Podsumowanie Mistrzostw Świata w lotach w Oberstdorfie
Za nami kolejny długi weekend ze skokami narciarskimi, pisząc precyzyjniej - z lotami narciarskimi. W piątek, sobotę i niedzielę skoczkowie rywalizowali zarówno indywidualnie jak i w drużynie o medale XX Mistrzostw Świata w lotach narciarskich. Skocznia mamucia im. Heiniego Klopfera dająca możliwość lotów daleko poza granicę 200 metrów była areną wspaniałych batalii, z których zwycięstwo wyszli Austriacy zgarniając dwa złote i jeden srebrny medal.
Trzeba przyznać, że w Oberstdorfie warunki do latania były wprost wymarzone. Skoczkowie nie mogli narzekać na wiatr, bo ten nie dość, że nie był silny, to w dodatku dawał wszystkim równe szanse. Piękna pogoda, bezchmurne niebo i niemalże wiosenne temperatury sprawiły, że loty w Oberstdorfie przyjemnie się oglądało. Ale nie o pogodzie będę dalej pisał, bo większe emocje wyzwalała w kibicach walka o medale, była ona rzeczywiście pasjonująca.
Rzeczy niesamowitej dokonał Gregor Schlierenzauer, 18-latek w swoim debiucie na skoczni mamuciej wywalczył tytuł Mistrza Świata w lotach. Młody Austriak jeszcze podczas treningów i kwalifikacji nie zachwycał, wydawać się mogło, że powtórzy się sytuacja sprzed roku, kiedy to na MŚ w Sapporo Schlierenzauer nie liczył się w walce o medale. Dar latania odezwał się jednak w debiutancie z Austrii dosyć szybko, bo już dzień później podczas dwóch pierwszych serii konkursu indywidualnego. Drugi zawodnik klasyfikacji PŚ latał daleko i pięknie stylowo, co okazało się kluczem do końcowego sukcesu i upragnionego złotego medalu. W ostatniej chwili tytuł mistrzowski dał sobie wyrwać Martin Koch. Starszy kolega z drużyny Schlierenzauera latał najdalej w trzech próbach, czwarty skok zepsuł i choć sumę odległości wciąż miał największą, niskie noty sędziowskie przekreśliły jego szansę na złoto. Tak czy inaczej, wszystko pozostało w rodzinie, bo team austriacki tworzy duży, zgrany zespół wzajemnie się motywujący i walczący wspólnie o jak najlepsze miejsce. Ich szkoleniowiec Alexander Pointner jest wielkim zwycięzcą tych MŚ, bo to jego metody szkoleniowe okazały się tak wielce skuteczne w stosunku do każdego zawodnika z osoba, ale też całej drużyny. Austriacy nie poprzestali wszak na tytule indywidualnego mistrza i wicemistrza świata w lotach, na dokładkę znokautowali rywali w konkursie drużynowym.
Rozczarowali Norwegowie, podopieczni Miki Kojonkoskiego dwukrotnie tej zimy pokonywali w rywalizacji drużyn fenomenalnych Austriaków, ale w Oberstdorfie zawiedli na całej linii. Tytułu nie obronił oczywiście dwukrotny Mistrza Świata w lotach - Roar Ljoekelsoey, który z rywalizacji odpadł po pierwszym skoku. Wydawało się jednak, że król lotów nadal będzie Norwegiem, bo na półmetku konkursu prowadził Bjoern Einar Romoeren. W sobotę rekordzista świata w długości skoku latał jednak zdecydowanie krócej i w rezultacie nie znalazł się nawet na podium. W drużynie "gang Kojonkoskiego" zdobył brąz przegrywając znacznie z Finami i Austriakami. Większej wpadki nie było, ale spory niedosyt pozostanie, bo to właśnie Norwegowie, znani ze swojej lotności, byli faworytami tego konkursu.
Słabość sąsiadów zauważyli i należycie wykorzystali Finowie. Kolejny brązowy medal indywidualny MŚ w lotach trafił do kolekcji Janne Ahonena, pięciokrotny triumfator TCS jako jedyny ze starszego pokolenia był w stanie dorównać nowej generacji skoczków. Jako team podopieczni Nikunena także nie zawiedli, przegrali jedynie z Austrią zdobywając srebrny medal. To ważne osiągnięcie w kontekście dalszej współpracy trenera Nikunena z reprezentacją Finlandii. Pojedyncze świetne skoki oddawali wszak także Harri Olli, Janne Happonen, dobrze skakał były rekordzista świata w długości skoku - Matti Hautmaeki.
Na uznanie zasługują także Francuzi pod wodzą Pekki Niemeli. Fiński trener wycisnął w tym sezonie ze swoich zawodników siódme poty, co zaowocowało 8. miejscem w konkursie drużynowym. Jeszcze rok temu na naszych ustach pojawił by się szczery uśmiech, gdyby ktoś powiedział, że drużyna Francji będzie lepsza od naszej reprezentacji na MŚ w lotach narciarskich. Dziś jest to już jednak fakt, o tyle bolesny, że Francuzi od lat w rywalizacji drużyn byli jedynie statystami, nie wspominając już o tym, że nie mają gwiazdy pokroju Adama Małysza, a jedynie trzech solidnych skoczków! Czy to tak wiele?
Należy wspomnieć także w kilku zdaniach o Polakach. Mistrzostwa Świata w lotach były jedną z imprez docelowych, na która nasza kadra skoczków miała być w tym sezonie przygotowywana. Mieliśmy mieć silną drużynę i mocnego Małysza walczącego o medal MŚ w lotach, którego Polak w swojej bogatej kolekcji różnorakich trofeów jeszcze nie posiada. Ambicje trzeba było jednak ugasić, celem dla drużyny stał się ostatecznie sam awans do finału, a dla Adama miejsce w "10". Orzeł z Wisły jeszcze miesiąc temu był kompletnie bez formy, ale jak na mistrza przystało bardzo szybko złapał znów kontakt z czołówką. Oczywiście nie była to dyspozycja pozwalająca zdobyć medal, choć zapewne po 5. miejscu zajmowanym po pierwszym dniu rywalizacji apetyty zostały rozbudzone. Drugiego dnia Małyszowi brakowało już takiego polotu. Szkoda, że trzy dni odpoczynku przed zawodami wystarczyły zaledwie na dwa dni bardzo dobrych skoków i 9. miejsce. Trudno jednak mieć jakiekolwiek pretensje do naszego super-skoczka, bo walczył niezwykle dzielnie o każdy metr w długości skoku. Gorzej było z pozostałymi Polakami, do konkursu awansował jedynie Kamil Stoch, ale odpadł po pierwszej serii.
W rywalizacji drużynowej otrzymaliśmy kilka szansa na upragniony awans do finałowej serii - swój skok zepsuł Robert Kranjec, bez rewelacji skakali Szwajcarzy (nawet Ammann i Kuettel), Francuzi także mieli słabe ogniwo w zespole. Nasza reprezentacja nie wykorzystała tej niepowtarzalnej okazji, pretensji ponownie nie można mieć do Adama Małysza, ale nawet Piotr Żyła i Kamil Stoch, których forma ostatnio nie jest najwyższa, skakali poprawnie. Wystarczyło, żeby równie przeciętnie spisał się Stefan Hula, ten jednak zamiast lecieć - spadł... na 120. metr. To dziwi, bo ledwie miesiąc temu Stefanek, jak nazywają go koledzy z drużyny, w Harrachovie spisywał się lepiej niż Adam Małysz. Ponownie szkoda, bo to już trzeci występ polskich skoczków w drużynie tej zimy i trzeci zakończony już po pierwszej serii, tym razem na 10. pozycji. Istnieje zasadne pytanie, czy nie warto posłuchać tym razem rady Mistrza z Wisły i do Lahti nie wysyłać drużyny? Jeśli Polacy mają w ciągu najbliższych trzech tygodnii jeszcze coś osiągnąć, to na pewno nie w rywalizacji drużynowej. Trzymajmy kciuki natomiast za Adama Małysz, Polak chyba nie powiedział jeszcze ostatniego słowa tej zimy. Czas na rozliczanie trenerów z ich pracy, a zawodników z osiąganych rezultatów przyjdzie po sezonie. Poczekajmy cierpliwie!
Podsumowując XX Mistrzostwa Świata w lotach narciarskich, od strony sportowej było to niezwykle ekscytujące widowisko, pełne zaskakujących rozstrzygnięć i niespodzianek. Udziałem kibiców i fanów skoków narciarskich stały się łzy wzruszenia i ogromna radość zwycięzców, ale także smutek i bezradność przegranych. Z pewnością ten weekend na zawsze pozostanie w pamięci Gregora Schlierenzauera, mimo młodego wieku, już teraz super-gwiazdy skoków i lotów narciarskich. Osobiście jako Polacy odczuwamy jednak pewien niedosyt i zażenowanie pogorszającym się stanem rodzimych skoków narciarskich.