Poczet skoczków polskich: Wojciech Fortuna - Szczęście na Okurayamie
[strona=1]
Skocznia "Okurayama" w Japonii to kolejne z wielu miejsc, rozrzuconych
W roku 1972 Okurayama była skocznią olimpijską, gdyż Japonia - Kraj Kwitnącej Wiśni, gościł sportowców kolejnych Zimowych Igrzysk olimpijskich. Na tejże skoczni zakopiańczyk Wojciech Fortuna zdobył to, o czym marzyli jego wielcy poprzednicy: Czech, Marusarz, Hryniewiecki i Przybyła - olimpijskie złoto. Skoczył 111 m i, tak jak dzisiaj Małysz, po prostu zdeklasował rywali. Miałem pewnie sto metrów za sobą, kiedy poczułem opór pod nogami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę. Biłem brawo. Nie sobie. Tym siłom, które mnie nie zawiodły. Gąsiorowskiemu, który mnie nauczył skakania, Forteckiemu, który mi zawierzył, Marusarzowi i Groniowi, którzy byli dla mnie wzorem. Tym wszystkim, którzy sprawili, że mogłem skakać tu, na Okurayamie1.
Długą drogę przeszedł Wojciech Fortuna do złotego medalu olimpijskiego na ZIO w Sapporo (1972). Urodził się 6 sierpnia 1952 r. w Zakopanem. Zaczął skakać jako kilkuletni chłopiec na Antałówce, gdzie z kolegami usypywał sobie skocznię ze śniegu. Był na kolejnych zawodach "Łaciakiem", "Walą", ale najczęściej marzył o tym, by być "Marusarzem". Na ich karierach i wynikach sportowych budował marzenia o skokach i startach w reprezentacji Polski. Te marzenia w jego przypadku się spełniły. Został zawodnikiem "Wisły-Gwardii Zakopane". Tak wspomina początki swojej kariery:
Moja kariera zaczęła się zaraz po zakopiańskim "fisie" (Narciarskich
Cały czas trenowałem, jak to się mówi, "przy kadrze". Jej trenerem był w tym czasie był Janusz Fortecki. To był przyjaciel mojego trenera Jana Gąsiorowskiego. Gąsiorowski widział, że mam efekty i dołączył mnie do kadry. Wtedy skakali w niej: Józef Przybyła, Józef Kocyan, Staszek Daniel, Adam Krzysztofiak, Tadeusz Pawlusiak. Do nich dołączyłem i ja2.
1Wojciech Fortuna, Szczęście w powietrzu, Chicago 2000.
2Wszystkie wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11. 1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem
[strona=2]
W drodze po olimpijski medal na w Sapporo...
Fortuna był zawsze skoczkiem odważnym i przebojowym, dlatego przeważnie skakał dalej niż jego rywale. Posiadał jednak jedną wadę, jeśli chodzi o technikę skoku - zawsze lądował na dwie nogi, zamiast
Był taki człowiek w Zakopanem, który powiedział, że ja nie mam rutyny i nie ma sensu, żebym jechał na olimpiadę, bo się spalę. Ale po zwycięskich eliminacjach w Zakopanem, ówczesny minister sportu Włodzimierz Reczek powiedział: - Co wy robicie? Ten chłopak wygrał konkurs, on musi jechać! Także trenerzy Fortecki oraz Gąsiorowski walczyli o mój wyjazd. I udało się3.
Gąsiorowski wspomina, że miał w klubie w 1972 r. dwóch dobrych skoczków: Stanisława Gąsienicę-Daniela i Wojtka Fortunę. Ale w Warszawie zadecydowano, że ma jechać jeden z nich, a ponieważ Gąsienica-Daniel miał większe doświadczenie i za sobą udany start w "fisie" w Szczyrbskim Jeziorze (brązowy medal), to wybrano jego. Ale Fortuna swoją szansę wykorzystał i pojechał do Sapporo. Bardzo pomogli, oprócz trenerów, dziennikarze sportowi: jak red. Marian Matzenauer czy red. Krzysztof Blauth, którzy pisali wprost: Fortuna powinien skakać w Sapporo! I szczęście sprzyjało Fortunie, który pokonał krajowych rywali, a ponieważ kontuzję miał Józef Przybyła, to 19-latek z Zakopanego pojechał do Japonii za niego. Fortuna wspomina:
W poniedziałek był wyjazd, a w niedzielę mnie zatwierdzono do reprezentacji Polski. No i pojechałem na olimpiadę do Sapporo.
Trener Janusz Fortecki liczył na mój dobry wynik, ale nie mógł mi wcześniej powiedzieć, bo by mnie spalił. Tak samo trener Gąsiorowski. Przecież w Sapporo miałem dopiero niecałe 20 lat. Liczyli też na innych, naszych zawodników, bo Pawlusiak był w doskonałej formie, tak samo Staszek Gąsienica i Adam Krzysztofiak. Uważali, że my wszyscy osiągniemy wynik, bo być w pierwszej "dziesiątce" to już przecież świetny wynik. Zaczęło się od konkursu na średniej skoczni. Przede mną Japończyk, skoczył 80 m. Skaczę ja - 82 metry. Wychodzę na prowadzenie na średniej skoczni. Przeskoczyłem wielu świetnych zawodników, zostali na górze tylko Kasaya, Aochi i Konno. Kasaya w pięknym stylu skoczył 84 metry, czyli przeskoczył mnie tylko o dwa metry! I to na swoim obiekcie. Wszystkie trzy medale na średniej skoczni olimpijskiej zdobyli więc Japończycy. Uważam, że zasłużenie.
Na skoczni średniej klasą dla samych siebie byli Japończycy: wygrał Yukio Kasaya, przed Akitsugu Konno i Seiji Aochi, a Fortuna był szósty (miał skoki 82 i 76,5 m). Dało to Polsce jeden punkt olimpijski. Pierwszy w skokach od czasów Stanisława Marusarza (ZIO 1936). Gdyby drugi skok Fortuny był o 4 m dłuższy Polak miałby olimpijski medal (brązowy lub srebrny).
3Wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11. 1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
[strona=3]
Wyniki konkursu skoków na skoczni "Miyanomori"- ZIO w Sapporo (1972) - 6 lutego 1972 r. | ||
Miejsce, imię i nazwisko skoczka | Pochodzenie - kraj | Skoki - nota łączna |
---|---|---|
1. Yukio Kasaya | Japonia | 84, 79 m (244, 2 pkt) |
2. Akitsugu Konno | Japonia | 82,5, 79 m (234,8 pkt) |
3. Seiji Aochi | Japonia | 83,5 , 77,5 m (229,5pkt) |
4. Ingolf Mork | Norwegia | 78, 78 m (225,5 pkt) |
5. Jiri Raška | Czechosłowacja | 78,5, 78 m (224,8 pkt) |
6. Wojciech Fortuna | Polska | 82, 76,5 m (222 pkt) |
24. Adam Krzysztofiak | Polska | 75,5 i 73,5 m (207,3 pkt |
32. Tadeusz Pawlusiak | Polska | 73,5 i 71,5 m (197,9 pkt) |
39. Stanisław Gąsienica-Daniel | Polska | 73,5 i 72,5 m (194,0 pkt) |
Najważniejszy skok w życiu...
Nadszedł dzień 11 lutego 1972 r., jak się miało okazać jeden z najszczęśliwszych w historii polskiego narciarstwa. Dzień, który już na zawsze zmienił życie Wojciecha Fortuny. Japończycy liczyli na drugi złoty medal Yukio Kasayi, złotego medalisty ze skoczni średniej. Kasaya za zwycięstwo miał otrzymać samochód i być przyjętym na audiencji przez cesarza Japonii Hirohito. Mówiono o nim "skoczek - samuraj". Było sporo prawdy w tym określeniu, Kasaya był świetnie przygotowany do igrzysk, skakał jak z nut, to było widać już na treningach. To miało być przekonywujące zwycięstwo skoczków Kraju Kwitnącej Wiśni. Ponad 50 tysięcy japońskich kibiców na
Okurayama. To typowo nowoczesna skocznia - piękny obiekt. Pooglądałem ją, poszedłem na górę i w próbnym skoku osiągnąłem 100 metrów. Jeszcze wtedy nie było wyciągu, chodziliśmy więc na rozbieg tej skoczni na nogach po metalowych schodkach. Ta skocznia "leżała" mi od pierwszego skoku. Ona tak samo jak średnia skocznia miała próg o nachyleniu 11 stopni - to była naprawdę nowoczesna skocznia, jak na tamte czasy. Zresztą ja wtedy potrafiłem skoczyć na każdej skoczni. Kasaya także daleko, zresztą on na luzie, bo już wcześniej zapowiedział, że jego zwycięstwo to tylko formalność. Przygotowano dla niego samochód, jako główną nagrodę. Miał go wziąć ten, kto wygra. Mówiono, że Kasaya wygra, więc samochód był przygotowany dla niego. Losowanie. Prosiłem trenera by wylosował mnie w trzeciej grupie. Ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli będę w drugiej grupie, to przy moim długim skoku obniżą rozbieg. Trener Fortecki powiedział: - Losuję cię w trzeciej grupie ! i wylosował dla mnie numer 29. Przede mną skakał Japończyk Konno, srebrny medalista ze średniej skoczni. Skoczkowie oddawali ładne skoki w granicach 86 m, a Konno - skoczył 92 metry. Myślę: - Dobry skok ! Trzeba dalej skoczyć4.
Gdy Fortuna ruszył ze startu i wybił się z progu, poczuł, że jest to skok jego życia. Miał idealne wybicie z progu i ten lekki, ale noszący wiaterek od przodu. Leciał, leciał, jakby nie chciał wylądować... i skoczył aż 111 m. Trzeba powiedzieć, że tak długi skok był bardzo ryzykowny na skoczni o punkcie K 90 metrów. Fortuna przeskoczył Okurayamę. Polak skoczył jakby wbrew prawom fizyki. Jeżeli w historii sportu nadal będą notowane zdarzenia nieprawdopodobne, wymykające się statystykom, to jednym z nich będzie z pewnością olimpijski skok Wojciecha Fortuny. To był szok i w pewnym sensie nokaut (i to ciężki, a la Muhammad Ali w najlepszym okresie, kiedy nokautował rywali - przyp. W.S) dla pozostałych konkurentów. Sędziowie po skoku Fortuny przerwali na krótko konkurs (Polak skoczył na czerwoną linię, oznaczającą punkt krytyczny skoczni). Ponieważ skoczkowie niemieccy i czechosłowaccy skakali dotąd słabo, dlatego ich sędziowie chcieli powtarzania serii. Lecz pozostali sprzeciwili się i konkursu nie przerwano. Zadecydował głos sędziego z Japonii, pan Fumio Asaki, który był za kontynuowaniem konkursu, liczył bowiem na to, że Kasaya przeskoczy Fortunę. No cóż, 106 m to nie było jednak to, na co Japończycy liczyli. Po pierwszej serii Polak był pierwszy. Tak wspomina jedne z najważniejszych chwil w swym życiu:
Skoncentrowałem się na swoim skoku. Na górze w pomieszczeniu oglądaliśmy każdego zawodnika w takim monitorku TV, było tam cieplutko, kaloryfer. Wyszedłem na rozbieg i jadę. Wiedziałem, że muszę skoczyć daleko. Jak szedłem do góry, to trener Fortecki zapytał: - Wojtek, skoczysz 100 metrów? Odpowiedziałem: -
Biłem sobie brawo, co widać na filmie. Cisza na stadionie. Słyszałem za to tysiące fleszy aparatów fotograficznych strzelających w moim kierunku. Patrzę na tablicę wyników: 111 metrów i 130,4 punktu - takiej noty nie pamiętam, nie widziałem nigdy w życiu. Patrzę, a ktoś biegnie do mnie. To był trener Fortecki. Gratuluje mi, rzucił mi się na szyję, uściskaliśmy się, cieszył się bardzo z mojego wyniku. Ale wiadomo było, że jeszcze dobrzy zawodnicy stoją na górze. Gdyby Kasaya skoczył 107 metrów, w dobrym stylu, to byłby przede mną, ale on skoczył 106 m. Brakło mu punktów i zajął drugie miejsce za mną po pierwszej serii.
4Wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11. 1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
[strona=4]
Loteria w drugiej serii konkursowej...
Rozpoczęła się druga seria skoków na Okurayamie. Zaczęło powiewać, sędziowie obniżyli rozbieg. Fortuna prowadził, ale doświadczeni rywale, mistrzowie świata i medaliści
W Sapporo, gdy na skoczni wiał wiatr silniejszy niż 3 m/s to wstrzymywano zawodnika, bo skok był w takich warunkach niebezpieczny i groził upadkiem. Tak, że wtedy wiatr mi trochę pomógł, ale głównie idealnie trafione wybicie. Można tysiąc razy skoczyć i nic z tego nie wyjdzie. Bo w Sapporo byli zawodnicy, którzy skakali pięć sezonów, a mnie nie przeskoczyli i medalu nie zdobyli5.
Mieliśmy więc pierwszy, i jak dotąd jedyny, złoty medal olimpijski w konkurencjach zimowych. I w dodatku zdobyty przez zawodnika, którego przecież nie chciano wysłać do Japonii. Był to także sukces jego trenerów: Forteckiego podrzucano do góry w Sapporo, a w Zakopanem gratulacje odebrał trener Gąsiorowski. Zacytujmy wypowiedzi trenerów o pierwszym skoku na 111 m: Jana Gąsiorowskiego i Janusza Forteckiego o pierwszym skoku Fortuny.
Jan Gąsiorowski: - najdoskonalszy element pierwszego skoku. Było nim doskonałe, nic dodać, nic ująć - wybicie. Rasowy skoczek, skoczek odważny, po takim wybiciu ma wszystkie szanse. Wojtek ich nie zmarnował. To był w ogóle skok do książki o skokach.
Janusz Fortecki: - Doskonałe były dwa elementy. Pierwsza faza lotu zaraz po wyjściu z progu i moment tuż przed lądowaniem. To już były szczyty. Czegoś takiego chyba przedtem nigdy nie widziałem. Reszta też była na medal, ale te dwa elementy to czysta poezja.
Z kolei Stanisław Marusarz tak opisał skok Fortuny:
Przede wszystkim - skok "sakramencko" dynamiczny. Pokazały to... dzioby nart, bardzo wysoko uniesione do góry... Wojtek idzie twarzą do przodu... Przenosi cały ciężar ciała na palce... Z palców wyszło też odbicie z progu.. Po wyjściu z progu - następuje natychmiastowy podmuch powietrza - czołowe uderzenie wiatru... Dla takiego jak Wojtek "koliberka" nie można by sobie lepiej wymarzyć, jak to czołowe uderzenie ! Wojtek jest niesiony - wiatr idealnie idzie pod deski. Niesie jak złoto !... Chłopak wytrzymuje to uderzenie znakomicie, chociaż mu ono minimalnie rozwarło nogi...
Po wylądowaniu widać było silną "prasę" - przydusiło go, ale ustał... Inny chyba by się wyłożył, a Wojtuś siadł po prostu na udach... Tak się po prostu przyzwyczaił... Niech potwierdzi to trener Gąsiorowski, co chłopca podpatrzył na "dzikiej skoczni" na Ciągłówce i zaraz przejął nad nim pieczę..."6.
5Wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11. 1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
6R. Dryja, Wyprawa po setny medal. Sapporo 1972, Warszawa 1972.
[strona=5]
Wyniki konkursu na skoczni dużej Okrurayama - ZIO Sapporo (1972) - 11 lutego 1972 r. | ||
Miejsce, imię i nazwisko skoczka | Pochodzenie - kraj | Skoki - nota łączna |
---|---|---|
1. Wojciech Fortuna | POLSKA | 111, 87,5 m (219,9 pkt) |
2. Walter Steiner | Szwajcaria | 94, 103 m (219, 8 pkt) |
3. Rainer Schmidt | DDR | 98,5 i 101 m (219, 3 pkt) |
4. Tauno Kaeykhoe | Finlandia | 95 i 100, 5 m, nota: 219, 2 pkt |
5. Manfred Wolf | DDR | 107 i 89, 5 m, nota: 215, 1 pkt. |
6. Gari Napalkow | ZSRR | 99,5 i 92 m (210,1 pkt) |
18. Tadeusz Pawlusiak | Polska | 87 i 90 m (183,3 pkt) |
29. Adam Krzysztofiak | Polska | 84 i 85 m (173,1 pkt) |
31. Stanisław Gąsienica-Daniel | Polska | 83 i 86 m (171,1 pkt) |
Piękna Seiko, powrót do kraju i Złoty Krzyż Zasługi...
Sapporo dla naszego świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego to także inne, zupełnie pozasportowe i przyjemne wspomnienia. Wiążą się one z piękną Japonką, o europejskim typie urody, tłumaczką Seiko, którą w naszych mediach nazywano "japońską księżniczką". Fortunie
Potem był tryumfalny powrót do Zakopanego, gdzie Fortunę witało przed budynkiem Urzędu Gminy Tatrzańskiej aż 25 tysięcy ludzi. Chyba żaden z tych, którzy go entuzjastycznie witali w rodzinnym mieście, nie spodziewał się, że kariera mistrza olimpijskiego w skokach narciarskich będzie tak krótka. Fortuna stał się narodowym bohaterem. I to go trochę przerosło. Za dużo było odtąd w jego życiu bankietów, a za mało treningów i startów. Mimo nawoływań i apeli trenerów, by Wojtkowi dać spokój, by nadal trenował i skakał, nie udało się już uratować Fortuny w sensie sportowym. Potem już nie odbudował formy jaką reprezentował w Sapporo, ale duża część winy leży po stronie działaczy krajowych, dla których medal Fortuny, był medalem zdobytym przez kraj socjalistyczny i wpadli na zabójczy pomysł by świeżo upieczonego mistrza pokazać masom. To zabiło Fortunę w sensie sportowym. Bowiem kto w skokach nie trenuje, ten nie osiąga sukcesów.
Skok Wojciecha Fortuny na Zimowej Olimpiadzie w Sapporo udowodnił jeszcze raz, że w takim sporcie jak narciarskie skoki wszystko jest możliwe. Nie ma stuprocentowych faworytów, a szanse są równe. Nokautujący skok Fortuny pokazał, że nawet najwięksi faworyci konkursu: Yukio Kasaya, Gari Napalkow (skakał z pękniętym śródstopiem), Manfred Wolf i inni nie mogli być do końca pewni zwycięstwa, które nagle i to zupełnie niespodziewanie wymknęło się z ich rąk. Do dzisiaj skok Fortuny jest pokazywany w polskiej telewizji jako symbol ogromnego a zarazem niespodziewanego sukcesu. Ostatnio przyćmił go sukces Adama Małysza, ale ich karier nie da się porównać. Fortuna skakał krótko, a Adam już od wielu sezonów jest wciąż w czołówce świata. Fortuna nie sprostał popularności. System okazał się na tyle silny, że zabił w nim prawdziwego sportowca. Fortuna po swoim sukcesie nie podniósł się w sensie sportowym. Warto dodać, że zrobiono wszystko, mowa o władzach sportowych naszego kraju, by zamiast skakać Fortuna uczestniczył tylko w bankietach, spotkaniach, wiecach, zrobiono z niego "cudownego Wojtka", który wożony był po całym niemal kraju, zamiast trenować, o co apelowali trenerzy, zajął się czymś zupełnie innym.
Japończycy oglądali w swojej telewizji złoty skok Wojciecha Fortuny aż ok. 85 razy, pokazywano go także wielokrotnie w telewizjach całego świata. Niektórzy mówili, że jest to najpiękniejszy skok w historii Zimowych Igrzysk, a ekipa polska w Sapporo
[strona=6]
Skoczek jednego skoku?... próba przełamanie mitu
To co wydarzyło się potem przypominało trochę typowy czeski, trochę przydługi i nudny film. Zahaczało swoją wymową o sportową tragedię. Po Zimowych Igrzyskach w Sapporo Wojciech Fortuna startował
Na pewno nie był skoczkiem jednego skoku. W Turnieju Czterech Skoczni był jeszcze w 15 - ce, w Grenoble, na olimpijskiej skoczni zajął drugie miejsce. Na skoczniach Czechosłowacji zajmował przeważnie czołowe miejsca. W olimpijskim roku 1972 był jeszcze zwycięzcą Mistrzostw Polski na skoczni K 90 i uczestnikiem I mistrzostw świata w lotach narciarskich na jugosłowiańskiej Planicy, gdzie zajął 20 miejsce (najlepszy z Polaków). Skoczył ok. 130 metrów. Na kolejnych Mistrzostwach Polski był trzeci w 1973 r. Rok później wywalczył brąz na skoczni średniej, za Adamem Krzysztofiakiem i Tadeuszem Pawlusiakiem. W 1975 r. był szósty na skoczni dużej. Potem już coraz, coraz dalej.
Czy radość ze złota była pełna? Częściowo tak, ale... W Warszawie podczas powitania Fortuna czegoś strasznie żałował. Czego? Wspomina: - Jest kilka spraw, których serdecznie żałuję. Najbardziej zaś tego, że właśnie wtedy, w tej Sali gdzie mi gratulowano i dziękowano, nie zapytałem: - Panie ministrze? Dlaczego zamknął pan drzwi przed moim trenerem? Nie zapytałem, bo się nie odważyłem. Lepiej było udawać, szczerzyć zęby, prosić o dalszą pomoc dla klubu. Bezpieczniej było nie ujmować się za bliskim człowiekiem. A przecież słynąłem z odwagi. Jak ktoś nie wierzy, niech wlezie na rozbieg i spojrzy w dół. Tylko, że co innego zmierzyć się z siłami natury, inna zaś sprawa jeśli chodzi o ludzi. Miałem dopiero 19 lat. Zaczynałem dopiero poznawać obłudę. Ten urząd nie mógł być pokalany wejściem osoby, która się naraziła. Bowiem znaleźliśmy się w gronie ludzi prawych. Jednego już poznałem w Sapporo (okradł Fortunę - przyp. W.S). Kiedy w parę miesięcy później zobaczyłem na rynku w Monachium, nieopodal kościoła, jak największy luminarz naszego sportu handluje biletami, powiedziałem: A k... mać z wami!"7.
Dalsze falowanie i spadanie w dół...
Kolejną ważną imprezą, w której wziął udział, były MŚ w 1974 r. w Falun, ale tam Fortuna nie odniósł żadnych sukcesów: był 29 na skoczni o punkcie K, 70 m i 37 na skoczni 90 m.. Uważam jednak, że mocno krzywdzące wobec niego jest to, że wielu dziennikarzy pisze o nim jako o zawodniku tylko jednego skoku, któremu udało się, wykorzystał wiatr, noszenie itd. Jest to tylko po części prawda. Dodatkowo wszelkie próby stworzenia jednowymiarowego wizerunku Fortuny nie bardzo się udają, chociaż też nie można pisać o nim wybujałych laurek i peanów. Dlatego przeanalizujmy jeszcze raz jego karierę sportową i pamiętny 111 m skok.
Po pierwsze udaje się tylko najlepszym. Słaby skoczek nie skoczyłby na Okurayamie 111 m i na "czerwoną krechę" punktu krytycznego skoczni. Po drugie Fortuna nie był skoczkiem jednego skoku. Prawdziwsze jest określenie - skoczek jednej olimpiady.
Trzeba wreszcie powiedzieć, że wielu pisze i podaje, że Adam Małysz jest pierwszym polskim mistrzem świata w skokach, gdy tymczasem Fortuna za zwycięstwo olimpijskie oprócz złotego medalu olimpijskiego otrzymał także złoty krążek FIS, za mistrzostwo świata w skokach. A więc on jest pierwszym polskim mistrzem świata w skokach narciarskich. To tyle gwoli tzw. prawdy historycznej. Z Sapporo Fortuna przywiózł więc do Polski nie jeden ale dwa medale. Może to wyjaśnienie przyczyni się chociaż trochę do tego, że skończy się w kraju bardzo płytkie wyobrażenie Fortuny jako zawodnika, czy mistrza jednego skoku.
7W. Fortuna, Szczęście...j. w., s. 96.
8Jerzy Iwaszkiewicz, Wojciech Fortuna, "Sportowiec" nr 51 (1518) z 18 grudnia 1979 r.
[strona=7]
"Nie jestem niebieskim ptakiem" - mówi Wojciech Fortuna
Nadal interesuje się sportem narciarskim. Zapytany o to co dało mu narciarstwo, mistrz olimpijski odpowiada:
Sport to zdrowie. Każdy coś lubi, ja lubiłem narty. Nasze miasto (mowa o Zakopanem) jest położone w górach, tak że jak ktoś raz przypnie narty to już będzie przypinał do końca życia. Ja sam zawsze mam czas, żeby choć raz w roku stanąć na nartach, wyjechać na Kasprowy Wierch, czy na Gubałówkę. Ja narciarstwo po prostu kocham.
Sportowym wzorem był dla niego kolega z reprezentacji - Stanisław Gąsienica - Daniela:
Ja się wzorowałem na Staszku Gąsienicy - Danielu, bo to był doskonały skoczek. Bardzo pracowity. Kiedyś przychodzę do Staszka do domu i pytam: - Jest Staszek. A ojciec: Nie ma go, jest na treningu. Ja mówię: Na jakim treningu ? On na to : Na
Jakie uczucia ogarniają skoczka na rozbiegu? Strach, euforia, czy może chęć wygrania z samym sobą i rywalami? Czy mistrz olimpijski czuł strach. Wojciech Fortuna odpowiada, że nie:
Jak masz stracha to musisz zostać w domu - tak mawiał Stanisław Marusarz. Miałem wielu kolegów, których skoki kończyły się na Średniej Krokwi, na dużą już nie poszli. Jadąc na próg skoczni 100 - metrowej muszę w każdej sekundzie decydować o wszystkim, bo muszę przeżyć, by nic się nie stało. A wypadki zdarzają sie przecież najlepszym, chociażby tragiczny wypadek "Dzidka" Hryniewieckiego. Nie ma kalkulacji, wykluczone, jeśli się ma stracha, to już koniec. Tak było przecież w Sapporo. Niejeden zawodnik mógł się przestraszyć odległości, lądowania i tego co się działo, a ja podczas swojego skoku wyłożyłem się na deski w końcowej fazie skoku.9!
Na tym kończy się opowieść złotego medalisty z Sapporo o jedynym, na razie, polskim złotym medalu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. A także opowieść o Fortunie - człowieku, którego życie chciano zaszufladkować i ustawić wyłącznie z perspektywy Sapporo. A to jest znaczne uproszczenie. Wojciechowi Fortunie pozostała sława mistrza olimpijskiego. Kiedy pojawia się na Wielkiej Krokwi w Zakopanem spiker zapowiada, że wśród widzów jest złoty medalista z Sapporo -
Sam Fortuna tak napisze o tym jak go oceniono w sposób następujący: -Nasłuchałem się wiele razy o "prawdziwych" przyczynach moich późniejszych niepowodzeń. Cóż, nie mam o to żalu. Ludzie chcą słyszeć najprostsze wyjaśnienia. Wszystko co złożone i skomplikowane wydaje się podejrzane. O, tak, wóda, baby, hazard. Dziś można by jeszcze dodać "prochy". To każdy rozumie. Jest bowiem coś w nas, że chcielibyśmy uwolnić się od tej odpowiedzialności, która na każdym z nas spoczywa. Przecież to co się z nami stało, Staszkiem, Cześkiem, ze mną, naszymi mniej znanymi kolegami, jest trochę bardziej skomplikowane aby to wyjaśnić jednym słowem10.
9Wywiad z Wojciechem Fortuną przeprowadził Wojciech Szatkowski w dniu 27.11.1996 r.
10Wojciech Fortuna, Szczęście w powietrzu, Chicago 2000, s. 105.
[strona=8]
Ostatnie wnioski...
Zabiorę więc jeszcze na koniec raz głos w sprawie Wojciecha Fortuny. Trochę mnie, powiem szczerze, wkurza (tak dokładnie jest to dobre odzwierciedlenie mojego stanu ducha w tej sprawie - przyp. W.S) dorabianie mu ciągle
W tej sprawie także wypowiadali się fachowcy. Historycy FIS też ostatnio "atakowali" Fortunę, np. Egon Theiner napisał kiedyś do mnie maila, właśnie w takim tonie: fuksiarz, raz tylko mu się udało, co o nim sądzisz? Odpisałem tak jak tutaj: Fortuna
Byłemu mistrzowi olimpijskiemu przypina się więc wiele "łatek". Czynią to często media, ale nie tylko: a więc do Fortuny przylepiono wizerunek pijaka, "niebieskiego ptaka", "damskiego boksera", czy "skoczka jednego skoku", mieszając bardzo często jego życie sportowe z prywatnym, łatwo wydając oceny, które są jednak zbyt proste i jednostronne, a z pewnością nie oddają prawdziwego wizerunku mistrza olimpijskiego, jako człowieka. W pogoni za sensacją osoby ferujące tego typu oceny zapominają nieraz o rzetelności albo o przyzwoitości. A to nie jest fair. Tymczasem moje obserwacje (kilkuletnie osobiste nasze kontakty i film "Szczęście na Okurayamie", który o Wojciechu Fortunie nakręciłem w 2004 r., częste wspólne rozmowy i to wielogodzinne) dały mi inny obraz człowieka, który teraz chce ustabilizować swoje życie, wiedząc że w swoim wcześniejszym życiu popełnił mnóstwo błędów i głupstw, ale teraz oczekuje czegoś w formie wybaczenia i z drugiej docenienia tego, co zrobił kiedyś na "Okurayamie". Jest to człowiek, który zawsze mówi wprost to co czuje, czym wielokrotnie mi zaimponował w czasie spotkań w Zakopanem, a także w studiu telewizji polskiej. Mówiący o pewnych sprawach, nierzadko trudnych, w sposób otwarty i bez przysłowiowego "owijania" w bawełnę. Odważny i bezpośredni. Jak kiedyś na skoczni. Dlatego sam wielokrotnie broniłem Fortunę i będę to robił. Nie tylko zresztą ja. Bardzo mocno utkwiły mi w pamięci ciekawe i jakże prawdziwe słowa komentarza do mojego tekstu o Stanisławie Danielu, które napisał swego czasu na tej stronie "Marco Polo". Chodzi o wypowiedź w odniesieniu do ataków na mistrza olimpijskiego, które na WWW.skijumping.pl poczyniły pewne osoby. Oto one (cytuję fragment - W.S): - Zostawmy na boku prywatne sprawy Fortuny. To nie miejsce na takie rzeczy. On nie kandyduje na prezydenta państwa czy nawet na burmistrza Zakopanego, żeby mu takie brudy wyciągać. Jak zacznie się interesować i głośno komentować życie rodzinne innych to wtedy można coś takiego zrobić. Wcześniej nie. Jego nie zaproszono do studia (chodzi o studio olimpijskie Turyn 2006) jako specjalistę i fachowca od spraw rodzinnych. On tam przyszedł jako mistrz olimpijski w skokach narciarskich. Chociaż jak wspomnę sobie telewizję przedwildsteinową to aż się dziwię dlaczego nigdy wcześniej nie zaproszono Wojciecha Fortuny jako autorytetu rodzinnego. Skoro tacy jak Michnik czy Szczypiorski mogli robić za moralne...
[strona=9]
Zapytuję: kto w swoim życiu błędów nie popełnia, niech weźmie kamień i pierwszy
A polskim skokom życzyłbym tylko byśmy mieli co kilka lat takiego Fortunę, który
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
e-mail: w.szatkowski@poczta.onet.pl
UWAGA!!! Zapraszam także do zakupienia filmu w formacie DVC-am pod