Upadki w skokach narciarskich - część 3: Tragedia na skoczni w Wiśle-Malince (1960)
[strona=1]
Po tym upadku cała Polska płakała... Miejscem, gdzie zdarzył się tragiczny upadek Zdzisława "Dzidka" Hryniewieckiego, który doprowadził do kalectwa tego bardzo uzdolnionego skoczka, była skocznia w Wiśle-Malince.
Przypomnijmy, obiekt ten powstał w 1933 r. w pięknie położonej Dolinie Malinki, dzięki grupie zapaleńców, którym przewodził znany w Wiśle miłośnik sportu i narciarstwa, dziś już nieżyjący Rudolf Kowala. Pierwsza skocznia w Malince była bardzo prymitywna, a próg wzniesiono z okrągłych bali, rozbieg był naturalny, a zeskok mieścił się w małym wąwozie. Mimo to skocznia ta była wtedy i pozostała do dzisiaj drugą co do wielkości w Polsce, po zakopiańskiej Krokwi. Pierwszym rekordzistą tego obiektu był późniejszy trener reprezentacji, Mieczysław Kozdruń. Po wojnie obiekt kilkakrotnie przebudowano dzięki pomocy wiślańskiego "Startu", i Kowali który obiektem się opiekował. Zmieniono na bardziej nowoczesny profil skoczni, poprawiono zeskok i wybudowano drewnianą wieżę sędziowską. Dzięki Malince skoczkowie ze Śląska zaczęli się coraz bardziej liczyć w krajowej rywalizacji, a z czasem nawet wygrywać z zakopiańczykami. Od 1958 r. odbywał się na tej skoczni Puchar Beskidów - jedna z największych imprez narciarskich w kraju, obok Mistrzostw Polski i zakopiańskiego Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. W 1960 r. Puchar Beskidów miał się odbyć po raz trzeci, a faworytem konkursu był oczywiście Hryniewiecki. Ten zawodnik, obdarzony "ptasim instynktem", miał być pierwszym polskim medalistą olimpijskim w skokach narciarskich. Tak sądzili nie tylko krajowi fachowcy, ale i znawcy narciarstwa z całej niemal Europy.
15 stycznia 1960 r. Hryniewiecki, po najdłuższych w konkursie skokach, wygrał międzynarodowy konkurs skoków, organizowany w ramach Pucharu Beskidów na skoczni w Wiśle-Malince. Zwyciężył przed Władysławem Tajnerem i Józefem Gąsienicą-Bryjakiem. Dzień później prasa sp
1Puchar Beskidów 1960 - konkurs skoków w Wiśle-Malince - 15 stycznia 1960 r. pierwsza szóstka: 1. Z. Hryniewiecki - 78,5 i 70,5 m, nota 227,5 pkt, 2. Władysław Tajner - 76,5 i 67,5 m, 217,5 pkt, 3. Józef Gąsienica-Bryjak - 73 i 66 m, 211,5 pkt, 4. Lothar Glass (NRD) - 74 i 64,5 m, 203,5 pkt, 5. Jebavy (Czechosłowacja) - 70 i 62,5 m, 203,0 pkt, 6. Zacharow (ZSRR) - 72 i 61,5 m, 202,5 pkt w: V Międzynarodowe konkursy skoków o Puchar Beskidów, Wisła - 19 stycznia 1962, Szczyrk - 21 stycznia 1962, xero ze zbiorów Józefa Gąsienicy-Bryjaka w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego.
2Wykaz rekordzistów skoczni w Wiśle-Malince: 1933 - Mieczysław Kozdruń - 41 m, 1947 - Rudolf Fros - 67 m, 1952 - Stanisław Marusarz - 78 m, 1960 - Zdzisław Hryniewiecki - 78,5 m, 1964 - Józef Przybyła - 81 m, 1968 - Józef Kocyan - 86,5 m, 1968 - Erwin Fiedor - 87,5 m, 1969 - Gari Napalkow (ZSRR) - 90,5 m, 1971 - Stefan Hula - 90,5 m, 1973 - Rudolf Hoehnl (Czechosłowacja) - 93 m, 1973 - Stefan Hula - 93 m, 1975 - Stanisław Bobak - 99 m, 1984 - Janusz Malik - 102,5 m, Piotr Fijas - 103,5 m, Robert Mateja - 104,5 m, 1997 - Adam Małysz - 110 m, 1999 - Robert Mateja - 110,5 m, 2001 - Wojciech Skupień - 112,5 m w: Puchar Beskidów, Szczyrk-Wisła 1978, s. 23 i materiały własne.
[strona=2]
Tragedia wydarzyła się w czwartek 28 stycznia 1960 r. Na kilka dni przed wyjazdem na olimpiadę Hryniewiecki i Tajner brali udział w ostatnim przedolimpijskim treningu na skoczni w Wiśle-Malince. Gdy rozgrywano na niej trening, trzeba było zamknąć ruch kołowy, bo zeskok kończy się na środku asfaltowej szosy, która go przecina. Rekordzistą skoczni był "Dzidek" - 78,5 m. Niby był to zwykły trening, ale zmienił życie Hryniewieckiego. Skakało dwóch skoczków kadry: Hryniewiecki i Władysław Tajner. W pierwszej serii treningowej Tajner skoczył jako pierwszy około 70 m, a "Dzidek" aż 78 m - tylko o pół metra mniej od swojego rekordu tej skoczni z tego samego roku (mimo dość trudnych warunków). Lądował jednak z podpórką i w drugiej serii chciał
"Dzidek" ruszył w dół. Wtedy zdarzyła się tragedia; zbyt wczesne wyjście z progu i ciężki upadek. Po nim skoczek poczuł tylko przeraźliwy ból, potem zapadła ciemność... Po pewnym czasie sam Hryniewiecki tak opowiadał o swoim drugim skoku: - W drugiej próbie nie wziąłem pod uwagę zaleceń trenera Kozdrunia, by skakać ostrożniej. Nie była to jednak brawura. A może to moja klasa mnie zgubiła, mój upór? Walczyłem o długi ustany skok, mimo iż wybiłem się jeszcze przed progiem. W drugiej fazie lotu zacząłem niebezpiecznie pikować głową w dół i upadłem na narty. Rzeczywiście fakty zdają się świadczyć o tym, że Hryniewiecki mimo iż wiedział o swoim błędzie na progu wiślańskiej skoczni ciągnął skok na siłę, wierząc w swoje szczęście, które nigdy go dotąd nie opuściło. Tym razem jednak nie udało się. Władysław Tajner dodaje:
Tym razem Dzidek postanowił skakać jako pierwszy. Odbił się za wcześnie. Czubki nart ślizgały się jeszcze po lodzie, kiedy ich tyły i zawodnik byli już w powietrzu. Impet sprawił, że Dzidek fiknął salto do przodu Zdziwiło mnie, że nie próbował się ratować. On spadał bezwładnie, jak pozbawiony sterowności samolot. Trwało to sekundy. Wylądował, uderzając o zamarznięte podłoże... Dzidek był przytomny. Mówił, że nie czuje ani rąk ani nóg. Nie dostrzegłem jednak żadnych obrażeń. Sądziłem, że bezwład stanowi jedynie efekt szoku3.
Władysław Tajner, który miał skakać zaraz po Hryniewieckim, obserwował z rozbiegu skoczni tragedię kolegi, która była dlań życiowym wstrząsem. - Byłem zszokowany. Wiedziałem, że jest źle. W powietrzu
3Wypowiedź Władysława Tajnera z: Tomasz Zbigniew Zapert, 20 lat temu zmarł Zdzisław Hryniewiecki, Nie chciał żyć, Skoki - magazyn narciarski nr 1 (3), styczeń 2002 r. s. 4-6. Artykuł przedrukowano z "Rzeczpospolitej" nr 269, s. 4.
4Z wywiadu telefonicznego z trenerem Koterbskim z 13 sierpnia 2004 r.
[strona=3]
Warto też dodać, że z pewnością obiekt w Wiśle-Malince nie był na miarę olimpijskiej formy Hryniewieckiego, który przeskakiwał wtedy skocznie. Był po prostu zbyt niebezpieczny. Profile takich obiektów, nie tylko w Polsce, były już mocno przestarzałe i nieodpowiednie do aż tak długich skoków i tak dobrych skoczków. Stąd na skoczniach Polski i świata tak wiele ciężkich upadków w tym okresie. W rozmowie ze mną Władysław Tajner nie zawahał się nazwać trenera Kozdrunia głównym
Przed wyjazdem na igrzyska do Squaw Valley przebywaliśmy na obozie w Wiśle. Przestał wiać halny, chwycił ostry mróz i zaświeciło słońce. Resztki śniegu na skoczni i zeskoku zlodowaciały. Narty straciły przyczepność. Skakanie w takich warunkach wydawało się nam absolutnie niemożliwe. Trener Mieczysław Kozdruń był jednak odmiennego zdania. Znając jego autorytarne metody, potraktowaliśmy to jako rozkaz. Za odmowę wykonania poleceń trenerskich w tamtych czasach wylatywało się z reprezentacji. Nierzadko z dyskwalifikacją za niesubordynację5.
Tajner jest jednak w tym poglądzie odosobniony i, być może, ta krytyczna ocena trenera wynika z szoku jaki przeżył po wypadku przyjaciela, z którym do dzisiaj tak naprawdę nie jest w stanie się pogodzić. Uważam bowiem, że trener Kozdruń nie ponosi winy za kalectwo "Dzidka". W tygodniu poprzedzającym olimpiadę chciał jeszcze dopracować w skokach Hryniewieckiego i Tajnera pewne elementy tj. lądowanie i poprawić dyspozycję obydwu skoczków. Czy warunki były rzeczywiście aż tak trudne jak sugeruje Tajner nie udało mi się odtworzyć, gdyż prasa milczy na ten temat, a tylko raz Hryniewiecki dodał, że warunki na skoczni były ciężkie. Dlatego zapytałem kilku skoczków, którzy byli wówczas członkami kadry narodowej skoków narciarskich. Wszyscy byli zgodni, że był to nieszczęśliwy wypadek, który mógł przydarzyć się na każdej skoczni. Piotr Wala powiedział, że dla sportowców kalectwo tak utalentowanego zawodnika było wielkim wstrząsem. - "Dzidek" był wtedy w znakomitej formie. Jego wypadek to był błąd w sztuce, zbyt wczesne wybicie się z progu skoczni spowodowało ciężki upadek. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci tym, co się stało. Panowała w kadrze polskich skoków pewna psychoza tego upadku. To był według mnie nieszczęśliwy upadek6.
Gustaw Bujok, ówczesny skoczek kadry narodowej, wspomina "Dzidka" w sposób bardzo ciepły:
Dzidek był moim kolegą od najmłodszych lat. Po wypadku nieraz przyjeżdżał do mnie do Wisły. Był to wspaniały chłopak, któremu przydarzyło się wielkie nieszczęście. Już jako junior był nieprzeciętnym z
5Wypowiedź Władysława Tajnera z: Tomasz Zbigniew Zapert, 20 lat temu zmarł Zdzisław Hryniewiecki, Nie chciał żyć, Skoki - magazyn narciarski, nr 1 (3), styczeń 2002 r. s. 4- 6. Artykuł przedrukowano z „Rzeczpospolitej nr 269, s. 4.
6Wypowiedź Piotra Wali z wywiadu z 21 października 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski
7Wypowiedź Gustawa Bujoka z wywiadu z 26 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
[strona=4]
Z kolei słynny skoczek z LKS "Bystra", zwany w sportowej prasie „beskidzkim jastrzębiem, Józef Przybyła dodaje: - Poleciał od razu z progu, a takie upadki zwykle kończą się bardzo ciężkimi urazami8. Trener kombinacji norweskiej, Tadeusz Kaczmarczyk, który wielokrotnie rozmawiał z "Dzidkiem" o jego feralnym skoku w Malince wspomina:
Skocznia w Malince była obiektem przestarzałym - wszystko tam było stare - drewniany rozbieg, próg i zeskok. Mimo to tam właśnie trenowała przed Zimową Olimpiadą w Squaw Valley kadra polskich skoczków. Z tego co pamiętam to w Zakopanem było wtedy mało śniegu i tylko w Wiśle były warunki do treningu. Dlatego trener Kozdruń zdecydował o treningu właśnie tam. Skakali wszyscy kadrowicze. Ostatni skok treningowy Hryniewiecki podparł i już po zakończeniu treningu zdecydował się na jeszcze jeden skok. Niestety na progu popełnił błąd i kręcił salto. Upadł i złamał kręgosłup. Kiedyś mówił mi, że w Norwegii widział jak skoczkowie kręcą salta w powietrzu i chciał to właśnie zrobić, by się uratować, ale nie udało się. To była śmierć sportowa tego doskonałego w tym okresie zawodnika. Trener Kozdruń bardzo przeżywał tragedię Hryniewieckiego, który był jego olimpijską nadzieją na dobry wynik. Już po wypadku często odwiedzaliśmy "Dzidka" w jego mieszkaniu w Bielsku-Białej razem z Januszem Forteckim i skoczkami kadry. W środowisku sportowym były różne opinie na temat tego co się wydarzyło w Wiśle-Malince; niektórzy Kozdrunia krytykowali, inni bronili. Pewne jest jedno, polski sport poniósł wielką stratę, bo jak mówiono Zdzisiek Hryniewiecki miał szanse na olimpijski medal w Squaw Valley9.
Zapytałem o ocenę tego co stało się w Wiśle jednego z trenerów BBTS - u, Bronisława Klęczka, który zajmował się Hryniewieckim w początkowym okresie rozwoju jego kariery sportowej. Potwierdza on wcześniejsze opinie mówiące, że to co się stało podczas feralnego treningu w Wiśle-Malince było nieszczęśliwym wypadkiem:
To był z pewnością nieszczęśliwy wypadek. "Dzidek" to była odwaga, brawura, troszeczkę w tym feralnym skoku przeholował i skończyło się to dlań groźnym upadkiem i kalectwem. Czy trening był prowadzony w trudnych warunkach? Jako trener uważam, że trening musi być prowadzony w każdych warunkach atmosferycznych, bo zawody też mogą odbyć się w trudniejszych warunkach. Dlatego nie ma tu winy trenera. "Dzidek" jako zawodnik był dla nas trenerów świetny w prowadzeniu. Nie dopuszczał, by atmosfera w zespole była zła. On rozwiązywał jako lider wszelkie konflikty. Był niekwestionowanym liderem grupy polskich skoczków, którego wszyscy słuchali. Muszę powiedzieć, że znałem "Dzidka", gdyż byłem jego trenerem w okresie kiedy biegał na nartach i uprawiał oprócz skoków kombinację norweską. Po upadku nadal był wspaniałym człowiekiem. Mimo kalectwa humor nadal go nie opuszczał. Przychodzili do niego koledzy, a on był zadowolony z tego, że miał rozrywkę10.
Tyle zawodnicy i trenerzy, którzy widzieli tragiczny w skutkach trening w Wiśle-Malince, w wyniku którego Dzidek został już do końca życia kaleką. To co wydarzyło się w Wiśle-Malince pamiętnego 28 stycznia 1960 r. było wielką porażką dla polskiego sportu. Z walki o olimpijskie medale odpadł bowiem nasz czołowy zawodnik, jeden z najlepszych na świecie. - Wszyscyśmy płakali - wspominał tamte chwile śp. Red. Andrzej Łozowski z "Rzeczpospolitej". Nieszczęśliwy wypadek "Dzidka" pokazał też jak krucha jest granica między skokiem udanym i bezpiecznym a tragedią. Dotknęła ona, niestety, jednego z najzdolniejszych polskich skoczków w historii. Dlatego cała Polska płakała...cała sportowa Polska i nie tylko.
Zdjęcia ze zbiorów rodziny Hryniewieckich
8Wypowiedź Józefa Przybyły o wypadku Z. Hryniewieckiego na skoczni w Wiśle-Malince z: Jerzy Wykrota, "Przerwana kariera", "Sport" nr 94 (10925), sobota-niedziela 21-22 kwietnia 2001 r.
9Wypowiedź trenera Tadeusza Kaczmarczyka z wywiadu z 15 sierpnia 2004 r. Wywiad przeprowadzał telefonicznie Wojciech Szatkowski.
10Wypowiedź trenera B. Klęczka o Zdzisławie Hryniewieckim z wywiadu z 16 sierpnia 2004 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski (Muzeum Tatrzańskie)