Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Czy zobaczymy Goldbergera w przyszłym sezonie?

Andreas Goldberger miesiąc temu poddał się operacji barku. Mimo iż wszystko się udało i skoczek wraca szybko do zdrowia, wcale nie jest jeszcze powiedziane iż zobaczymy go na skoczni w przyszłym sezonie. Oto co mówił sam "Goldi" w Planicy po ostatnich zawodach PŚ, gdzie tym razem przebywał tylko w charaketerze widza.

Adam Banaszkiewicz: Kiedyś w Planicy ustanowił Pan rekord świata, teraz może Pan tylko oglądać loty. Żal, że nie można było walczyć z Małyszem i Hautamaekim?

Andreas Goldberger: Ostatnie cztery tygodnie spędziłem w szpitalu, to moja pierwsza wycieczka od początku marca, nie licząc spacerów po szpitalnym korytarzu. Skakać z tym czymś na brzuchu i tak nie mógłbym, cieszę się z pogody i świetnej imprezy, tu w Planicy.

Jak przebiega rehabilitacja po operacji?

- Nie wiem, nie jestem lekarzem. Ale chyba dobrze, bo wypuścili mnie ze szpitala. Na razie nie mogę jeszcze w ogóle trenować ani ruszać ręką. Mam tylko pasywną rehabilitację, masaże wodne i naświetlania. Na początku bardzo ciężko było przyzwyczaić się do snu na wznak. Teraz już jakoś zasypiam.

Ile można skoczyć w Planicy? 240 metrów, a może jeszcze więcej?

- Myślę, że Adam i Matti mogą osiągnąć dwieście trzydzieści kilka metrów, jeśli warunki będą dobre i sędziowie nie będą skracać rozbiegu.

Dbają o bezpieczeństwo zawodników.

- Tak, ale dla dobrych skoczków dalekie loty nie są niebezpieczne. Trzeba tylko uważać przy lądowaniu (śmiech).

Co sprawia, że skocznia w Planicy jest taka wyjątkowa, że na niej bite są rekordy świata?

- Jest wielka. Takiego giganta nie ma nigdzie. Tutaj jeden podmuch może przenieść cię bardzo daleko, jeśli wszystko ci pasuje, możesz lecieć i liczyć metry.

Będzie Pan skakał w przyszłym sezonie?

- Nie wiem. Wszystko zależy od zdrowia, od tego, co powiedzą lekarze po zakończeniu rehabilitacji. Nie wiem też, czy mi się będzie chciało. Decydował będę za trzy, cztery miesiące. Może poczuję się za stary na skakanie?

Hautamaeki odebrał Panu rekord świata. Może warto skakać dalej, żeby go odzyskać?

- Rekordy są od tego, by je bić. Ale nie mają dla mnie wielkiego znaczenia. Nie czuję zazdrości, że nie jestem już najdalej latającym zawodnikiem. Może trochę mi żal, że nie mogę poczuć dreszczyku emocji i tego uczucia wolności, gdy jesteś w powietrzu.

Przez ostatnie dziesięć lat najwybitniejsi zawodnicy, w tym Pan, zdobywali Puchar Świata tylko dwukrotnie, dopiero Małyszowi udał się hat trick.

- W moich najlepszych czasach nie było aż tak szybkich zmian w technologii. Teraz skoki to wielki biznes, ciągle słyszymy o nowych kombinezonach, cudownych hełmach, goglach, nartach. Moim zdaniem całe to zamieszanie wokół sprzętu jest trochę na wyrost. Nawet najszerszy kombinezon nie zrobi z kiepskiego skoczka mistrza świata. Żeby wygrywać, trzeba być naprawdę dobrym. To jest odpowiedź na pytanie o Adama. Jeśli chodzi o ten konkretny sezon, to Adam podobnie jak Hautamaeki przygotował szczyt formy na końcówkę. Przecież cały czas był w czołówce, ale brakowało tego czegoś. Nagle się znalazło i bum, znów wygrywał. Widać, że jest niezwykle silny, także psychicznie. Skoki nie nużą go, a przecież najtrudniej motywować samego siebie.

Czemu słabiej skakał Hannawald?

- Miał problemy zdrowotne, to pierwsze. Poza tym skakał nierówno. Momentami wygrywał i latał po prostu fenomenalnie, a przecież miał też konkursy, w których nie mieścił się w finałowej trzydziestce. Brak rytmu mu przeszkadzał.