Strona główna • Mistrzostwa Świata

Anna Odine Stroem: "Weszłam w rolę mamuśki"

Anna Odine Stroem zgarnęła dwa medale w dwóch startach w Trondheim. Choć tej zimy pierwsze skrzypce w drużynie grała do tej pory Eirin Maria Kvandal, to jednak mistrzostwa na razie układają się lepiej dla reprezentantki klubu Alta IF.

Skijumping.pl: Większość poprzedniego sezonu spędziłaś u lekarzy, rehabilitantów, fizjoterapeutów. Wróciłaś na skocznie po kontuzji i jak na razie impreza docelowa układa się dla Ciebie wspaniale.

Anna Odine Strøm: Czuję się cudownie. Mam wrażenie, że ten medal jest naprawdę wywalczony. I czuję się teraz sobą - jeśli mogę tak to określić. Straciłam wiele tygodni i mój stosunek do skoków uległ pewnej zmianie. Bardzo tęskniłam za skokami. Potem do nich wróciłam, ale coś się zmieniło. A teraz wreszcie czuję się tą zawodniczką, którą byłam przed kontuzją. To wspaniałe uczucie. I przyszło w samą porę.

Dwa konkursy, dwa medale. Brąz indywidualnie, ale prawdziwym wydarzeniem jest chyba mistrzostwo w drużynie. Wierzyłaś, że pomimo kontuzji, które w trakcie zimy wyeliminowały z rywalizacji, mocne, doświadczone koleżanki, dacie jednak radę?

Miałam taka nadzieję. Na papierze nie byłyśmy faworytkami, ale trzymałyśmy się razem, wspierałyśmy się, dałyśmy z siebie wszystko. Miałyśmy też szczęście. Niektóre z naszych rywalek nie zaprzyjaźniły się z tą skocznią. To dało nam też szansę na zwycięstwo. Ale tak, po kontuzjach Silje a potem Thei, mój poziom wiary i pewności w siłę tej drużyny był nieco niższy.

To już Twoje czwarte mistrzostwa, z każdych przywoziłaś jakieś medale. Jaka jest Twoja recepta na sukces na docelowej imprezie?

Nie wiem tak naprawdę, czy taką mam. Mam za to wokół siebie świetny zespół. Dwa lata temu i podczas tych mistrzostw czuję się mocnym punktem drużyny. Czuję, że naprawdę przyczyniłam się do tych sukcesów a nie po prostu uczestniczę w mistrzostwach. Poczyniłam postępy i jestem lepszym sportowcem. Dzieki temu udaje mi się czasem odnieść sukces a niektóre z tych sukcesów szczęśliwie przypadają na imprezy medalowe. Mam szczęście, bo jestem częścią świetnej, mocnej kadry. Bez tych ludzi tez dawałabym z siebie wszystko, ale pewnie byłoby dużo trudniej o sukcesy.

Eirin jest obecnie w najlepszej formie z Was, ale Ty wyrosłaś teraz na najbardziej doświadczoną członkinię grupy i masz na koncie sporo sukcesów. Czujesz się liderką kadry?

Ujęłabym to tak - wiem, co robię i czuję się odpowiedzialna za młodsze koleżanki. Czasem im o czymś przypominam, troszczę się o nie. Ale sportowo mamy mocną, wyrównaną grupę. Natomiast młodsze dziewczyny wiedzą, że zawsze mogą się do mnie zwrócić z jakimiś pytaniami, czy poprosić o radę. Ale nie błyszczę teraz sportowo, myślę, że wszystkie możemy się wymieniać dobrymi radami i wzajemnie sobie pomagać. Ale owszem, niektóre traktują mnie trochę jak mamuśkę. Przyjęłam taką rolę i chyba się w niej sprawdzam.

Teraz przed Tobą duża skocznia. Myślisz, że możesz się tam spisać lepiej, niż na normalnej?

Przed kontuzją lepiej czułam się na mniejszych skoczniach. Tej zimy mam na koncie dwa podia w pucharze świata i oba wywalczyłam na dużych skoczniach. Więc chyba ostatnio poprawiłam się na dużych. Zobaczymy jak mi pójdzie. Na normalnej spisałam się całkiem nieźle, mam nadzieję, że na większej pójdzie mi nie gorzej.

Korespondencja z Trondheim, Marcin Hetnał