Antonin Hajek zdradza kulisy swojego wypadku
21-letni Antonin Hajek, jeden z najlepszych czeskich skoczków, 29 kwietnia miał poważny wypadek samochodowy. Do zdarzenia doszło w Harrachowie, kilkaset metrów od jego domu. Z poważnymi obrażeniami ciała został przewieziony do szpitala w Libercu, gdzie przebywa do dnia dzisiejszego. Właśnie tam, na oddziale chirurgii, gazeta "Lidove Noviny" przeprowadziła z Czechem wywiad.
"Na zakręcie straciłem kontrolę nad samochodem. Samochód jechał w kierunku zbocza, a potem nastąpiło to straszne uderzenie. Nawet nie wiem po jakim czasie odzyskałem przytomność. Leżałem na drodze i chciałem wstać, ale nie mogłem ruszać nogami. Namacałem telefon w kieszeni i zadzwoniłem do ojca. Za kilka minut już była na miejscu karetka. Lekarze mówili, że już byłem bardzo wychłodzony" - opowiada Antonin Hajek.
"Co prawda zbyt wolno nie jechałem, ale ojciec mi powiedział, że policja zajmująca się sprawą stwierdziła, że dzień wcześniej niemal dokładnie w tym miejscu drogowcy łatali dziury w asfalcie. Zostało po tych robotach trochę żwiru i nierówności. Chyba dlatego straciłem panowanie nad samochodem" - kontynuuje czeski skoczek.
"Wszystkie operacje są już za mną. Ponieważ uderzenie nastąpiło z tyłu, mam jeszcze trochę ograniczoną możliwość poruszania lewą nogą. Bóle powoli ustępują, jest poprawa. Najgorszy był pierwszy tydzień. Lekarze musieli zatamować krwotok wewnętrzny, czekałem na operację miednicy..." - wspomina 21-letni zawodnik.
"Leżę tu już blisko miesiąc. Najgorsze jest to, że nie mogę się ruszać. Dziś po raz pierwszy próbowałem usiąść w łóżku i całkiem dobrze mi to poszło. Mama odwiedza mnie tu codziennie. Ojciec, Ivana, no i dziś przyszli chłopcy z kadry narodowej z trenerem Schallertem i moim trenerem Kubą Jiroutkiem. Kuba żartował, że już we wrześniu chce mnie widzieć na treningach i że mi zaleci podwójne dawki treningowe" - śmieje się Hajek.
"Lekarze powiedzieli mi, że pomogło mi to, że jestem sportowcem i że nie powinienem mieć z miednicą problemów w przyszłości. Cieszę się, że żyję, bo to jest najważniejsze" - zakończył Czech.