Zdarzyło się w Sapporo, czyli jak Skupień ograł przyszłych mistrzów olimpijskich
Igrzyska olimpijskie w Nagano w 1998 roku zakończyły się wielkim sukcesem dla skoczków z Japonii. Funaki wywalczył tam złoto i srebro, Harada brąz, a drużyna Azjatów po dramatycznej walce sięgnęła po mistrzostwo w konkursie zespołowym. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk całą japońską czołówkę na jej terenie pokonał... Wojciech Skupień.
Reprezentacja Pavla Mikeski pojawiła się na kontynencie azjatyckim dużo wcześniej niż inne ekipy. Biało-czerwoni jako jedyni zagraniczni goście wzięli udział w lokalnym konkursie o Puchar UHB rozegranym na dużej skoczni w Sapporo. W bardzo trudnych warunkach, przy mocnym wietrze i gęstych opadach śniegu, najlepszą łączną notę uzyskał Skupień, skacząc 121 i 110,5 m. O 1,6 pokonał Takanobu Okabe. Na kolejnych pozycjach sklasyfikowano Hideharu Miyahirę, Kazuyoshiego Funakiego, Masahiko Haradę i Hiroyę Saito. Nieoczekiwane rozstrzygnięcie na Okurayamie, mimo że mające miejsce w konkursie bez większej stawki, odbiło się dość szerokim echem w polskich mediach. Wiadomo - zwycięstwo w Sapporo przywoływało od razu wspomnienia z 1972 roku, czyli mityczny, owiany legendą złoty medal olimpijski Wojciecha Fortuny.
- Do Sapporo przybyliśmy wieczorem, dzień przed zawodami. Konkurs był wielką loterią i z sukcesu Wojtka nie wyciągałbym wniosków przed igrzyskami olimpijskimi - tonował nastroje Pavel Mikeska w rozmowie z Gazetą Wyborczą. - Ale bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa, Japończycy to przecież ścisła światowa czołówka. Najważniejsze, że Skupień oddał trzy dobre skoki, dwa w konkursie i jeden w serii próbnej. Dobrze spisał się Łukasz Kruczek, który zajął 12. miejsce. Jak na jego możliwości oddał dwa ładne skoki - relacjonował czeski szkoleniowiec.
- Zwycięstwo w takim towarzystwie to ogromny sukces Wojtka, ale bardziej psychologiczny niż sportowy - mówił z kolei sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego Waldemar Leszczyński. - Podczas konkursu często zmieniała się aura, zwłaszcza prędkość wiatru. Tym razem była ona najkorzystniejsza dla Skupnia. Ale kto nie jest odpowiednio przygotowany, ten nie wygra z Japończykami - dodawał.
Redaktor Andrzej Łozowski z Rzeczpospolitej bardziej niż na dobrym wyniku Skupnia, koncentrował się na fatalnej postawie Małysza, który zajął dopiero 30. miejsce, przygrywając z wieloma drugo i trzecioplanowymi adeptami japońskich skoków, a który jeszcze rok wcześniej, w Sapporo i Hakubie wygrywał konkursy Pucharu Świata. "Miarą formy polskich skoczków nie jest niestety wynik Wojciecha Skupnia w sobotnim konkursie, tylko Adam Małysz, a on wciąż nie skacze. Pewnie, że zwycięstwo Skupnia jest dla całej grupy pokrzepieniem psychicznym, ale zdaje się, że problemem Małysza i Matei nie jest słaba psychika, lecz nogi jak z waty. Trener mówi wprawdzie, że młody mąż i ojciec wyolbrzymia swoją odpowiedzialność za losy świeżo założonej rodziny, innymi słowy dźwiga zbyt duży ciężar. Może tak, może nie" - pisał Łozowski.
Nazajutrz to właśnie Małysz był najlepszym z polskich skoczków, ale zajął odległą 19. pozycję, a dopiero 22. był Skupień. Tydzień później w Sapporo, jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk, rozegrano konkurs Pucharu Świata, w którym żaden skoczek z naszej czołowej trójki - Małysz, Skupień, Mateja nie przebrnął przez kwalifikacje, a jedynym Polakiem w "30" był zupełnie nieoczekiwanie Krystian Długopolski. Niemniej podczas igrzysk Skupień znów na chwilę się przebudził, zajmując na dużej skoczni 11. miejsce. Jak więc widać szczęśliwy wynik skoczka z Poronina z lokalnego konkursu w Sapporo niekoniecznie miał przełożenie na poważne osiągniecię w zawodach o dużą stawkę, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy jest to ciekawostka warta odnotowania i dlatego w przy okazji zbliżającego się Pucharu Świata w Sapporo postanowiliśmy ją Wam, drodzy czytelnicy, przypomnieć.