Skocznia w Lubawce odchodzi w zapomnienie

  • 2014-04-03 11:34

Mimo bogatych tradycji narciarskich, dobrych warunków geograficznych skoki narciarskie w polskich Sudetach są w ostatnich latach niemal nieobecne. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej sytuacji skoczni narciarskiej w Lubawce, która od 2010 roku nie gościła żadnej imprezy sportowej.

Powstała w 1924 roku w Lubawce skocznia na Kruczej Skale o punkcie konstrukcyjnym 85 metrów jest obok Wielkiej Krokwi najstarszym czynnym do tej pory (przynajmniej teoretycznie czynnym) obiektem tego typu w Polsce. W przeszłości gościła kilka dużych zawodów rangi krajowej, a jej rekordzistą jest dobrze znany kibicom z występów w Pucharze Świata Czech, Antonin Hajek, który w 2003 roku uzyskał tu 97,5 m.

Niestety od kilku lat skocznia na Kruczej Skale nie jest wykorzystywana. Ostatni raz głośno o niej zrobiło się we wrześniu 2012 roku, kiedy to w trakcie robienia pamiątkowego zdjęcia, pod grupą 24 dzieci i trzech osób dorosłych zawaliła się platforma skoczni.

- Skocznia jest utrzymywana w stanie pozwalającym na przeprowadzenie zawodów, ma ważną do 2015 roku homologację, kilka lat temu powstał również miejscowy klub narciarski LUKS-SKI – mówi Pan Arkadiusz Wierciński z Miejsko - Gminnego Ośrodka Kultury w Lubawce - W latach poprzednich odbyły się na nim konkursy skoków narciarskich w ramach Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Sportach Zimowych.

- Problemem obiektu są niedostatki w infrastrukturze tj.: brak wieży sędziowskiej, brak naśnieżania, drewniana konstrukcja najazdu, który wymaga systematycznych przeglądów i remontów z uwagi na biodegradację elementów konstrukcyjnych, brak sprzętu powalającego na jego szybkie przygotowanie obiektu do zawodów (np.: ratrak), brak mniejszej skoczni do treningów dla początkujących adeptów sportu. Ogranicza to, ze zrozumiałych względów, możliwości uaktywnienia tego obiektu i jego corocznego wykorzystywania – dodaje Wierciński.

Reprezentantem klubu z Lubawki jest Krystian Gryczuk, członek kadry juniorów kombinacji norweskiej. Nie mogąc skakać na miejscowej skoczni zmuszony jest szukać miejsc do trenignów w innych częściach kraju lub za granicą:

- Z roku na rok stan skoczni się pogarsza i powoli się o niej zapomina- mówi nam Krystian - Ostatni raz skakałem w Lubawce cztery lata temu podczas OOM . W związku z tym nadal jestem skazany na skocznie w Czechach i południowej Polsce. Skocznia jest już nieco przestarzała, ale nie odbiega znacznie profilem od skoczni, które buduje się obecnie. W moim odczuciu przypomina nieco K-120 w Libercu. Jeżeli skocznia miałaby powrócić do czynnego użytkowania na pewno trzeba by było włożyć sporo pracy i poprawek. Byłaby bardzo przydatna w rozwoju skoków na Dolnym Śląsku oraz ułatwiłaby mi trenowanie. Uważam też, że jeżeli zbudowanoby małe skocznie, baza po jakimś czasie rozwinęła by się na tyle, że przyciągnęłaby zainteresowanych różnych osób. A tymczasem pozostaje z żalem patrzeć na rozpadający się obiekt.

Dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury ubolewa nad faktem, że skocznia nie jest wykorzystywana zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Dodaje jednak, że w dużej mierze odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą instytucje, które, mimo że mają możliwość finansowego wsparcia skoków w Lubawce, nie wykazują zainteresowania rozwojem tej dyscypliny na Dolnym Śląsku:

- Jeśli chodzi o intensywną działalność sportową na skoczni to kwestia ta rozbija się o środki finansowe, ponieważ bez wsparcia zewnętrznego gmina Lubawka nie jest w stanie finansować systematycznych imprez sportowych na tym obiekcie. Bieżące utrzymanie takiego obiektu sportowego jak skocznia narciarska i prowadzenie na nim w miarę intensywnej działalności sportowej wymaga sporych pieniędzy (koszt jednej imprezy to minimum kilkadziesiąt tysięcy złotych). Nie może, a przynajmniej nie powinno, spoczywać to tylko i wyłącznie na budżecie niewielkiej i niezbyt bogatej gminy. Tymczasem, próby zainteresowania Ministerstwa Sportu i Turystyki, samorządu Województwa Dolnośląskiego oraz Polskiego Związku Narciarskiego, kwestią współpracy i uczestnictwa w poprawie stanu skoczni oraz rozwijaniu na niej działalności, spotkały się z niewielkim odzewem.

- Z naszej wiedzy wynika, że podobna sytuacja ma miejsce w Karpaczu, który posiada obiekt o dużo lepszej infrastrukturze, jednakże pod względem sportowym kalendarz imprez w skokach nie jest zbyt bogaty – zakończył Wierciński.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (14810) komentarze: (13)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    BRAK SŁÓW !!!

    U nas krzyworyjowi politycy wolą się spinać na temat IO 2022 oczywiście nie za swoje pieniądze, samo logo 78 tys. złotych. Chyba bez komentarza...
    Karpacz, Lubawka to przepiękne i tajemnicze rejony, zresztą było tu o wiele więcej skoczni, choćby w Karpaczu, no ale polaki-katoliki wolą stawiać pomniki wiadomo komu i temu samemu muzeum. Totalna Paranoja.

  • domo stały bywalec

    Wielka szkoda że ta skocznia i w Karpaczu popadają w ruine moim zdaniem te skocznie po sukcesach Kamila Stocha a wcześniej Adama Małysza powiny zostać przebudowane na HS 105, bo w Polsce brakuje średnich skoczni bo mamy tylko w sszczyrku. bo teraz po sukcesach naszych skoczków wielu młodych chłopaków chce uczyć się skakać a do tego potrzebne są w polsce skocznie od tych 10 m po 105m a tych brakuje obecnie budowane są tylko skocznie w Wiśle centrum na przebudowe czeka Średnia Krokiew w Zakopanem o ma to nastąpić dopiero w 2016 roku
    Wiec pan minister sportu,jednostki samorządowe powiny nie tylko dać na skocznie w Zakopanem ale też na pozostałe.

  • Kolos profesor

    Niestety ale nigdy nie mieliśmy wybitnych skoczków z Sudetów -z jednym, jedynym wyjątkiem Ryszarda Witke. Po prostu brak zainteresowania lokalnych władz.

    A szkoda ze takie obiekty jak Lubawka czy skocznia w Karpaczu niszczeją...

    Na obu mogłyby się odbywać mistrzostwa polski...

    Tyle ze obiekt w Lubawce jest skocznią przestarzałą, jeszcze z poprzedniej epoki,

    Ale przecież w Karpaczu był MŚ juniorów w 2001 roku i wtedy zmodernizowano obiekt.. Jednak skocznia i tak popadła w zapomnienie i niszczeje.. Po prostu chyba brak chętnych do skakania.

  • anonim

    Myślę, że to wina braku lokalnej kultury. Ludzie tam mieszkający pochodzą skądinąd, z nizin, nie mają góralskiej mentalności, a bogate tradycje narciarskie tego regionu są im obce. To naprawdę wiele zmienia. W naszych Tatrach, gdzie żyją Górole z dziada-pradziada potencjalnych narciarzy nigdy nie brakowało i chyba nie zabraknie. A w poniemieckich Sudetach ludzie nie mają tego we krwi, przez co obecne tam stoki i obiekty narciarskie nie służą miejscowym, tylko służą przede wszystkim temu, by przyciągnąć turystów z Warszoffki i innych części kraju, żeby sobie zimą pojeździli, zostawili pieniądze i odjechali. A skoki narciarskie jednak nie są dyscypliną, która przyciągałaby niedzielnych turystów - "zwykły śmiertelnik" nigdy by ze skoczni nie skoczył, zwyczajnie by się bał. Dlatego też obiekt stoi nieużywany - jest tylko atrakcją "do oglądania". Jak już mówiłem, wszystkiemu winna jest mentalność. Gdyby nie zawirowania historii i gdyby mieszkali tam wciąż oryginalni osadnicy - Górale z dziada pradziada, idę o zakład, że skoki i narciarstwo wszelakie rozwijałoby się w Sudetach prężnie jak przed wojną. No ale jest jak jest. I nie mówię tego, żeby w jakikolwiek sposób "hejtować" kogokolwiek, bo znam naprawdę super ludzi z tamtych rejonów. Chodzi mi po prostu o to, że góral to zawsze będzie góral. A to są ludzie z nizin - inna mentalność, inne podejście do życia. Żeby stali się prawdziwymi góralami musi minąć jeszcze wiele pokoleń.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl