"Gdybym wtedy miał ten rozum, który mam dziś..." - rozmowa z Wojciechem Fortuną

  • 2013-12-23 09:10

Przed tygodniem ukazała się biografia jedynego polskiego Mistrza Olimpijskiego w skokach, Wojciecha Fortuny pt. „Skok do piekła”. O wydanej właśnie książce, o faktach ze swego burzliwego życia, o polskiej kandydaturze do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich, a także o szansach Kamila Stocha na złoto olimpijskie mistrz opowiedział w rozmowie z naszym portalem. Wywiad prezentujemy poniżej.

Okładka książkiOkładka książki
fot.

A.D.: Panie Wojciechu, kilkakrotnie już w różnej formie publikował Pan swoje wspomnienia. Skąd wziął się pomysł, żeby zrobić to raz jeszcze? Jaka jest geneza powstania książki "Wojciech Fortuna. Skok do piekła"?

W.F.: Książka powstała, bo był na nią materiał. Jest tu i o sporcie i o życiu. Postanowiłem tym razem bardziej szczerze opowiedzieć o swoich przeżyciach niż robiłem to do tej pory. Z tego co słyszałem ludziom się podoba ta pozycja. Proszę mi wierzyć, że moje życie to materiał na jeszcze niejedną książkę.

A.D.: Czytając tę książkę miałem odczucie, że to jest taka Pana publiczna spowiedź z całego życia. Czy w ten właśnie sposób Pan to traktował?

W.F: To nie jest spowiedź, to jest szczere opowiadanie. O różnych aspektach mojego życia. Uważam, że zostało to wszystko naprawdę dobrze opisane przez Leszka Błażyńskiego. Dostajemy gratulacje od różnych osób, od dziennikarzy sportowych, co świadczy o tym, że wykonaliśmy dobrą robotę.

A.D.: Dlaczego akurat Leszka Błażyńskiego wybrał Pan do opisania swoich wspomnień? Czy znaczenie miał tu fakt, że jest synem medalisty olimpijskiego (autor książki jest synem Leszka Błażyńskiego, dwukrotnego medalisty olimpijskiego w boksie, Mistrza i v-ce Mistrza Europy) i zna sport również od innej strony?

W.F.: Przede wszystkim zna życie. On też nie miał łatwo, historia jego rodziny to dopiero jest materiał nie tylko na książkę, ale nawet na film, na dramat. U mnie była podobna sytuacja jak w jego rodzinie, ale ja mam taki charakter, że się nigdy nie załamuję. Ja chcę żyć, dlatego zrezygnowałem z wielu rzeczy, które mi nie służyły. Leszek przeszedł jeszcze więcej niż ja i to jako młody chłopak. Jest najbardziej odpowiednią osobą do tego, żeby podjąć temat mojego życia. Inicjatywa powstania "Skoku do piekła" wyszła właśnie od niego. Powiedział, mi że ma przygotowany obszerny materiał na mój temat i poprosił żebym opowiedział mu dodatkowo o paru kwestiach. Przyjeżdżał do mnie porozmawiać, ja byłem też w jego stronach, na Śląsku. I tak powstała ta książka. Długo nie wiedzieliśmy jak ją zatytułować, w końcu Leszek wymyślił tytuł "Skok do piekła". Jak pokazuje moja historia z piekła można wyjść. Wyszedłem na prostą, bardzo dobrze mi się żyje poza Zakopanem. Nie mam już czasu na wódkę, zajmuję się sportem w ośrodku sportów zimowych "Szelment", jestem kustoszem ekspozycji dotyczącej sportów zimowych, którą sam założyłem. I tak mi przyjemnie mija tu życie.

A.D.: Jak możemy przeczytać w Pana biografii, Pana mama powiedziała kiedyś, że największym nieszczęściem, jakie spotkało jej syna było zdobycie złotego medalu olimpijskiego...

W.F.: Faktycznie moja mama tak kiedyś powiedziała. Nie wiem, może miała rację... Po Sapporo miałem wielu przydupasów, wielu "menedżerów", którzy korzystali z mojego sukcesu, a ja musiałem dziękować za to, że żyję. Dziś nie jestem już tym samym Wojtkiem co kiedyś, tylko panem Wojtkiem. Mam 61 lat i gdybym w latach mojego sukcesu miał ten rozum, który mam teraz, to pewnie zdobywałbym kolejne medale. Ale wtedy się nie dało. Były owacje, prezenty, jeździło się od towarzyszy do towarzyszy i nie było czasu na trening, a później motywacja do uprawiania sportu się skończyła. Nie miałem wokół siebie człowieka, który potrafiłby mną odpowiednio pokierować, tak jak Edi Federer pokierował karierą Małysza. Adam naprawdę dużo mu zawdzięcza. Nie miał takich problemów jak ja. Ja musiałem wyjechać żeby malować Amerykę, a on dużo osiągnął w sporcie i dużo zarobił. Dzisiaj sport to jest biznes, na którym można nieźle zarobić. Dawniej tak nie było. Naprzypinali mi odznaczeń, orderów i uważali, że wszystko jest ok. A dzisiaj warto być sportowcem, to jest zawód bardzo opłacalny. Dzisiaj opłaca się być medalistą olimpijskim, bo z tego jest emerytura. To jest takie minimum, za które da się przeżyć i nie da się zdechnąć.

A.D.: W książce opowiada Pan m.in. o konkursie skoków w ZSRR zorganizowanym z okazji zakończenia kariery przez Kobę Czakadze, podczas którego wszyscy skakali na bani. Czy zdarzało się Panu, Pana kolegom ze skoczni skakać pod wpływem alkoholu również w zawodach wyższej rangi?

W.F.: Akurat pożegnanie Koby to był jeden wielki bankiet, to było takie skakanie na luzie. Ale przyznaję, że zdarzało się i mnie i innym skoczkom w tamtych czasach skakać po alkoholu także w poważniejszych zawodach. Zresztą w jakimś stopniu ten temat też poruszyłem w książce i zainteresowanych odsyłam właśnie do niej.

A.D.: W tej chwili jesteśmy świadkami kolejnego powrotu do skoków Janne Ahonena. Pan kilka lat po zakończeniu kariery też wrócił na skocznię. Co było tego powodem? Tęsknota do sportu czy może brak pomysłu na życie?

W..F.: To była tęsknota za nartami. Ja nie umiałem bez nich żyć. Zresztą potem jeszcze startowałem nawet w zawodach dla oldbojów. Nawet jak już nie byłem skoczkiem, to przychodziłem na Wielką Krokiew, przypinałem sobie narty i byłem w stanie z podwyższonego rozbiegu te sto metrów skoczyć. Jeszcze dzisiaj chętnie bym sobie skoczył na Wielkiej Krokwi, ale boję się, że zrobiłbym sobie krzywdę. W nartach jestem zakochany po dzień dzisiejszy, dlatego odchodziłem, wracałem, próbowałem... Ale to nie było zawodowe skakanie, bo wtedy skakało się tylko dla idei. Jak się kiedyś upomniałem o kasę, którą mi obiecano to usłyszałem: "Fortuna, wy wcale nie musicie startować."

A.D.: Nigdy nie został pan trenerem skoków. Dlaczego?

W.F.: Jak zakończyłem karierę, to chciałem pozostać przy skokach. Zaproponowano mi pracę instruktora, ale powiedzieli mi, że będę zarabiał 800 złotych. Poczułem się jakbym dostał mocnego kopa. I poszedłem na taksówkę, bo co mi zostało. Jak skończyłem ze sportem, to nie miałem nic. Za ostatnie pieniądze udało mi się auto kupić.

A.D.: Pan, góral z Zakopanego, mieszka teraz kilkaset kilometrów od swojej rodzinnej miejscowości. Jak do tego doszło?

W.F.: Dziesięć lat temu Urząd Miasta Zakopane podczas mojej nieobecności wymeldował mnie sądownie donikąd. Wtedy przebywałem za granicą i myśleli, że ja już nie wrócę, że ta pijaczyna już tu nie przyjedzie, a potrzebne było to mieszkanie, które było służbowe. Poszła więc szybka akcja, dwie rozprawy sądowe i wymeldowali mnie. Po powrocie z Ameryki kupiłem sobie apartament pod reglami za 50 tysięcy dolarów, bo było mnie stać, ale oni, jak mówię, mnie w międzyczasie wymeldowali. A ja byłem honorowym obywatelem miasta Zakopane. Ten medal zakopiański przybiłem potem do budy mojego psa. Minęło dziesięć lat i otrzymałem pismo od burmistrza Zakopanego, pana Majchra, którego szanuję, bo to nie on mnie wymeldował. Ale on pisze, że chce ze mnie zrobić ambasadora Zakopanego. Czy Pan sobie po tym wszystkim wyobraża mnie jako ambasadora? Ja chętnie będę promował Zakopane, bo należy mu się odpowiednia promocja, ale jako ambasador muszę zarobić parę złotych, ja za frajer tego robić nie będę. Na promowaniu miasta Zakopane ludzie zarabiają poważne pieniądze, a ja mistrz olimpijski, mam to robić społecznie?

A.D.: A co sądzi Pan o inicjatywie ubiegania się Krakowa wraz z Zakopanem o organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. Czy gdyby został Pan o to poproszony to pomógłby w promowaniu tej kandydatury?

W.F.: Tak, pomógłbym, ale musiałoby za tym pójść odpowiednie wynagrodzenie. Prasa pisze, że Zakopane na organizacji olimpiady zarobiłoby kilka milionów złotych, więc dlaczego mistrz olimpijski też nie miałby przy tej okazji zarobić. Wszędzie na świecie tak jest. Ale poparłbym tą inicjatywę. Kilka pokoleń skoczków nie doczekało się poważnej imprezy w naszym kraju, poza mistrzostwami świata z 1962 roku. Udało się zorganizować co najwyżej studenckie zawody. Staraliśmy się już o organizację olimpiady, mistrzostw świata, poszły na to grube pieniądze. Jestem za tym, żeby promować Zakopane, promować te igrzyska. Może przy okazji ta nowa "Zakopianka" powstanie. Chociażby dlatego warto wspierać ten projekt. Ale nie zrobię tego za darmo, ani z tego co wiem, nie zrobi tego też Józef Łuszczek.

A.D.: Gdyby miał Pan wymienić pięciu najwybitniejszych polskich skoczków w historii? Jakie to byłyby nazwiska?

W.F.: To zacznijmy chronologicznie, od Marusarza, bo to od niego zaczęło się w Polsce prawdziwe skakanie. Przypomnę, że został v-ce Mistrzem Świata w Lahti w 1938 roku. Dalej, Antek Łaciak, srebrny medalista z Mistrzostw Świata w Zakopanem z 1962 roku, potem Daniel-Gąsienica, trzeci zawodnik mistrzostw w Szczyrbskim Plesie w 1970. Następnie, tu muszę być nieskromny, Wojciech Fortuna, Mistrz Świata i Mistrz Olimpijski z 1972 roku, piąty byłby Fijas. Królem mogę nazwać Adama Małysza, co prawda nie zdobył złota olimpijskiego, ale tyle radości co on nam sprawił, to jest nie do przecenienia - cztery medale olimpijskie, cztery tytuły Mistrza Świata, cztery kryształowe kule. No i teraz jest Stoch. W lutym miną 42 lata od mojego złotego medalu z Sapporo. Ja w tej książce prorokuję, że za sprawą Kamila będziemy słuchać Mazurka Dąbrowskiego w Soczi. To jest zawodnik o wielkim doświadczeniu, a na dzień dzisiejszy wcale jeszcze nie jest w swojej najwyższej formie. Tą najwyższą złapie pod koniec stycznia, tak jak to robi od trzech lat i będzie ją trzymał do końca marca. Jeżeli nie on, to ja kolejnych czterdziestu lat na złoto olimpijskie nie będę czekał.

A.D.: Podkreśla Pan często, że Pana ulubieńcem spośród polskich skoczków jest Klimek Murańka...

W.F.: Tak! Proszę Pana, on nam może taką niespodziankę sprawić jak Wojtek Fortuna w 1972 roku. Mistrz Świata Juniorów, Jaka Hvala, już wygrał w Pucharze Świata, Murańka, który jest v-ce Mistrzem też może. Tej zimy oddał jeszcze mało skoków, zresztą wszyscy oddali niewiele, ale im więcej będzie tego skakania, tym forma będzie wyższa. Brakuje im tak z 50 skoków do takiej olimpijskiej formy. Nie liczę jeszcze na Turniej Czterech Skoczni, chociaż wiem że Kamil ma wielką ochotę zostać jego zwycięzcą, ale z doświadczenia wiem, że nie wszyscy zwycięzcy TCS zostają mistrzami olimpijskimi. No chyba, że on to utrzyma...To jest fenomen, to, co on robi na progu, tego nie potrafi żaden inny skoczek na świecie. Robi to na luzie, bez żadnego szarpnięcia. Będzie mu trochę przeszkadzał Morgenstern jak wróci po kontuzji, nie wiem też co ten Ammann będzie wyczyniał, czy on znowu nie wywinie jakiegoś numeru, w końcu mamy sezon olimpijski.

A.D.: A jakie widzi Pan szanse na drużynowy sukces polskich skoczków?

W.F.: Pięć drużyn będzie walczyć o złoty medal w Soczi. Na pewno Austriacy, Norwegowie, Japończycy, Niemcy i nasza ekipa. Chcę żeby wszyscy wiedzieli, że Fortuna sprzyja polskim skoczkom i że trzyma za nich kciuki.

A.D.: Dziękuję za rozmowę i życzę wesołych świąt.

W.F.: Ja również dziękuję, pozdrawiam wszystkich czytelników portalu skijumping.pl.

Rozmawiał Adrian Dworakowski, wywiad przeprowadzono 19.12.2013 r.

Czytaj też: "Wojciech Fortuna. Skok do piekła" - recenzja

Książka "Wojciech Fortuna. Skok do piekła" do kupienia wyłącznie przez internet, za pośrednictwem największego portalu aukcyjnego lub bezpośrednio u autora: leszek.blazynski@interia.eu.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (21297) komentarze: (59)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Lubo nie masz racji w pewnej kwestii

    Polska na tych olimpiadach zdobyła bardzo malutko medali. Dopiero w ostatnich czasach przytrafiła nam, się Kowalczyk i Małysz, ale wcześniej była bieda z nędzą, dlatego Fortuna stał się legendą.
    To niestety dobrze o naszym kraju nie świadczy, skocznie były, śnieg był, góry były, ale nie było systemu. A można taki stworzyć. Japonia w Sapporo zdobyła multum medali, bo stworzyli system, potem jednak nie kontynuwali. My też moglibyśmy gdybyśmy chcieli i potrafili. Wolimy przewalać forsę na kolejną kandydaturę, promocje, bankiety...

  • Stinger profesor

    Io czy KK a może MŚ lub TCS? To pytania które nie mają sensu, dla jednego IO będzie zawsze ważniejsze niż dla drugiego KK, dla lotnika np. najważniejsze będzie złoto z lotów a dla specjalisty od skoczni normalnych będzie złoto z MŚ ...

    Nie ma sensu się kłócić bo każdy ma inne zdanie na ten temat. Złoto IO niby jest najcenniejsze ale taką KK jest trudno zdobyć bo trzeba być w formie cały sezon a na IO może trafić się loteria i wygrać może jakiś cienias. Ja powiem tak dla mnie każde zwycięstwo jest równie ważne. Wiadomo że wygrać 30 konkursów PŚ fartem się nie da a na MŚ lub IO można wygrać fartem.

    Przykład Bystoela jest że tak powiem dziwny dlatego że to dobry skoczek ale bez wielkich osiągnięć nie licząc właśnie IO. Zdobył wtedy dwa medale indywidualnie w tym złoto ale to były w pełni zasłużone medale, przygotował świetnie formę na te zawody i mu się udało ale mając złoto IO którego nie ma Ahonen to nie znaczy że jest od niego lepszy bo nie jest. Zresztą zobaczmy ich osiągnięcia, Janne bije Larsa w każdym elemencie oprócz medali IO. Na IO rzeczywiście Bystoel lepszy ale ogólnie to Ahonen go bije na łeb.

  • zibi bywalec
    A to moj ranking panie Wojtku skoczkow wszech czasow

    Adam Malysz bez apelacyjnie jest skoczkiem wszech czasow w Polsce i jednym z pieciu skoczkow wszech czasow na swiecie :Drugim skoczkiem wszech czasow w Polsce jest juz Kamil Stoch .Trzecim jest Marusarz .Pana panie Wojtku umiescil bym na czwartym miejscu ale tylko dlatego ze jest pan zywa legenda skokow .To prawda ze mogl pan osiagnac wiecej ale ja i tak panu dziekuje za ten medal olimpijski .Pamietam ten dzien mialem wtedy 13lat wiadomosc ta zastala mnie rano w szkole pamietam jak sie cieszylismy w klasie z chlopakami .Pozdrawiam pana sredecznie panie Wojtku i zycze duzo zdrowia

  • anonim
    KUSY

    Fortuna Legendą? Monachium 1972, Polacy zdobyli 7 złotych medali. Oprócz drużyny piłkarskiej kogo pamiętasz? Gdyby nie Adam Małysz to Fortuna byłby zapomniany tak jak dziesiątki złotych medalistów. Sukces z Sapporo nabrał blasku dopiero gdy skoki stały się dyscypliną narodową. O Małyszu będą pisać podręczniki dlatego że stworzył legendę, deklasował rywali, odlatywał po 10-15 metrów. Pierwszy zdobył trzy kryształowe kule pod rząd, 3 srebrne medale IO, 1 brązowy, 4 złota MŚ, 1 srebro, 1 brąz, liczne medale MP. To jest legenda! Pan Fortuna ma jeden prawdziwy sukces, ten w walce z nałogiem. Dzisiejsze jego działania tworzą legendę ale bardzo smutną dlatego wyczuwam zazdrość właśnie od pana Fortuny o dzisiejsze zarobki Małysza, Stocha i całej reszty środowiska. Książka ma zarobić na popularności skoków a nie nieść jakieś przesłanie. Na koniec dodam że mam nadzieje na iż Adam kiedyś opublikuje swoje wspomnienia i to będzie książka o mistrzu.

  • anonim
    popieram

    Ma racje pan Wojciech, jesli wypowiada sie na temat wynagrodzenia. Na idealistach zarabiaja inni - i to krocie. Dzisiejszy sport to jest w pierwszej kolejnosci zawod (z wynagrodzeniem) a potem wyniki. Frajerzy byli dawniej.

  • jozek_sibek profesor
    @Pytajnik

    Zgoda.
    Wiedziałem,jak to będzie dalej:)
    Takich przykładów jest setki w różnych dyscyplinach i dyskusja w nieskończoność.
    Dla mnie złoty medal IO jest ważniejszy niż MŚ,ale jak dla Ciebie inaczej to każdy zostaje przy swoim zdaniu.
    Pozdrawiam.

  • Pytajnik stały bywalec
    @jozek_sibek

    "Na pewno teraz,medal Igrzysk Olimpijskich nie ma takiego znaczenia jak dawniej,ale zdobywa się go raz na 4 lata,a PŚ można zdobywać co rok"

    Doskonale zrozumiałem to co Pan do mnie napisał(u góry jest cytat).Dlatego zapytuję:Czy wartością IO jest to,że odbywają się co 4 lata?Jeżeli odbywałyby się co 12 lat to żadna inna impreza(PŚ) nie miałaby znaczenia w ocenie kariery skoczka(bo teraz ma jakieś minimalne jeśli dobrze rozumie)?

    I druga kwestia.Nadal Pan stawia medale IO ponad zwycięstwa w PŚ i ponad miejsca na podium(nawet w wielkiej ilości).Czy uważa Pan,że dorobek Larsa Bystoela(4 miejsca na podium,1 zwycięstwo w PŚ,dwa medale IO) jest większy od dorobku Janne Ahonena(108 miejsc na podium,36 zwycięstw w PŚ,ale brak medalu IO).Czy gdyby miał Pan robić listę najlepszych skoczków w historii umieściłby Pan Bystoela przed Ahonenem?

  • KUSY bywalec

    Czepiacie sie Fortuny i jego ksiazki.Jakby Małysz ja napisał to juz byscie w kolejce dawno stali po nią.
    A Wojciech Fortuna legenda jest, bo zdobyl zloty medal olimpijski i fartem czy nie fartem nie ma to znaczenia, on ma złoto czego nie posiada zeden inny polski zawodnik w skokach narciarskich.A moze niektorych fanatykow zzera zazdrosc ze Małyszowi sie nie udalo a jemu tak? To juz inna sprawa.Wtedy co Fortuna powie i tak będzie be.

  • matx bywalec

    Wielki szacunek mam do niego ze względu na jego osiągnięcie.... ale te podejście "wszystko mogę, tylko mi zapłać" bardzo mnie zniechęca. Wiadomo, potrzeba pieniędzy do utrzymania... ale bez przesady, mógłby przynajmniej udawać i nie gadać takich rzeczy w mediach.

  • luki stały bywalec

    "Gdybym wtedy miał ten rozum, który mam dziś..." - A jaki ma Pan disz rozum? Bo jak slucham panskich wypowedzi na przestzeni wielu lat to sa to takie same wynurzenia.
    A co do ksiazki to kogo obchodza wywyody jakiegos mataji ktoremu wyszedl jeden skok i nosi sie jako legenda. Jest wielu szarych ludzi z bardziej poruszajacymi historiami i niech Pan sobie tak nie schlebia.

  • jozek_sibek profesor
    @Pytajnik

    Widzę,że nic z tego co pisałem nie zrozumiałeś.
    Medal Igrzysk Olimpijskich to zawsze było coś więcej niż nawet kilka medali MŚ.
    Igrzyska Olimpijskie zawsze są co 4 lata (zmiana nastąpiła tylko w zimowych IO) i to zawsze cenili zawodnicy nie tylko Polscy.

    Naprawdę jeśli nie rozumiesz,dlaczego IO mają być ważniejsze od MŚ to współczuję.

  • anonim

    Książki na pewno nie kupię. na pocz. lat 90 miałem praktyki uczniowskie w drukarni i drukowano akurat tam wtedy wspomniania Fortuny, więc sobie to prawie całe skompletowałem i poczytałem. |Były to wspomnienia pełne żalu. Włąściwie nie wiem dlaczego mistrz olimpijski może aż tak być rozżalony? Wygrał w totka i tego nie wykorzystał, nie stał się bogaty? No ok., ale po latach powinien jednak trochę pozytywów w swoim życiu znaleźć.
    "Nie miałem wokół siebie człowieka, który potrafiłby mną odpowiednio pokierować" - wiecie, ze dosłownie całkiem niedawno usłyszałem podobne zdanie od... górnika, który zwolnił się za czasów Buzka, wziął grubą odprawę i wszystko przepił? Stary chłop narzekał, ze nikt nim nie pokierował, ręce opadają.

  • Pytajnik stały bywalec
    @jozek_sibek

    Czyli jeżeli IO byłyby raz na 12 lat,to byłyby jeszcze cenniejsze?
    Bo jeżeli nie to nie rozumiem,dlaczego IO mają być ważniejsze np. od MŚ.

  • Pytajnik stały bywalec
    Emil

    W pełni się z tobą zgadzam.Dlatego najwięksi to Schlierenzauer,Nykanen,Małysz,Ahonen.Bo idąc tokiem myślenia olimpiafanów Bystoel ma większe osiągnięcia od Ahonena.
    Ja wam radzę wylać kubeł zimnej wody na swoje łby i nie napalać się na IO.Może być różnie.A naszych skoczków powinniśmy ocenić dopiero na koniec sezonu,patrząc ile mieli miejsc na podium,w pierwszej "10" itp.
    Bo czytając niektórych wypowiedzi odnoszę wrażenie,że będziemy mieć masowe samobójstwa jeżeli Stoch nie zdobędzie medalu na IO.A KK Stocha zostanie uznana za nic nie znaczącą,bo w końcu to sezon olimpijski.Tak będzie pisał Pavel.

  • jozek_sibek profesor
    @Maestro

    W latach 70-tych,80-tych i później jak pamiętam,każdy sportowiec przygotowywał się do Igrzysk Olimpijskich (tak zimowych jak i letnich),bo to znaczyło najwięcej.

    Kto pamięta mecze (albo trójmecze lekkoatletyczne),mecze Polskich bokserów z reprezentacjami innych krajów [choćby L.Trela,który wygrał z o 2 głowy wyższym Niemcem (wtedy NRF a później RFN) Husingiem lub podobne nazwisko (40 lat temu)].

    Powoli nastał PŚ w różnych konkurencjach i mityngi w lekkoatletyce.
    PŚ w skokach narciarskich 1979/1980 i późniejsze to kadłubowe konkursy (nawet najlepsi startowali tylko w niektórych konkursach).Tak ogólnie bo też były wyjątki.

    Wszystko zmieniło się po sukcesach A.Małysza (dawniej taki szał był za czasów nieżyjącego K.Górskiego) i PŚ,to dla dużo osób najważniejsza rzecz jaką można zdobyć.
    Gdyby nie A.Małysz (styczeń 2001) to pewnie przez długi czas było by słobo.
    Wtedy skoki były na topie i powstało kilka portali o skokach narciarskich (,,skijumping,, również)

    Na pewno teraz,medal Igrzysk Olimpijskich nie ma takiego znaczenia jak dawniej,ale zdobywa się go raz na 4 lata,a PŚ można zdobywać co rok.





  • KUSY bywalec

    Akurat co do Małysza to on wtedy miał racje, bo Małysz sie do faworytów nie zaliczał a odnośnie Kruczka i słynnego równania tak samo.Wtedy rzeczywiście tak było, a Hula jak turystą był tak dalej nim jest.Jedynie zmieniło się to że Kruczek zrobił znaczące postępy jako trener.Więc Wojciech Fortuna troche racji miał.
    I absolutnie sie z Wojciechem Fortuną zgadzam odnośnie Muranki! Tutaj trafil w 10tkę, bo Muranka będzie w najblizszych czasach wygrywał!

  • EmiI profesor

    Złoto olimpijskie niby ciężej zdobyć niż KK. No tak w totka też ciężej wygrać. Dla mnie zawsze najważniejszym kryterium będzie ilość wygranych, chociaż nie decydującym. KK można zdobyć jak Peterka w 1998 r cały sezon pałętając się koło 3-4 miejsca w generalce, żółtą koszulkę zakładajac na jeden ostatni konkurs. Już nie mówiąc o złocie olimpijskim gdzie może po prostu podwiać. Ale jak się wygrywa 30 i więcej konkursów to jest się wielkim.

  • REM stały bywalec

    Przykro się to czyta. Od kiedy pan Wojtek, po latach przerwy, ponownie zagościł w mediach (przy okazji "Małyszomanii") ta "pretensjonalna nuta" go nie opuszcza. Wywiad nie zachęca do kupna książki, wręcz przeciwnie. Nie trzeba szczególnej wiedzy czy wyobraźni, aby obrać perspektywę pozwalającą stwierdzić, że nieciekawe czasy, czy systemy społeczno polityczne łamały nie tylko rozwój kariery, ale i całe życie wielu ludziom... i tym wybitnie zdolnym i tym mniej, bądź takim, których talenty nie miały szans na ujawnienie w obliczu niesprzyjających okoliczności. Panie Wojtku życzę zdrowia i więcej optymizmu.

  • anonim

    Wszystkie trofea są ważne. IO czy MŚ to imprezy docelowe, Puchar Świata zdobwywa się jakby po drodze i bez tej olbrzymiej presji (gdzie jeden słabszy skok wszystko zawali), jednak niewątpliwie nie zdobędziesz Kryształowej Kuli dlatego bo Ci podwiało, tego trofeum nie zdobędzie ktoś przypadkowy, a Mistrzów Olimpijskich i Świata przypadkowych jest niemało.

  • anonim
    IO

    Tytuł mistrza olimpijskiego jest najważniejszym tytułem w skokach czy tego chcecie czy nie. To wielka i długa historia, tradycja i niezwykły prestiż. Zdobywając tytuł zawodnik przechodzi do historii na zawsze. Bystoela się nie czepiać bo 2 indywidualne medale na IO to zasługa genialnej formy i przygotowania przez Kojonskoskiego. Amman jest zawodnikiem lepszym i od Ahonena i od Małysza i tylko z Nykaenenem można go porównać właśnie przez te cudowne, niezwykłe i genialne 4 tytułu, które zdobył w absolutnie bezdyskusyjnym i fantastycznym stylu.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl