Opowieść o Wojciechu Fortunie
W roku 1972 Okurayama była skocznią olimpijską, gdyż Japonia - Kraj Kwitnącej Wiśni, gościł sportowców kolejnych Zimowych Igrzysk olimpijskich. Na tejże skoczni zakopiańczyk Wojciech Fortuna zdobył to, o czym marzyli jego wielcy poprzednicy: Czech, Marusarz, Hryniewiecki i Przybyła - olimpijskie złoto. Skoczył 111 m i, tak jak dzisiaj Małysz, po prostu zdeklasował rywali.
Wspomina: - Miałem pewnie sto metrów za sobą, kiedy poczułem opór pod nogami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę. Biłem brawo. Nie sobie. Tym siłom, które mnie nie zawiodły. Gąsiorowskiemu, który mnie nauczył skakania, Forteckiemu, który mi zawierzył, Marusarzowi i Groniowi, którzy byli dla mnie wzorem. Tym wszystkim, którzy sprawili, że mogłem skakać tu, na Okurayamie.
Tekst ten będzie też próbą rozprawienia się z mitem Fortuny jako mistrza jednego skoku. Pokaże też jakie były dalsze losy Fortuny i kim on jest dzisiaj. Dodatkową atrakcją będą niepublikowane dotąd zdjęcia mistrza olimpijskiego. Już teraz serdecznie zapraszam do lektury.
autor: Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna weź udział w dyskusji: 15