Adam Małysz: "Będę mógł się odegrać!"
"Wierzyłem w dobry skok. Różnice były naprawdę minimalne, stawka wyrównana. Z drugiej strony - trudno powiedzieć, że coś w swoich skokach zepsułem. Jest nawet jakaś nutka optymizmu: do najlepszych tracę już bardzo mało." - mówił tuż po konkursie polski mistrz.
"Na pewno żal, że tak niewiele zabrakło, by wskoczyć na podium: półtora metra więcej plus bardzo dobre noty i można by się cieszyć z medalu. Ale to się łatwo mówi na chłodno, już na dole skoczni." - dodaje Małysz.
"Skończyło się tym, że szarpnąłem za mocno. Zrobiłem niepotrzebny ruch rękami. Jak my to mówimy, urwałem się na progu. Przez to zabrakło mi 'ciągu' w drugiej fazie lotu. Oczywiście były momenty, gdy wiatr leciutko się zmieniał, a na tej skoczni ma to kolosalne znaczenie. Zwłaszcza w pierwszej serii mocno kręciło. Na progu wiało trochę z przodu. Później z tyłu. Na dole znów pod narty. Komu powiało mocniej, ten leciał." - podsumował konkurs nasz reprezentant z Wisły.
"Potrzebny mi jest przede wszystkim spokój. Nie chcę jechać na skocznię z myślą, że muszę zdobyć medal. Na średniej zrobiłem wszystko, co mogłem. Chciałbym wyrzucić z głowy myśli o tym, jak niewiele zabrakło, ale pewnie się nie uda. Cieszę się, że jest jeszcze jeden konkurs indywidualny, że będę mógł się odegrać." - zapewnia najlepszy polski skoczek.
"Chciałbym nie myśleć o konkursie na dużym obiekcie, ale wiem, że to niemożliwe. Takie emocje ciężko się wyrzuca. Czy sześciodniowa przerwa między konkursami nie jest zbyt długa? Trochę jest, bo chciałbym od razu zacząć myśleć o następnym konkursie. Tym bardziej że z każdym skokiem czuję się pewniej, wiem, że skaczę lepiej" - z optymizmem mówi Adam Małysz.
"Jestem bardzo zadowolony z kolegów, szczególnie z Kamila. Robert, który świetnie skakał na treningach, w konkursie wypadł słabiej. Ale czterech zawodników w finale, i to na igrzyskach, to dużo lepiej niż kilka lat temu. Powalczymy w konkursie drużynowym" - podsumował występ pozostałych kadrowiczów podwójny złoty medalista MŚ w Val di Fiemme.