Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Świetny trener, wiele mnie nauczył” – Wąsek podsumowuje współpracę z Thurnbichlerem

Paweł Wąsek ma za sobą przełomowy sezon, w którym po raz pierwszy stanął na podium Pucharu Świata. – Najbardziej zapamiętam loty w Oberstdorfie i konkurs w Lahti – przyznaje. Choć miał szansę na indywidualne treningi, zdecydował się pozostać w grupie, bo rywalizacja z kolegami go napędza. Teraz przed nim chwila odpoczynku i nowe wyzwania, pod okiem nowego trenera reprezentacji.

Skijumping.pl: 14. miejsce w klasyfikacji generalnej chyba nie jest najistotniejsze. Najważniejsze jest to, że osiągnąłeś swoje najlepsze wyniki, przełamałeś wiele barier i byłeś powtarzalny jak nigdy wcześniej.

Paweł Wąsek: No tak, myślę, że pod tym względem było bardzo dobrze. Cały sezon mogę zaliczyć na duży plus. Wiadomo, zdarzały się słabsze konkursy, ale to jest normalne w sporcie. Będę pamiętał raczej te dobre chwile i po prostu cieszę się, że ten sezon przyniósł mi tyle radości.

Piąte miejsce na Bergisel, piąte na Wielkiej Krokwi, czwarte na lotach w Oberstdorfie, a w końcu podium w Lahti. Bardziej cieszą te miejsca w tabeli czy pojedyncze chwile, jak na przykład loty narciarskie?

Już mnie ktoś pytał, który konkurs był najlepszy, i ciężko wybrać. Na pewno będę bardzo dobrze pamiętał ten w Oberstdorfie, gdzie z każdym skokiem biłem swój rekord życiowy i finalnie skończyłem czwarty. Lahti i pierwsze podium też zapamiętam na długo. No i niedziela w Planicy – skoki, atmosfera, to było coś niesamowitego.

Jak zmieniło się twoje życie? Wychodzisz na ulicę w Ustroniu czy innych miastach w Polsce i jesteś rozpoznawalny?

Nie, jest tak, jak było dotąd. Nikt mnie nie rozpoznaje, na szczęście, więc na razie jest dobrze.

Ale na skoczniach to chyba inna historia. W Zakopanem kibice dosłownie porywali cię przez płoty, chcieli cię rozerwać na strzępy. Jak się czujesz w roli gwiazdy naszej kadry?

Na początku było to trochę przytłaczające, musiałem się tego wszystkiego nauczyć. Były momenty, że trudno było zasnąć przed konkursem, bo presja była duża. Ale myślę, że każdy zawodnik musi przez to przejść. Każdy musi przejść taki etap, nauczyć się tego i myślę, że całkiem nieźle sobie poradziłem.

Czego najbardziej ci brakuje po tym sezonie? Medalu mistrzostw świata?

Tak, chciałoby się mieć ten medal, ale mimo wszystko i tak uznaję mistrzostwa za udane. Wcześniej, w Sapporo, trochę się gubiłem, miałem mętlik w głowie. Nie do końca wiedziałem, co nie funkcjonuje i nie do końca wiedziałem, jak to poprawić. Na mistrzostwach świata zaczęło wracać dobre czucie i skoki znowu sprawiały mi radość. Wiadomo, szkoda medalu, ale nie było przed sezonem założeń, że jadę tam jako faworyt. Pojechałem, zrobiłem swoje, i mimo wszystko były to zawody na plus.

Kim dla ciebie jest Thomas Thurnbichler po trzech latach współpracy?

Świetnym trenerem. Nauczył mnie bardzo wiele – nie tylko w kontekście skoków, ale też tego, że na skoczni liczy się wszystko, co dzieje się poza nią. Pokazał mi, że problemy, które miałem, np. z symetrią, wynikały czasem z braku wzmocnienia pewnych mięśni. Myślę, że jestem zdecydowanie mądrzejszym zawodnikiem. Mam nadzieję, że odnajdzie się w nowej roli, gdziekolwiek to będzie. Życzę mu jak najlepiej.

Gdyby to zależało tylko od ciebie, bez żadnego dodatkowego kontekstu, chciałbyś kontynuować współpracę z nim?

To trudne pytanie. Dostałem ofertę z Polskiego Związku Narciarskiego, żeby trenować indywidualnie, trochę jak Kamil, i zostać z Thomasem. Odrzuciłem ją. Lubię trenować w grupie, lubię rywalizację, kiedy jeden napędza drugiego. To mnie motywuje do jeszcze cięższej pracy. Jestem na to jeszcze za młody. Nie czułbym się dobrze, trenując sam. Postanowiłem trenować z grupą. Widziałem też, jaka atmosfera panuje w drużynie. Trochę to wszystko kulało. Jasne było, że tak dalej być nie może. 

Wiesz, że to jest nieoczywisty wybór. To było dla ciebie od razu jasne, że tak postąpisz? 

Tak, od razu odrzuciłem tę ofertę. Po prostu wiem, że indywidualny trening nie wypali, nie będę się z tym dobrze czuł. Nie było żadnych przemyśleń. Poza tym nowy trener, Maciek Maciusiak, był z nami przez cały rok. Zna nas, wie, co mi pasowało, co nie. To nie będzie wielka zmiana, bo nie przychodzi ktoś z zupełnie nowym systemem. Nie obawiam się tego. Wierzę, że z nowym trenerem również będzie świetnie.

Bariera językowa – czy to w ogóle był temat w profesjonalnym sporcie? Czy trener mówi po polsku, angielsku – czy to ma znaczenie?

Nie było z tym problemu. Szybko nauczyliśmy się terminologii skokowej po angielsku i dobrze się dogadywaliśmy. Może gorzej było, jak wyszliśmy wieczorem świętować na piwo. Tam był problem, że my jako grupa rozmawialiśmy po polsku, żartowaliśmy. Było widać, że ten biedny Thomas siedzi, nie rozumie i nie może wbić się w rozmowę.

Czyli trochę to my sami jesteśmy problemem? To nie pierwszy trener, który odbija się od polskiej reprezentacji.

Można tak powiedzieć. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku. Ale nic na to nie poradzimy.

Sezon zakończony, a już w sobotę skaczecie dalej, na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.

Tak, główny sezon zakończony, przed nami jeszcze wydarzenie Red Bulla. To będzie dobra zabawa, nowa formuła. Mam nadzieję, że pogoda dopisze i że wszyscy się dobrze pobawimy.

W imieniu kibiców – dziękuję, że byłeś lokomotywą tej drużyny. Gdyby nie ty, nie byłoby podium, a sezon mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Pokazałeś, że z tymi trenerami, z tym sprzętem, w tych warunkach, da się walczyć przez całą zimę.

Da się walczyć przez cały sezon. Wiadomo, chłopakom nie szło, nie potrafili odnaleźć czucia. Byli pogubieni. Mi to wszystko działało, więc było mi łatwiej przebrnąć przez ten sezon. Cieszę się, że miałem taki sezon i mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze lepszy.

Powodzenia!

Dziękuję!

Z Pawłem Wąskiem – w Planicy – rozmawiał Dominik Formela