Paweł Wąsek: "Chciałoby się więcej"
Paweł Wąsek zakończył pierwszy z mistrzowskich konkursów w Trondheim w czołowej dziesiątce. Na tyle wystarczyło talentu, energii i pracy, którą wiślanin wykonał przygotowując się do tego sezonu i najważniejszej imprezy zimy.
- Jestem umiarkowanie zadowolony. Dobry rezultat, ale wiadomo, że chciałoby się więcej. Skoki też nie nie były idealne, wiec pozostaje niedosyt. W kwestii warunków- w pierwszej serii były złe a w drugiej bardzo korzystne, więc ostatecznie nie ma co narzekać. Natomiast pierwszy skok na pewno nie był idealny. Nie nastawiałem się na żadne miejsce. Miałem taki plan, by przełożyć swoje najlepsze skoki z sezonu na najważniejszą imprezę. Nie do końca to wyszło. Teraz duża skocznia i muszę się nastawić na rywalizację o skład, bo z moimi skokami na razie nie jestem pewien miejsca - skomentował Wąsek.
Jakub Wolny dopiero po raz drugi w życiu wystąpił w konkursie o mistrzostwo świata i dopiero po raz pierwszy zameldował się w takim konkursie w drugiej serii.
- Jeśli w wieku trzydziestu lat zawodnik po raz pierwszy wchodzi do drugiej serii na mistrzowskiej imprezie na tym rozmiarze skoczni, to znaczy, że trzeba być wytrwałym w tym sporcie. To był taki mój mały cel, który sobie założyłem przed sezonem, żeby przyjechać na mistrzostwa i wejść do tej "30". To się udało zrealizować. Bądźmy szczerzy, ostatnie lata były dla mnie kiepskie, więc udało mi się wyjść z głębokiego dołka. Chciałbym skakać lepiej, chciałbym walczyć o czołowe lokaty. Ale chociaż idę powoli do przodu, mam na siebie jasny plan i go realizuję. W każdym razie, jak wiadomo, wolę większe skocznie, więc cieszę się, że teraz już została duża - skomentował swój występ bielszczanin.
- Coś tam się udało osiągnąć. Skoki były w porządku. Po pierwszym skoku wydawało mi się, że będę wysoko, ale okazało się, że ten długi lot to głównie zasługa wysoko ustawionej belki. Nie myślę jeszcze o tym, że trzeba będzie teraz wywalczyć miejsce na konkurs na dużej skoczni. Skupię się na sobie, chcę mieć frajdę ze swoich skoków. Może uda się trochę polatać - ocenił dwudziesty dziś Piotr Żyła.
Z bardzo kwaśną miną podszedł do dziennikarzy Aleksander Zniszczoł. 30-latek jest zwykle ostoją spokoju, tym razem niezadowolenie było wyraźnie widoczne na jego mokrej od deszczu twarzy. - Nadal jestem zły po swoim drugim skoku. Na moje odczucie, to nie był zły skok. Ale to był pierwszy skok w Trondheim, gdy tu za bulą nie poczułem żadnego parcia pod nartami. Ciężko było coś z tego zrobić. Próbna była ok, pierwsza seria była ok, a ten drugi skok jest dla mnie niemiłym zaskoczeniem - powiedział Aleksander Zniszczoł.
Dawid Kubacki zajął dziś dziewiętnaste miejsce. - Wydaje mi się, że dzisiejsze skoki były okej. Wiadomo, że to wciąż popełniam błędy, ale nie były to błędy kardynalne. Warunki dziś były ciężkie. To było widać po wynikach zawodników z czołówki pucharu świata, którzy nie weszli do drugiej serii, lub wylądowali gdzieś w trzeciej dziesiątce. Ja też w pierwszej serii zaraz po progu miałem wrażenie, że będzie super. Poczułem taki podmuch, że myślałem, że skoczę 120 metrów. Ale podmuch szybciutko się skończył i przepadłem jak kamień w wodę. Na tym i noty cierpią, bo lądowałem z wysoka więc trochę mnie wgniotło. W drugiej serii z kolei miałem słabszy wiatr pod narty, ale za to miałem go na całej długości. Czy miałem nadzieję na dobry wynik? Wiedziałem, że warunki mogą odegrać na tej skoczni dużą rolę, więc stwierdziłem - idę zrobić swoje, najlepiej jak potrafię na obecnym poziomie. Jak się poszczęści, to może być ponadprzeciętnie dobrze, jak nie, to ponadprzeciętnie źle. Przed dużą skocznią jestem spokojny. Wiem co mam robić i tego się będę trzymał. Mam wrażenie, że na dużej skoczni moje skoki działają trochę lepiej, niż na normalnej. Jak będzie, to zobaczymy po konkursie - zakończył mistrz świata sprzed 6 lat.
Korespondencja z Trondheim, Marcin Hetnał