Apoloniusz Tajner wciąż czeka...
"Kontaktuję się głównie z wiceprezesem do spraw sportowych Lechem Nadarkiewiczem i szefem wyszkolenia Markiem Siderkiem. Nasze stosunki nazwałbym nawet wzorowymi- mówi Apoloniusz Tajner- Jedyny zgrzyt to wciąż niewypłacone premie za igrzyska w Salt Lake City. Do tego doszły nagrody za mistrzostwa świata w Predazzo. Znów nam coś obiecano i znów związek się nie wywiązuje. Podobno wciąż nie ma pieniędzy na moje i Piotrka Fijasa premie".
Nie od dziś wiadomo, że Polski Związek Narciarski jest biedny i o pieniądze na rozwój zawodników jest bardzo trudno, nie mówiąc już o premiach pięniężnych dla trenerów. Dlatego zaskoczeniem są kwoty wymieniane podczas rozmów o zatrudnieniu Reinharda Hessa. Niemiecki trener miałby zarabiać w naszym kraju kilka tysiecy euro. Nie dziwi reakcja Tajnera na te rewelacje: "Trochę mnie śmieszy, jak słyszę, że Hess miałby dostawać kilka tysięcy euro. Dostanę niebawem jakąś niewielką podwyżkę, bo niedawno zdałem egzamin, dzięki któremu uzyskałem klasę mistrzowską. W związku już od ponad roku leżą moje i Piotra Fijasa podania o zmianę kontraktów, ale na razie nie doczekaliśmy się odpowiedzi".
Jednak jak można sie było tego spodziewać, spekulacje na temat zmiany trenera polskiej kadry narodowej okazały się tylko i wyłącznie spekulacjami. W kadrze panuje obecnie dobra atmosfera. "Gdyby skoczkowie zbuntowali się przeciwko mnie, nie byłoby innego wyjścia jak się rozstać- mówi Polak- Bo praca w skonfliktowanej grupie nie da owoców. Już był bunt w kadrze, gdy prowadził ją Pavel Mikeska."
Tajner nie musi na razie martwić się o swoją posadę. Może w spokoju zajmować się planami szkoleniowymi polskich skoczków. Miejmy nadzieje, że tym razem uda mu się przygotować reprezentantów Polski w taki sposób, aby nie tylko Adam Małysz sprawiał nam radośc swoimi dalekimi lotami. Czy tak się stanie? Pożyjemy, zobaczymy...