Wywiad z Małyszem
Adam Małysz |
Dzięki współpracy ze Sports.pl zamieszczamy ten wywiad. Zachęcamy jenocześnie do odwiedzenia serwisu.
Sport: Adam, pierwsze pytania są oczywiste. Jak zdrowie? Co z kolanem? Jak przebiega rehabilitacja?
Adam Małysz: Czuję się dobrze. Rehabilitacja kolana przebiega prawidłowo. Zostały mi jeszcze tylko cztery zabiegi. Kolano już nie boli, choć jest jeszcze trochę opuchnięte. Wszystko jednak zmierza ku dobremu.
Czyli w tym tygodniu kończy się rehabilitacja i wznawiasz treningi?
Tak. Zabiegi powinny się skończyć, ale treningi będą na razie bardzo lekkie.
Jakie więc masz najbliższe plany?
24 września jadę na zgrupowanie kadry do Zakopanego. Mam nadzieję, że na tyle wydobrzeję, że będę mógł 29 wystartować w mistrzostwach Polski.
Pracujesz tego lata z trenerami nad zmianą pozycji dojazdowej, co ma przełożyć się na większe szybkości na progu, a to z kolei ma przynieść w efekcie dalsze skoki. Przecież przed rokiem i dwa lata temu byłeś na progu najwolniejszym skoczkiem z całej światowej czołówki, a jednak dzięki sile nóg tak wysoko wychodziłeś z progu, że wygrywałeś. Czy nie uważasz tych obecnych prób zmian za błąd?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Przed dwoma laty, gdy wygrałem Turniej Czterech Skoczni, nie miałem tak złych szybkości. Pozycję dojazdową miałem taką właśnie jak teraz. Dopiero w poprzednim sezonie obniżyłem pozycję i "zaczęło mi się słabiej jechać". Odbicie co prawda miałem dobre, ale ze względu na małe szybkości na progu, a później w locie, skoki zaczęły być krótsze. Teraz chcę wrócić do tej pozycji dojazdowej, jaką miałem przed dwoma laty.
Czy treningi w tunelu aerodynamicznym wniosły coś nowego?
Gdy po treningach w tunelu pojechaliśmy do Bischofshofen trenować na skoczni 70-metrowej, to już czuło się pewne przyzwyczajenia. Łatwiej było przyjąć odpowiednią pozycję w powietrzu. Treningi w tunelu na pewno są bardzo potrzebne i korzystne, gdyż spokojnie można poprawiać sylwetkę bez ryzyka jakie mogłoby być podczas treningu na skoczni.
Poza pozycją dojazdową i szybkością, nad czym jeszcze pracujesz? Co zamierzasz poprawić?
Oj, dużo jest do zrobienia i do poprawienia (śmiech).
Adam, już zaczynają się pierwsze narzekania, że to nie jest to co było rok i dwa lata temu, że zima też nie będzie taka dobra jak poprzednie. Co ty na to?
Trudno mi się wypowiadać na ten temat. Wiadomo, że chciałbym i chcę jak najlepiej, a jak będzie, to się dopiero okaże. Sezon letni zupełnie różni się od zimowego. Wyniki uzyskiwane latem nie muszą mieć żadnego przełożenia na zimę. Zrobię wszystko, aby to udowodnić.
Biorąc pod uwagę doświadczenie z poprzednich sezonów, jak oceniasz swoje obecne wytrenowanie i skakanie?
Myślę, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pracuję bardzo podobnie jak w poprzednich dwóch latach, nawet z pewnymi ulepszeniami. Wiadomo jednak, że trudno jest być najlepszym przez cały czas i nosić to na barkach. Niewykluczone jest więc, że mogę słabiej skakać w zimie, choć moje starania i oczekiwania zawsze są te same.
Rozmawiałem kilka dni temu z fizjologiem kadry, profesorem Jerzym Żołądziem, który ostrzega, że za dużo jest konkursów i w ogóle skakania. Mówi, że skoczkowie za mało mają czasu na odpoczynek i odreagowanie. Zgadzasz się z tym? Bo przecież, z drugiej strony, zawsze mówisz, że lubisz dużo skakać...
Całkowicie zgadzam się ze zdaniem profesora. Konkursów jest za dużo i z roku na rok ich przybywa. Sezon zimowy i letni są całkowicie zajęte, praktycznie nie ma czasu, żeby odpocząć i spokojnie potrenować.
W takim razie ile, twoim zdaniem, powinno być startów i skoków, aby zawodnicy nie byli przeciążeni?
Moim zdaniem w lecie nie powinno być w ogóle Grand Prix. Zawodnicy powinni przygotowywać się do zimy, a w zimie powinno być około 20-25 konkursów.
Latem na skoczniach szalał Andreas Widhoelzl. Jak sądzisz, czy jest w stanie utrzymać taką formę do zimy?
Znów trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Powiem tak jak poprzednio, że wyniki uzyskane latem nie muszą potwierdzić się zimą. Widhoelzl przed ostatnim konkursem w Innsbrucku mówił, że jego celem jest komplet zwycięstw w Grand Prix, a jednak mu się to nie powiodło. Nie można też wykluczyć, że Andreas będzie znakomity, tym bardziej, że to bardzo doświadczony zawodnik, od lat będący w czołówce.
Od zakończenia poprzedniego sezonu, z kontuzjami ciągle borykają się Martin Schmitt i Sven Hannawald. Obaj mieli już operacje. Czy twoja obecna dolegliwość, jest w czymś podobna do tego na co oni narzekali?
Chyba nie. Oni mają kontuzje związane z łąkotkami, a ja nie mam z tym problemów.
Od paru lat narzekamy na naszych skoczków - poza tobą oczywiście. Teraz, w tych kilku konkursach, gdy ciebie zabrakło, kibice bardzo boleśnie odczuli prawdę o polskich skokach - jest jeden prawdziwy skoczek Adam Małysz i... mizeria. Czy wierzysz, że koledzy zrobią jeszcze postępy?
Nie można powiedzieć, że inni kadrowicze poza mną nie potrafią skakać i że nigdy nie zrobią już postępów. Być może metody szkoleniowe, jakie w tej chwili stosujemy, tylko mnie "spasowały" tak do końca, a chłopakom nie. Przecież oni się bardzo starają. To wychodzi podczas naszych rozmów, gdy zwierzają mi się z różnych problemów związanych ze skakaniem. Czasami udzielam im rad, ale wiadomo, że w tym sporcie decydują cechy indywidualne - np. każdy musi mieć inną pozycję dojazdową, co jest związane ze wzrostem i wagą. Myślę jednak, że do zimy wszystko będzie dobrze, przecież Wojtek Skupień i Robert Mateja to doświadczeni zawodnicy, mający już za sobą wiele udanych startów. Nie powinno się ich skreślać. Może muszą wrócić do przeszłości - tak jak ja teraz chcę powrócić do pozycji dojazdowej sprzed dwóch lat.
Co sądzisz o zmianach regulaminowych, wprowadzonych latem? Wiadomo, że sędziowie nie oceniali fazy lotu. Czy to dla ciebie było korzystne, czy nie?
Uważam, że wprowadzenie tych zmian to kompletna bzdura. Przecież ten sport polega na lataniu w powietrzu i brak noty za lot jest nieporozumieniem. Przecież lot to główna atrakcja nie tylko dla nas zawodników, ale także i dla kibiców.
Jak wyglądają losy fundacji, założonej przez ciebie i twoją żonę?
Nasza fundacja, mająca pomagać młodym talentom sportowym i sportowcom doświadczonym przez los, niestety ma kłopoty już na starcie. Władze miasta przyznały nam na siedzibę fundacji Chatkę Szarców, jednak ta lokalizacja wzbudza kontrowersje. Pojawiają się nawet zarzuty, że Małyszowie będą na Chatce zarabiać. Z Izą nie rozumiemy skąd takie zarzuty. Tak naprawdę to w uruchomienie siedziby będziemy musieli pewnie włożyć sporo naszych prywatnych pieniędzy.
Dwa miesiące temu podczas zgrupowania w Zakopanem poznaliście się z Dariuszem Michalczewskim. Czy oglądałeś jego ostatnią walkę, w nocy z soboty na niedzielę?
Oglądałem, ale muszę się przyznać, że nie dotrwałem do końca. Po całym dniu przeprowadzki byłem tak wykończony, że poszedłem spać. Po pierwszej rundzie pomyślałem, że Darek może przegrać nawet przez nokaut, ale okazało się, że to mistrz nad mistrze. Chcę powiedzieć, że zanim poznałem Michalczewskiego myślałem, że to jest nieprzystępny bokserski twardziel. Rzeczywistość bardzo mile mnie zaskoczyła. Darek okazał się otwartym, bardzo sympatycznym człowiekiem. Świetnie się nam rozmawiało i śmiechu też było co niemiara.
A nie martwi cię to, że przybył ci na polskim rynku rywal do laurów w różnych plebiscytach?
Nie. Cieszę się z tego powodu, że konkurencja jest coraz większa. Mamy coraz więcej dobrych sportowców, którzy wspaniale reprezentują Polskę, a to tylko powód do zadowolenia.
Na zakończenie pytanie o sprawy rodzinno-osobiste: jak przebiega budowa nowego domu i kiedy przeprowadzka?
Budowa domu praktycznie jest zakończona. Przeprowadzamy się powolutku i troszeczkę meblujemy, ale nie mamy jeszcze wszystkich zezwoleń dotyczących tzw. odbioru domu. Czekamy na to z niecierpliwością.
W imieniu wszystkich Czytelników "Sportu" życzę więc jak najszybszego powrotu do formy sprzed poprzednich dwóch lat i sfinalizowania przeprowadzki. Rozmawiał Jerzy Nakonieczny
(źródło: "Sport")
autor: /ogryznieta/, źródło: Informacja własna weź udział w dyskusji: 1