Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

„Kocham ten sport” – Stefan Hula rozwija się jako trener

Stefan Hula

Stefan Hula błyskawicznie po oddaniu ostatniego skoku, co miało miejsce 12 marca 2023 roku, zaczął zbierać doświadczenie na arenie międzynarodowej jako szkoleniowiec. Drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu w sezonie 2023/24 uczył się trenerskiego fachu od Haralda Rodlauera z Austrii, a minionej zimy był prawą ręką Marcina Bachledy. Obie współprace miały miejsce w ramach sztabu szkoleniowego kobiecej reprezentacji Polski.

Skijumping.pl: Stefan, zakończyłeś karierę sportową, ale nadal jesteś bardzo blisko skoków narciarskich – już jako trener.

Stefan Hula: Tak, jestem i jak to wygląda? Jestem bardzo zadowolony. Szczególnie z pracy, którą wykonaliśmy w tym sezonie, bo może nie osiągnęliśmy nie wiadomo jakich wyników, ale dziewczyny zrobiły ogromny postęp. Przede wszystkim te dwie, Pola Bełtowska i Ania Twardosz. Jeżeli będzie to tak dalej wyglądało, no to możemy liczyć tylko na lepsze rezultaty i oby tak było. Ta praca mnie cieszy, dziewczyny chcą pracować, to jest najważniejsze. Oby tak dalej. Chciałoby się mieć więcej tych dziewczyn, ale naprawdę ciężko teraz o kogokolwiek więcej. Najważniejsze, że mamy te dwie zawodniczki, które chcą skakać, chcą trenować i zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Gdzie jest trudniej, na belce startowej czy w szatni, jako trener? Masz porównanie.

Ojejku, to jest zupełnie co innego, nie da się tego porównać. Tam na belce to jesteś ty, jako zawodnik, słuchasz się trenera, starasz się wykonać jego polecenia i wierzyć w to, co mówi. I tyle. Jako trener musisz tego zawodnika nastawić tak, żeby ci uwierzył i zaufał, że to, co robisz, jest dobre i przyniesie efekty. To jest zupełnie inna sytuacja, tego się nie da porównać.

Kiedy dwa lata temu kończyłeś karierę w Zakopanem na Pucharze Kontynentalnym, dałbyś wiarę, że tak to się potoczy? Przez dwa ostatnie sezony zbierałeś doświadczenie z dwoma różnymi szkoleniowcami w Pucharze Świata kobiet – u boku Haralda Rodlauera i Marcina Bachledy.

Nigdy nie wiadomo, co przyniesie życie. Myślę, że praca z Haraldem bardzo mi pomogła zapoznać się z całym Pucharem Świata, przekonać się, jak to wygląda właśnie ze strony trenera. To było super. Uważam, że to procentowało minionej zimy. Teraz pracujemy razem z Marcinem. Myślę, że nasza współpraca też jest fajna i dziewczyny zyskują dzięki temu. Jest to zupełnie coś innego niż bycie zawodnikiem. Nie mogę powiedzieć, że już się nauczyłem wszystkiego. Cały czas zdobywam doświadczenie i uczę się tego zawodu. Uczę się też podejścia do zawodniczek.

Masz w sobie przekonanie, że to jest to, co chcesz próbować robić przez kolejne lata?

Myślę, że tak. Chciałbym, żeby tak było, ale co przyniesie przyszłość? Czas pokaże.

Jesteś uosobieniem tego, że ten tryb życia jest po prostu uzależnieniem, które trudno zwalczyć. Dostałeś zielone światło, mogłeś zacząć robić coś zupełnie innego i zacząć żyć w inny sposób. I co teraz robi Stefan Hula? Spędza cały rok w Pucharze Świata <śmiech>...

Nie no, zawsze gdzieś w głowie miałem to, że chcę zostać z tymi skokami. To jest całe moje życie, kocham ten sport. Czy to są skoki kobiet, czy to są skoki mężczyzn, po prostu to lubię i byłem od małego nauczony tego, że ciągle wyjeżdżam, często jestem na skoczni, cały czas jestem związany z treningiem, więc to jest pasja. To nie jest tak, że to robię, bo muszę, tylko to naprawdę moje hobby.

Czy twoja żona podziela to zdanie?

Nie, nie zawsze <śmiech>... Akurat ten sezon był taki, że współczuję żonie i dzieciakom. Sobie też, bo bardzo rzadko widywałem się z dziećmi w trakcie zimy, z żoną tak samo. To jest trudne. Taki luty – byłem w domu tylko kilka dni, a dzieciaki dorastają i trochę tego mi oczywiście brakuje. Za nami naprawdę dobry sezon, częściowo mi to wynagrodziło. Jako trenerom brakuje nam wsparcia, bo jesteśmy sami z Marcinem. Choćby po to, żeby któryś z nas mógł czasami odpocząć, zastanowić się, co i jak dalej, a ktoś inny by mógł pojechać w zastępstwie. Nie mamy tego, a szkoda. Uważam, że to dla wszystkich byłoby zdrowe, jeżeli chodzi o podejście, o trening. To wszystko byłoby łatwiej okiełznać.

Skakałeś po zakończeniu kariery?

Nie. Stwierdziłem, że jak już zakończyłem skakanie, to zakończyłem, ale podczas Pucharu Świata w Lahti mi się to śniło i w sumie nie skoczyłem <śmiech>...

Która to była skocznia?

Chyba Willingen. Nie wiem czemu, nie mam pojęcia <śmiech>... 

W międzyczasie zacząłeś się też udzielać jako… podcaster. Razem z Wiktorem Pękalą. Największym echem odbił się odcinek dotykający afery sprzętowej w Trondheim.

Chcieliśmy stworzyć z Wiktorem coś takiego, co po prostu przybliży trochę skoki narciarskie z naszej perspektywy. Zapraszamy serdecznie do oglądania nas i mam nadzieję, że będzie się podobało. To jest taka luźna gadka o skokach.

Jak małżeństwo Hulów wiąże swoją przyszłość z kombinezonami? Od lat – razem z żoną Marceliną – jesteście znani z przygotowywania strojów skokowych.

Jak to się klaruje? Na tę chwilę szyjemy kombinezony na przykład dla dziewczyn. Zimą nie było żadnej dyskwalifikacji! Szyjemy stroje dla juniorów, dla klubów, dla kombinacji norweskiej, więc troszkę tego mamy. Nie szyjemy oczywiście dla zawodników kadr A i B. Tym zajmują się sztaby tych zespołów. Jesteśmy z tym związani od 2013 roku. Kamil Stoch zdobywał w naszych kombinezonach złoto olimpijskie, więc cieszy nas ta robota. Moja żona szyła dla mnie kombinezony odkąd firma powstała. Nie tylko dla mnie – na początku dla większości zawodników. Później się to troszkę pozmieniało. Jak będzie dalej, zobaczymy. Przede wszystkim lubimy to robić. Robimy to z miłości do tego sportu, żeby pomóc, żeby robić jak najlepsze kombinezony i być otwartym na wszelkie propozycje, jakie są związane z tym wszystkim. Jak najbardziej jesteśmy za, żeby dalej to robić.

Jakim kompanem w świecie trenerskim jest Marcin Bachleda?

Pozytywnym, bardzo pozytywnym. Jeżeli jest za dużo napięcia, wówczas potrafi skutecznie je rozładować. Ma też doświadczenie w pracy z dziewczynami, więc to duży plus. Wie też, jak podejść do dziewczyn. To jest zupełnie inne trenowanie jak z chłopakami. Dla mnie to też jest nauka cały czas i wiem po sobie, że też musiałem troszkę zmienić nastawienie do tego wszystkiego. Ale myślę, że pozytywnie się odnajdujemy w tym wszystkim i dobrze się dogadujemy. Szkoda, naprawdę szkoda, że mamy tak wąską grupę tych dziewczyn, że nie ma zaplecza i że to wszystko troszkę się tak rozpadło. Ale no cóż, na to nie mamy wpływu, nie możemy nic poradzić, bo to wszystko miało już konsekwencje wcześniej. Cieszymy się z tego, że mamy dwie zawodniczki, które są w stanie punktować w Pucharze Świata i to jest dla nas ważne.

Gratuluję poczynionych postępów, bo to zawsze w sporcie jest najważniejsze.

Oczywiście, że tak, ja też się z tego cieszę. Głównie z tego, że znacznie więcej punktów, jak w zeszłym roku. W sezonie 2023/24 było osiem, a teraz ponad 80. To jest ważne i na tym możemy budować kolejne sezony. Dziewczyny na pewno zyskają pewność siebie i będziemy dalej ostro pracować.

Ze Stefanem Hulą – w Lahti – rozmawiał Dominik Formela