Marius Lindvik: "Ciężko pracowałem, by wrócić do formy"
Marius Lindvik mistrzem świata na skoczni normalnej. Norweg sprawił radosną niespodziankę licznie zgromadzonym na trybunach kibicom. To jego pierwsze zwycięstwo w elicie, tej zimy. Nie mogło przyjść w lepszym miejscu i momencie.
Marius Lindvik skompletował właśnie trzy złote medale z najważniejszych konkursów w skokach narciarskich. Po dzisiejszych zawodach może się już pochwalić mistrzostwem olimpijskim, świata oraz w lotach. Lindvik świetnie prezentował się latem i był typowany przez niektórych ekspertów jako poważny kandydat do pucharu świata. Tymczasem od początku zimy zawodził. Odrodził się w samą porę. W ostatnim konkursie przed mistrzostwami - w Sapporo - stanął po raz pierwszy na podium. A dziś nie miał sobie równych. Na jego zwycięstwo patrzyła dziś z trybuny honorowej para królewska, którą zresztą miał zaszczyt potem spotkać.
- Co mam powiedzieć? Oddałem dzisiaj dwa najlepsze skoki, ze wszystkich, jakie oddałem w całym sezonie. Jestem pod wrażeniem samego siebie i tego, że mogę to zrobić tutaj, w Trondheim, kiedy ma to największe znaczenie, powiedział dziennikarzom NRK rozemocjonowany mistrz świata. - Złoty medal w Trondheim był bardzo wysoko na mojej liście pragnień, dlatego bardzo ciężko pracowałem, aby wrócić do formy. I to fantastyczne, że mi się udało – dodał. Świeżo upieczony mistrz nie zjawił się na konferencji prasowej, uczestniczyli w niej za to pozostali medaliści.
Srebrny medal wywalczył Andreas Wellinger. Niemiec stracił do zwycięzcy 2,3 punktu.
- To były naprawdę świetne zawody. Bardzo wysoki poziom. Szczególnie w pierwszej serii, gdy kilkunastu z nas skoczyło poza rozmiar skoczni. Myślę, że to było świetne widowisko. A osobiście - bardzo się cieszę z mojego srebrnego medalu. Ten medal jest dla nie motywacją. Szczególnie dlatego, że ostatnie tygodnie nie były szczególnie udane ani dla mnie, ani dla moich kolegów z drużyny. To wspaniałe, móc znów wróć na podium. Fantastyczna sprawa. Teraz nie mogę się już doczekać dużej skoczni - powiedział mistrz olimpijski z Pjongczangu.
Medal dla Niemca też jest pewną niespodzianką. Wellinger od ponad dwóch miesięcy nie był w stanie zbliżyć się do podium, zajmując najczęściej w pucharowych zmaganiach miejsca w drugiej dziesiątce.
- Pomimo swoich wyników, jechałem do Trondheim pełen wiary we własne możliwości. Zawsze wierzę w siebie. Już dwa tygodnie temu poczyniłem pewne postępy, zajmując w jednym z konkursów Sapporo miejsce w pierwszej dziesiątce. Nie było to łatwe, ale dałem radę, i uwierzyłem, że mogę zrobić kolejny krok. W zeszłym tygodniu podczas zgrupowania wreszcie poczułem, że mojej skoki są takie, że pozwolą mi na rywalizację z najlepszymi. Tu w Trondheim już od pierwszego skoku treningowego czułem, że jest dobrze. Nie byłem oczywistym faworytem do miejsca na podium, ale udało się i dziś mogę się tylko cieszyć - dodał skoczke, dla którego dzisiejszy srebrny krążek mistrzostw swiata jest już czwartym takiego koloru.
Jan Hörl był jedynym z podiumowiczów, który był wymieniany wśród naturalnych faworytów. Trafił mu się najniższy stopień.
- To mój pierwszy medal z mistrzostw świata i ma naprawdę wyjątkowy smak. Trudno to wyrazić słowami, bo zawsze marzyłem o medalu z mistrzostw. A teraz go mam. Niesamowita sprawa. Podobnie jak w przypadku Andi'ego nie zamierzam spocząć na laurach i ten medal motywuje mnie do dalszej walki. Trenowaliśmy tu latem, całkiem nieźle poszło nam też na tej skoczni zeszłej zimy. Zobaczymy jak będzie, ale myślę, że na dużej skoczni też będę mógł pokazać niezłe skoki. Trochę mi się nazbierało drugich miejsc w tym sezonie. Cieszę się, że i tu w Trondheim jestem na podium. Medal to jest duże osiągnięcie. Mam nadzieję, że na dużej skoczni będzie jeszcze lepiej - zakończył Austriak.
Korespondencja z Trindheim, Marcin Hetnał