Łukasz Rutkowski: "Dziwię się, że ludzie mają taką odwagę"
Łukasz Rutkowski to jeden z największych talentów w polskich skokach narciarskich. 20-letni skoczek ze Skrzypnego, który w najbliższym sezonie będzie prawdopodobnie członkiem kadry A, udzielił wywiadu dla "Tygodnika Podhalańskiego".
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze skokami?
- Zaczęliśmy z bratem Mateuszem, gdy on miał 9 a ja 7 lat. Wtedy nie było jeszcze sukcesów Małysza, po prostu chcieliśmy skakać. Dostaliśmy małe nartki na mikołaja, sami budowaliśmy skocznie. W 1994 roku przyjechał do szkoły w Skrzypnem trener Jarząbek z Wisły Gwardii Zakopane i zapisał nas do klubu. Razem z nami zapisało się wtedy ponad 30 chłopaków, ale do dziś zostaliśmy tylko my.
Czyli można powiedzieć, że życie spędzasz na nartach?
- Nie miałem praktycznie dzieciństwa, bo całe spędziliśmy na skoczniach. Mam za sobą całe 14 lat skakania i przywiązanie do jednego klubu- Wisły. Na początku nie było miodu, nie przelewało się , jeśli chodzi o sprzęt. Dopiero, gdy Mateusz zdobył złoty medal na Mistrzostwach Świata Juniorów , pojawił się sponsor i wszystko się poprawiło.
Kiedy przyszły pierwsze wyniki?
- Mam jeszcze do tej pory statuetkę za zwycięstwo w szkolnej lidze skoków urządzanej w Zakopanem. Miałem wtedy bodajże 9 lat.To był pierwszy sukces, który zapamiętałem. W moim przypadku nie było tak, jak z Mateuszem, który wygrywał wszystko. Moja kariera rozwijała się wolniej, szczególnie, gdy byłem młodszy.
Później przyszła przerwa w skokach, wydawało się, że to koniec kariery?
- Tak, pięć lat temu przez półtora roku miałem przerwę w skakaniu po operacji usunięcia migdałków. Przybrałem na wadze. Później uległem namowom trenera Jarząbka i zdecydowałem się na dalsze skakanie, choć prawdę powiedziawszy nie wierzyłem już w siebie. Szkoda mi było jednak 10 lat spędzonych na skoczni, więc spróbowałem. Pojechałem na zawody do Szczyrku i stanąłem na podium.
Wtedy wszystko bardzo szybko się potoczyło.
- Po roku znalazłem się w kadrze C trenowanej przez Piotra Fijasa, później był awans do kadry B, przyszły Mistrzostwa Świata juniorów, zająłem czwarte miejsce i awansowałem do kadry A. Eksplozja przyszła w czasie przygotowań z trenerem Celejem. Trochę tylko zabrakło szczęścia na Mistrzostwach Świata. W konkursie drużynowym zdobyliśmy brąz. W indywidualnym zająłem czwarte miejsce, oddając prawdopodobnie rekordowy skok: na Średniej Krokwi 94 metry. Jedni mówią, że było to aż czwarte a inni, że tylko czwarte miejsce. Miałem jednak smak na medal, przegrałem przez lądowanie w pierwszej serii. Austriak Innauer skoczył pół metra krócej i miał upadek, ja wylądowałem na dwie nogi. Myślę, że lepiej zagarniać z małej łyżki często, niż z dużej tylko raz.
Po zdobyciu brązowego medalu pociekły Ci łzy.
- Łzy, rzeczywiście, były, bo pewna osoba powiedziała, że będę zdyskwalifikowany za kombinezon. Zagotowało się we mnie- tyle starań, chciałem, żebyśmy zdobyli brązowy medal, a tu taka informacja, pociekły łzy. Na szczęście był to tylko żart.
Co jest najważniejsze w treningu skoczka?
- Moim zdaniem najważniejsza jest psychika, bo wiąże się ona ze wszystkim. Trzeba poukładać wiele różnych spraw. Do tego dochodzi ścisła dieta. Trzeba pamiętać, aby nie przybrać na wadze. Rano jem płatki, w ciągu dnia tylko gotowane potrawy, żadnych słodyczy, na kolację sałatka, chleb razowy, ale rzadko, jeszcze ryz i jogurt. Czasem trochę żal innego jedzenia. Teraz mam moment urlopu, więc mogę trochę odejść od diety, ale muszę się pilnować, bo 15 maja wracamy na skocznię.
A co z nauką?
- Właśnie przygotowuje się do matury, skończyłem sezon skoków, mam sezon nauki. Uczę się do trzeciej nad ranem angielskiego w Krakowie z panią Bożeną Błaszczyk. Az dziw, że to wytrzymuje, ma wiele serca i cierpliwości. Od strony psychologicznej pomaga mi tez dziewczyna -Janeczka. Zaprowadziła mnie do psychologa i to dało świetny efekt w tym sezonie. Na maturze będę zdawać polski, angielski i biologię. Zaczynam 5 maja, a ostatni egzamin 12. Prawdziwe wolne od skoków i nauki będę miał dopiero jesienią. Moim marzeniem jest zdobycie za dwa lata medalu na olimpiadzie w Kanadzie.
A jak z Twojej perspektywy wygląda sprawa brata Mateusza, który został wyrzucony z kadry za jazdę pod wpływem alkoholu?
- Czasem dziwię się, że ludzie mają taką "odwagę". Jeśli ktos coś do niego ma, to niech powie jemu, a nie mnie. Dwa dni temu na Podhalu płaciłem kartą, rozpoznali mnie i zaraz mówili, że to brat Rutkowskiego, tego od pijaństwa. Takich przypadków zdarza się sporo. Czasem jakiś dalszy znajomy robi głupie uwagi. Moim zdaniem wina, jeśli chodzi o brata, była po obu stronach. Mateusz popełnił błędy, ale nie on sam jeden. Były podobne przypadki, a tylko jego wyrzucili z kadry- i to nagle. Wciąż wierzę w brata. Mam nadzieję, że kiedyś razem staniemy na podium. Szkoda może jednak wracać teraz do tych spraw. To jest jego życie.
Rozmawiał Paweł Pełka (Tygodnik Podhalański)
autor: Tadeusz Mieczyński, źródło: Tygodnik Podhalański weź udział w dyskusji: 38