Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Wielbłąd

Kamil Stoch

Mistrzostwa Świata w Trondheim bez Kamila Stocha! Internet zapłonął! Zamieszki w Zębie! Protest kibiców przed siedzibą PZN w Krakowie! Strajk generalny pracowników Atlasu i Blachotrapezu! Prezydent Duda przerwał zagraniczną wizytę i pośpiesznie wraca do kraju, by wyglosić orędzie! Krach na giełdach całego świata! Armaty pod Pokrowskiem zamilkły! No dobra, trochę przesadziłem. Ale też jest ciekawie.

Najwybitniejszy i najbardziej utytułowany polski skoczek poza składem na imprezę sezonu. To, że Kamil Stoch jest najwybitniejszy i najbardziej utytułowany, to nie moja opinia, tylko opinia Adama  Małysza, jedynego skoczka, który spokojnie mógłby o to miano ze Stochem rywalizować. A skoro on sam tak mówił, to kim ja jestem, żeby się spierać z Adamem Małyszem? Trudno się dziwić, że ta wiadomość poruszyła kibiców, dziennikarzy i kibiców. A że decyzja jest co najmniej kontrowersyjna, to poruszyła tym bardziej. Różne rzeczy już przeczytaliśmy i usłyszeliśmy. Na przykład niektórzy dziennikarze uważają, że to decyzja, za którą trener powinien zostać dyscyplinarnie zwolniony. Ja aż tak radykalny w opinii nie jestem, ale na spokojnie wyjaśnię dlaczego ta decyzja jest nie do obrony, a jej umotywowanie absurdalne. Jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych wpadek językowych w polskim komentarzu sportowym brzmi "To nie był błąd, to był wielbłąd obrońcy". Parafrazując - to był wielbłąd trenera.

"Powodem, dla którego zabieramy pięciu zawodników, jest to, że sztab trenerski chce stworzyć atmosferę pracy bez nadmiernej rywalizacji wewnętrznej" - poinformował opinię publiczną trener Thurnbichler. Pojawiły się spekulacje, że to była decyzja prezesa, czy też zarządu PZN, ale wobec powyższych słów można je uznać za błędne. Thurnbichler wziął publicznie tę decyzję na siebie, względnie podzielił się odpowiedzialnością z Maciejem Maciusiakiem. Ale to on jest szefem, a Maciusiak asystentem. Zatem nie ma sensu ani powodu rozliczać tej z tej decyzji nikogo poza nim samym. Jeśli nawet to rozwiązanie ktoś mu suflował, trener przedstawił jej jako swoje. A trener kadry narodowej po pierwsze decyzje kadrowe powinien podejmować samodzielnie a po drugie - nie powinien brać na swoje barki cudzych błędów. To, że była to autonomiczna decyzja Austriaka, potwierdził również związek ustami członka zarządu - Rafała Kota. Albo uważamy, że żyjemy w świecie, gdzie wszyscy nas okłamują, albo uważamy, że jednak pewne zasady obowiązują i gdy poważni ludzi na poważnych stanowiskach coś stwierdzają, to przyjmujemy to za dobrą monetę. No chyba, że fakty świadczą o czymś przeciwnym, niż słowa. Tu mamy do czynienia tylko z domysłami, które nie są niczym poparte. A więc wielbłąd trenera. 

 

Najpierw rzućmy okiem na nasze drużyny na poprzednie mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym:

Liberec 2009 - (Adam Małysz broni tytułu Sapporo) - jedziemy w sześciu.

Falun 2015 - (Kamil Stoch broni tytułu z Val di Fiemme) - jedziemy w sześciu.

Lahti 2017 - (nikt nie broni tytułu, możemy wystawić tylko 4 skoczków!) - jedziemy w sześciu.

Oberstdorf 2021 - (Dawid Kubacki broni tytułu z Seefeld) - jedziemy w sześciu.

Planica 2023 - (Piotr Żyła broni tytułu z Oberstdorfu) - jedziemy w pięciu.

Jak widać, od 2009 roku niemal zawsze, gdy na choć jednej skoczni mogliśmy wystawić pięciu zawodników, braliśmy sześciu. A gdy mogliśmy czterech - braliśmy pięciu. Po prostu zabieranie rezerwowego zawodnika jest standardem. Choroba, kontuzja, jakiś wypadek losowy. Nie tylko w polskiej ekipie, tak samo postępują inni - Niemcy, Norwegowie, Austriacy - wszyscy, którzy się liczą, a nawet ci, którzy niespecjalnie się liczą. Co więcej, w 2017 roku do Lahti, gdzie żaden z Polaków nie bronił żadnego tytułu, też zabraliśmy sześciu skoczków. Podobnie zresztą na przykład zrobili Czesi w 2009, gdy mieli u siebie mistrzostwa w Libercu. Nikt tytułu nie bronił, mogli wystawić w obu konkursach czterech, do mistrzostw zgłosili sześciu. Ba, w Planicy w 2023 roku było sześciu Kazachów. Owszem, my do Val di Fiemme w 2003 czy Oberstdorfu w 2005 zabraliśmy tylko pięciu, bez rezerwowego na jeden z konkursów. Ale to były dawne czasy i mieliśmy wtedy tylko Małysza i garść statystów. Mocne ekipy, który miały limit 5, na przykład Niemcy - też zabierali w takim przypadku sześciu.

Zatem decyzja o zabraniu tylko pięciu zawodników jest nietypowa, niestandardowa, rzadka. Nie jest zupełnie wyjątkowa. We wspomnianym Libercu kwotę pięciu na dużej skoczni mogli wystawić Szwajcarzy, gdyż Simon Ammann bronił złotego medalu z Sapporo. A oni w ogóle wysłali na mistrzostwa tylko dwóch skoczków. I dobrze, że z Ammannem wysłali Küttela, bo im tam kolejne złoto zdobył. Ale oni po prostu w tamtym sezonie mieli w kadrze narodowej tylko tych dwóch skoczków. Jedynym poza Ammannem i Küttelem Szwajcarem, który przed Libercem został wystawiony do jakiegokolwiek konkursu powyżej pucharu kontynentalnego, był Antoine Guignard, który dwa razy odpadł w kwalifikacjach w Engelbergu. Była to więc sytuacja ekstremalna.

Chyba nie trzeba się specjalne rozwodzić nad korzyścią płynącą z dodatkowego miejsca na mistrzostwa. Bez względu na prezentowaną przez zawodników formę. Skoki to taki sport, że nigdy nie wiadomo, kto nagle odpali, kto będzie miał dzień konia. A kto złapie kontuzję, albo choróbsko. Nam już się przecież przydarzyło wstawiać na imprezach medalowych skoczków chorych, skaczących na lekach. 

Jeśli Wam się wydawało, że zabranie tylko pięciu zawodników na imprezę sezonu, jest decyzją niemądrą, to posłuchajcie uważnie uzasadnienia: "Powodem, dla którego zabieramy pięciu zawodników, jest to, że sztab trenerski chce stworzyć atmosferę pracy bez nadmiernej rywalizacji wewnętrznej. Poziom stresu na tak dużej imprezie i tak jest już wystarczająco wysoki" - powiedział trener Thurnbichler. Celowo napisałem "powiedział", a nie "wytłumaczył", ani "wyjaśnił", bo trener niczego nie wytłumaczył, ani nie wyjaśnił. Czy ktoś kupuje argument o "nadmiernej rywalizacji wewnętrznej" która miałaby kogoś zestresować? Kogo? Starych weteranów, którzy jadą na swoje któreś już tam mistrzostwa? W dodatku od dekady jeżdżący w tym samym składzie, bo przecież układ Stoch - Kubacki - Żyła jeździł zawsze od Val di Fiemme w 2013? A Stoch z Żyłą byli tez razem w Oslo w 2011 i w Sapporo w 2007? Zniszczoł był z nimi w Falun i Planicy. Wolny w Seefeld. A Wąsek w Planicy. No cóż. Jak wspominałem - z zasady zakładam, że ludzie mówią prawdę. Ale są takie wypowiedzi, które trzymają się kupy, albo się jej nie trzymają. Ta się trzyma, jakbyśmy lepili z surowego ryżu.

[No tak, ale po co brać na szóstego skoczka, który nie prezentuje przyzwoitego poziomu sportowego? Na co nam na mistrzostwach taki rezerwowy, co to skacze nieregularnie, najwyżej tej zimy doskoczył do 16. miejsca i uciułał marne 88 punktów? No cóż, spytajcie samego Thomasa Thurnbichlera z 2023 roku. On wziął na szóstego wspomnianego już Jana Habdasa, który miał wtedy uciułane 24 punkty. Zdobyte w dwóch konkursach, w których punktował - u siebie, na Wielkiej Krokwi, oraz w Rasnovie, podczas konkursu, który obsadą przypominał raczej zawody pucharu kontynentalnego, niż świata. Pozostałe 8 występów - bo startował jeszcze mniej regularnie, niż Stoch, to sześć skoków w pierwszych seriach i dwukrotne odpadnięcie w kwalifikacjach. Tak więc decyzja, by zabrać tylko pięciu skoczków, jest niekorzystna, nietypowa i niekonsekwentna z punktu widzenia samego Thurnbichlera.]*

AKTUALIZACJA:

Zwrócono mi uwagę, że Jan Habdas nie został powołany w 2023 roku do Planicy. Jan Habdas figuruje jako zawodnik będący częścią polskiej drużyny w polskiej wersji wikipedii o Mistrzostwach Świata w Planicy [LINK], a także na liście wyników treningów na stronie FIS [LINK], z 1 marca 2023, jednakże z adnotacją, że nie wystartował. Nie ma go z kolei w artykułach ogłaszających skład na tę imprezę. I na pewno startował na zawodach Pucharu Kontynentalnego w Iron Mountain w USA w dniach 3-4 marca 2023. Pisząc powyższy akapit byłem przekonany, na podstawie źródeł, na które się powyżej powołuję, że Jan Habdas znalazł się w składzie na Mistrzostwa Świata. Jednak to pomyłka organizatorów, która wynikała z tego, że Jan Habdas został zgłoszony wstępnie, gdy Dawid Kubacki zmagał się z kontuzją pleców. Najmocniej przepraszam za wprowadzenie czytelników w błąd. Kierowałem się dostępną mi wiedzą i umieszczam do tej wiedzy stosowne odnośniki. Uznałem, że bardziej elegancko i uczciwie będzie zamieścić stosowne wyjaśnienia, niż kasować akapit, który został już przecież przeczytany i skomentowany przez kilka osób. 

Gdybyśmy faktycznie mogli wystawić tylko czterech, gdybyśmy byli biednym związkiem, dla którego wysłanie sześciu zawodników to problem finansowy, to zapewne decyzja o zabraniu pięciu by się obroniła. Choć w 2017 do Lahti Stefan Horngacher zabrał sześciu skoczków, mając w obu konkursach do obsadzenia tylko po 4 miejsca. Tam to dopiero była wewnętrzna rywalizacja, bo odstrzelić trzeba było za każdym razem po dwóch.

Gdyby Kamil Stoch był faktycznie w formie wyraźnie słabszej, niż pozostali zawodnicy, być może kontrowersje byłyby mniejsze. Ale przecież tak nie jest. Jak pisałem w swoich felietonach, mamy nieustanny kontredans. Tylko Paweł Wąsek prezentuje formę wyraźnie wyższą od kolegów i bardzo rzadko komuś innemu udaje się zająć wyższe od niego miejsce w jakimś konkursie. Akurat udało się to Kamilowi Stochowi w Sapporo. A Sapporo, wedle słów trenera miało być przecież ostatnim sprawdzianem przed Trondheim. Wielu (mnie włączając) uważało, że to bezpośrednia rywalizacja o szóste miejsce między Stochem a Kotem. A okazało się, że nie. Jeśli o nominacjach zdecydowała nie forma z ostatnich kilku tygodni (a chyba  byłoby to najrozsądniejsze podejście), ale z całego sezonu, to najbardziej miarodajnym czynnikiem byłaby średnia punktów na konkurs. Jak ona wygląda? 

Tu Kamil Stoch jest czwarty. Ale trener wybrał inne kryteria. Po pierwsze - liczba ogólnie zdobytych punktów. No niby jasny, oczywisty, i najbardziej naturalny faktor. Niby. Miałby sens, gdyby różnice między zawodnikami były wyraźne i gdyby ci zawodnicy mieli po tyle samo konkursów za pasem. Ale tak nie jest. Tym bardziej, że system punktowania premiuje zawodników, którzy zajęli co najmniej 15 miejsce. Wtedy każde jedno miejsce wyżej, to przyrost o kilka, a potem kilkanaście a potem dwadzieścia punktów. A nasi zawodnicy właśnie głównie kręcili się w trzeciej, lub drugiej dziesiątce. Wystarczy jeden dobry konkurs - a to mocniej podwieje mi, a to dmuchnie w plecy innym, i już można zająć miejsce w pierwszej dziesiątce. I natrzaskać punktów. A że kolega w trzech innych konkursach był lepszy? 

Drugie kryterium - najwyższe miejsce zajęte w poszczególnym konkursie. Znów - niby sensownie. No bo na mistrzostwach walczymy o medale. Lepiej wziąć skoczka, który ma szansę oddać jeden czy dwa skoki na czołówkę, bo a nuż odpali właśnie w konkursie na medal? Co z tego, że ktoś stabilnie jest koło 15 miejsca, za taką stabilność medali nie dają. A Ty bracie skacz czasem na bulę, ale czasem w okolice podium to cię weźmiemy. No niby logicznie. Tylko co, jeśli dany skoczek zajął to najwyższe miejsce w kuriozalnym, wypaczonym przez szalejący wiatr konkursie? Średnia punktów na konkurs jest jednak bardziej wymiernym wskaźnikiem.

Dlaczego zatem trener wybrał takie kryteria, a nie najuczciwsze? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi... Było kiedyś takie powiedzenie o dobieraniu argumentów pod tezę  i chodziły też plotki o mechanizmie ustawiania przetargów pod konkretną firmę...

Słyszałem takie argumenty, że skoczka nie powinno się zabierać na imprezę za zasługi. Oczywiście można mieć taką opinię. Tylko że tu też mamy problem. Najmniej punktów uzbierał Piotr Żyła. I on ma też najniższe swoje miejsce najwyższe, że tak pokaleczę piękną polszczyznę. Ale jedzie, bo to on broni tytułu, to on ma "dziką kartę", to on jest tym piątym, którego możemy wystawić do konkursu na skoczni normalnej. No to przepraszam, co to jest, jak nie zabieranie skoczka za zasługi? I to zabieranie za zasługi, to nie jest nawet jakieś widzimisię tego czy innego trenera. Jak wskazuje nam wyraźnie FIS, zabieranie kogoś za zasługi jest zgodnie z duchem skoków narciarskich. Jest tak wpisane w ich DNA, że zostało usankcjonowane specjalnym przepisem. Gdyby jeszcze FIS ustanowiła taki przepis, że dodatkowe miejsce przysługuje krajowi, to można by się spierać o motywację. Ale ono przysługuje imiennie. FIS mówi - "Możecie wystawić dodatkowego skoczka, pod warunkiem, że to mistrz sprzed dwóch lat, bez względu na to, w jakiej jest formie. Może skakać na drugą serię w FIScupach, ale jak go chcecie wystawić, to wystawiajcie. Lepszego zamiast niego? O nie, nie. To nie przejdzie." Oto zabieranie kogoś za zasługi na pełnej.

I wiecie co? Ja tam uważam, że można zabierać za zasługi. Być może nie wtedy, gdyby za zasługi pojechał ktoś, kto odebrałby tym samym miejsce faktycznie komuś wyraźnie lepszemu. Albo utalentowanemu juniorowi, który powinien się oskakiwać na dużych imprezach. Ale przecież to zupełnie nie ta bajka. Do Trondheim nie poleci skoczek, który mógłby polecieć jako szósty i zupełnie nikogo by to nie skrzywdziło i nie odebrałało by to Polsce żadnej szansy. Tam nie poleci skoczek, który jest nie tylko zdecydowanie lepszy od całej reszty, która zostanie w kraju, ale w zasadzie minimalnie lepszy od jednego, lub nawet dwóch takich, co tam lecą - zależy od tego, jakie kryterium przyjmiemy. Wysłanie Stocha do Trondheim byłoby tylko wzmocnieniem naszego potencjału i poszerzeniem manewru. Kto wie, czy po treningach nie byłby tam drugim najlepszym Polakiem. W końcu na Granasen wygrał dwa konkursy. Więc chyba ta skocznia mu leży. A na pewno go nie uwiera.

Słyszałem argumenty, że brak startu Stocha to żadna strata. Że my tam nie jedziemy po medale i w ogóle po żadne dobre wyniki. I Stoch też pojechałby po to siedemnaste miejsce. Więc niech siedzi w domu. No niby tak. Ale w takim razie po co jedzie tam reszta? Wysłać Wąska i tyle. Albo nawet i jego nie wysyłać. Jakie ma szanse z Austriakami, Forfangiem i Kobayashim? Ile razy stał tej zimy na podium? Idąc tym tokiem rozumowania, po co do konkursu zgłasza się kilkudziesięciu skoczków a kwalifikacje ograniczają ich liczbę do 50? Po co na konkursy jeżdżą Francuzi, Włosi, Finowie, Turcy, Bułgar czy Estończyk? Niech jedzie pięciu albo sześciu, co ma szanse na medale. Konkurs w siedem minut, kwiatek, blaszka, fotka i do domu.

Nie proszę państwa. Sportowcy nas reprezentują, ale mają też marzenia i ambicje. Są też pewne zasady. Trenerzy kadr narodowych powinni kierować się jasnymi, przejrzystymi i uczciwymi kryteriami. Po dzisiejszej decyzji mam poważne wątpliwości, czy takimi kryteriami się kierowano.

Nie lubię zaglądać ludziom w motywacje. Nie jestem wróżką, ani psychologiem i nie lubię oskarżać innych o niskie instynkty, nie dysponując dowodami. Nie przyłączę się zatem do chóru tych, którzy uważają, że decyzja trenera jest podyktowana osobistą niechęcią, lub że Thurnbichler zemścił się w ten sposób na Kamilu Stochu za votum nieufności i stworzenie własnego sztabu z Michalem Doležalem na czele. Chcę wierzyć w jego dobre intencje i uczciwość. Ale jasno i wyraźnie podkreślam - ta decyzja nie jest ani mądra, ani sprawiedliwa, ani korzystna dla polskich skoków narciarskich. A Thomas Thurnbichler nie jest managerem swojego prywatnego klubu sportowego. Jest trenerem polskiej reprezentacji narodowej i dobro polskiego sportu powinno być dla niego obowiązującym modus operandi.

***
Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.