jeszcze poprawić, ale możemy wracać z Japonii z podniesioną głową. Nie wszystkie cele zostały zrealizowane, ale wszystko idzie w dobrą stronę. Będzie trzeba powalczyć w kolejnych tygodniach – kończy drużynowy mistrz świata z 2017 roku.
Reprezentacja Polski przy okazji lutowych zawodów Pucharu Świata w Willingen, Lake Placid i Sapporo będzie musiała radzić sobie w pięcioosobowym składzie. Lutowe zawody Pucharu Kontynentalnego w Lillehammer, Kranju i Iron Mountain wyłonią trzy nacje, które będą dysponować dodatkowymi miejscami startowymi podczas marcowego okresu Pucharu Świata – w Oslo, Vikersund, Lahti oraz Planicy.