Strona główna • Mistrzostwa Świata

Austriacy otwarcie o norweskich kombinacjach: "To jawne oszustwo"

Skandal w Trondheim będzie miał dla skoków narciarskich poważne reperkusje i rzuci się cieniem na wizerunek dyscypliny. Wszyscy nasi rozmówcy zgodnie jednak twierdzą - dobrze się stało.

Rozmawialiśmy z Austriakami, którzy wspólnie z polską ekipą i Słoweńcami składali protest na machinacje przy norweskich kombinezonach.

- Jeszcze przed konkursem złożyliśmy protest wspólnie z Polską i Słowenią. Bo to, co zobaczyliśmy na filmiku, wyglądało bardzo podejrzanie. Chip możesz dostać tylko wtedy, gdy kombinezon jest gotowy i skontrolowany przez Christiana Kathola. A po zachipowaniu nie wolno nim manipulować, przecież po to są te chipy.  Można wprowadzać tylko najdrobniejsze poprawki, reperacje. Możesz na przykład troszkę go rozciągnąć, jak wskutek używania zmieni się przepuszczalność, ale też w określonym limicie.  Ale tu widzieliśmy zachipowany kombinezon, a on jest rozszyty, niegotowy, w kawałkach.  Ale FIS odrzuciła nasz protest.  Natomiast po konkursie kontrolerzy rozcięli kombinezony i znaleźli coś podejrzanego. Efektem są te dwie dyskwalifikacje. Cieszę, że jednak one nastąpiły. Sprawa jest teraz jasna i cieszę się z konsekwencji. Gdy oszukujesz, musisz zostać ukarany. To dobre dla przyszłości skoków, choć na pewno nie jest dobre chwilowo dla wizerunku dyscypliny. Trzeba pracować nad tym, by skoki były sprawiedliwe.Może trzeba więcej szczegółowych przepisów? Może potrzebujemy kontrolerów? Wszyscy starają się trochę naginać przepisy, my, Słoweńcy, Niemcy. Ale jednak do tej pory poruszaliśmy się wewnątrz nich. A tu mieliśmy do czynienia z oczywistym oszustwem - manipulowanie kombinezonami po zachipowaniu - powiedział naszemu portalowi Andreas Widhölzl.

W podobmym tonie wypowiedział się świeżo upieczony srebrny medalista, który tuż przed ceremonią kwiatową został przesunięty z trzeciego miejsca na drugie.

- Oczywiście sytuacja jest teraz skomplikowana a atmosfera będzie trochę napięta. To przykre, że przy kombinezonach Mariusa i Johanna doszło do manipulacji. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu - doszło do oszustwa. Ale jestem otwarty na to, by porozmawiać z moimi kolegami z Norwegii, bo sam chciałbym się od nich dowiedzieć, dlaczego to zrobili - powiedział nam wicemistrz świata, Jan Hörl.

Korespondencja z Trondheim, Marcin Hetnał