Mika Kojonkoski bohaterem Norwegów?
"Podobnie jak cały narciarski świat wszyscy Norwegowie zastanawiają się co zrobił Kojonkoski z naszymi skoczkami i jaka jest tajemnica tego sukcesu" - pisze dziennik Verdens Gang.
"Rozpoczynając pracę z Norwegami przeprowadziłem szczegółową analizę przyczyn ich słabych występów w ostatnich pięciu sezonach. Okazało się, że doprowadzenie ich do ponownych zwycięstw było łatwiejsze niż przypuszczałem, ponieważ oni o dziwo byli bardzo dobrze przygotowani. Brakowało im tylko najważniejszego elementu w tej dyscyplinie - pewności siebie".
Dlatego też treningi były prowadzone w ten sposób, że norwescy trenerzy zajmowali się treningiem fizycznym, a Kojonkoski przyjeżdżał z Finlandii na kilkudniowe zgrupowania, zajmował się stroną motywacyjną i zwracał uwagę na błędy.
"Jest to praca zespołowa i chwała nie należy się tylko mnie - podkreślił Kojonkoski w ubiegłą niedzielę w Trondheim. Pomimo słabych sezonów Norwegowie systematycznie pracowali. Moi poprzednicy Ludvik Zajc i Hroar Stjernen, który podał się do dymisji w styczniu, przygotowali skoczków świetnie fizycznie i technicznie. Ja wprowadziłem tylko pewne modyfikacje i położyłem nacisk na elementy psychiczne i motywacyjne.
Należy pamiętać, że do 90 procent skoku zawodnik wykonuje automatycznie. Pozostałe 10 procent tkwi w psychice i od nich zależy sukces, czy fiasko".
"Mika jest bardzo skromny i nie tylko o to chodziło - powiedział kierownik reprezentacji Jan Erik Aalbu. Pilnuje wszystkich detali i wytłumaczył nam, że w dzisiejszym sporcie właśnie one w dużej mierze decydują o wynikach.
Wytłumaczył nam też jak ważne jest smarowanie nart. Zatrudniliśmy specjalną ekipę, a w Kuopio Sigurd Pettersen skacząc 146 metrów, odbijając się miał szybkość 92 kilometry na godzinę" - dodał Aalbu.
"Jak przyjechał na pierwsze zgrupowanie od razu skrytykował nasz sprzęt i wprowadził zupełnie nowe zasady jego doboru. Dotychczas zamawialiśmy narty tylko według wzrostu, a kombinezony według rozmiarów. Sprzęt przychodził pocztą, podczas gdy Sven Hannawald i Martin Schmitt mieli wszystko "szyte na miarę" w fabryce. Teraz każdy zawodnik ma sprzęt dobrany indywidualnie u producentów" - kontynuował.
Tommy Ingebrigtsen już po pierwszym treningu powiedział, że od Kojonkoskiego bije dziwna siła udzielająca się wszystkim. Słuchamy uważnie co mówi i ślepo mu wierzymy. On jest jak guru. Dał nam rzecz, której nam brakowało, motywację, mówiąc, że możemy byś najlepsi na świecie, tylko musimy tego chcieć".
"Kiedy Kojonkoski obejmował reprezentację, w pierwszej "30" świata nie było ani jednego Norwega. Gorzej już być nie mogło. Wybrał skład drużyny 30 maja, a w lipcu powiedział, że miejsca na podium będą możliwe dopiero w w sezonie 2003/2004. Teraz nam wszystkim zrobił niespodziankę i wyciągnął nas z czarnej dziury szybciej niż obiecywał" - napisał Verdens Gang.
Po zawodach w Trondheim i zwycięstwie Pettersena, Kojonkoski powiedział: "Norwegia ma bardzo dobry i równy zespół. Uważam, że aż pięciu skoczków ma szanse znaleźć się na podiach zawodów pucharu świata, a dwóch w pierwszej dziesiątce końcowej punktacji już w tym sezonie. Pettersen pokazał, że można i to podejście udzieliło się już pozostałym".
"Kiedy zdecydowałem się na pracę z reprezentacją Norwegii potraktowałem ją jako wielkie wyzwanie - powiedział Kojonkoski lecz przyznał, że decyzja zapadła już po mistrzostwach świata w Lahti w ubiegłym roku. Byłem po prostu zmęczony fińskim skandalem dopingowym".
Kojonkoski przyznał również, że w efekcie skandalu wycofał się główny sponsor fińskiego związku sportowego, który z kolei wstrzymał wypłacanie jego pensji.
"Już wtedy zgłosił się do mnie Norwegowie. Wstępny kontrakt zawarty został w maju 2001 roku w Oslo, lecz ogłoszony dopiero w marcu po konkursie lotów w Planicy". Kojonkoski podpisał kontrakt na dwa lata z opcją przedłużenia o następne dwa.
Cóż- to iż fiński szkoleniowiec należy do najlepszych trenerów świata, wiemy nie od dziś. Patrząc jednak na drużynę norweską, trudno nie zadać sobie pytania- cóż by ten człowiek uczynił z naszą kadrą skoczków? Czy byłby w stanie sprawić, by dołączyli do ścisłej czołówki także inni polscy zawodnicy, poza Adamem Małyszem? Na to pytanie pewnie nigdy nie uzyskamy odpowiedzi...