Trenerzy i zawodnicy zbulersowani sobotnim PŚ w Zakopanem
Jeszcze długo będą trwały dyskusje na temat tegorocznych konkursów Pucharu Świata w Zakopanem, a przede wszystkim groźnego upadku Jana Mazocha. Zawodnicy oraz trenerzy winą za ten wypadek obarczają Waltera Hofera i Mirana Tepesa.
"Miran Tepes jest idiotą. Jak mógł kazać mi skakać, gdy wiatr robił, co chciał? Skoczyłem, bo musiałem, jestem wściekły" - mówił po zawodach Janne Ahonen.
Fin, podobnie jak Jan Mazoch, oddał skok w feralnej, drugiej serii konkursowej sobotniego PŚ w Zakopanem. Ahonen poszybował aż na 137,5m, co było najlepszą odległością zawodów, jednak zdenerwowany, nawet nie patrzył na tablicę wyników.
Zbulwersowany był także trener czeskiej kadry - Richard Schallert.
"Dlaczego nie przerwano zawodów, kto do tego dopuścił?! Gdy skakał Jan dmuchało ze wszystkich stron. Może i popełnił błąd, ale skakaliśmy na siłę. Chodziło o Małysza i kibiców. To było ważniejsze od zdrowia" - nie krył wściekłości austriacki szkoleniowiec.
"A skoro już Walter Hofer podjął decyzję o rozpoczęciu drugiej serii, to dlaczego przerwał skoki, gdy na belce zostało jedenastu zawodników? Warunki się przecież nie zmieniły" - dodał Schallert.
"Ludzie odpowiadający za bezpieczeństwo skoczków powinni być rozsądniejsi. Te zawody nie miały nic wspólnego z walką fair play. Po upadku wstrzymano konkurs, a po opuszczeniu terenu skoczni przez karetkę, kontynuowano go. Bardzo mnie tym rozczarowano, gdyż upadek Jana był naprawdę tragiczny" - kontynuował trener Czechów.
"Właściwie to skok Mazocha był dobry, lecz panowały bardzo złe warunki. Po 40, 50 metrach pojawił się mocny podmuch wiatru, który z dużą siłą uderzył w narty zawodnika" - ocenia Richard Schallert.
"Przy tej całej zabawie nie można zapominać o solidarności z trenerami. Jeśli kiedyś zdarzy się podobna sytuacja, to nie pozwolę startować moim podopiecznym" - zakończył szkoleniowiec Czechów.
Pomimo często przerywanej pierwszej serii jury chciało za wszelką cenę doprowadzić zawody do końca.
"Pierwsza część konkursu była jeszcze ok, potem warunki zmieniły się -były nie do przyjęcia" - komentuje Peter Rohwein.
Alexander Pointner stwierdził, iż zawody były wielkim show przeprowadzanym na granicy szaleństwa. Podkreślił jednak, że w skokach narciarskich zawsze trzeba liczyć się ze zmiennymi warunkami wietrznymi.
Trener ekipy szwajcarskiej, Bernie Schoedler skomentował zawody jeszcze dobitniej.
"Dziś chodziło bardziej o show, niż o bezpieczeństwo" - skwitował Schoedler.
"Wyglądało to bardzo źle. Kiedy zawodnik po takim upadku siedzi na belce startowej, towarzyszy mu nieprzyjemne uczycie, gdyż nigdy nie wie, co może mu się przydarzyć w powietrzu" - skomentował Martin Schmitt