20 lat minęło – Jak Adam Małysz triumfował po raz pierwszy w PŚ

  • 2016-03-17 15:21

17 marca 1996 roku to doskonale dobrze znana data polskim fanom skoków narciarskich. Tego dnia Adam Małysz został trzecim reprezentantem naszego kraju w historii, który triumfował w zawodach Pucharu Świata. Z okazji 20. rocznicy triumfu na Holmenkollbakken w Oslo, przypominamy drogę wiślanina na sam szczyt pucharowego podium.

Skocznia w OsloSkocznia w Oslo
fot. Tadeusz Mieczyński

Adam Małysz swoją przygodę z Pucharem Świata rozpoczął w sezonie 1994/1995 i sam przyznawał wówczas dziennikarzowi "Przeglądu Sportowego" Markowi Serafinowi, "że drżą mu nogi, gdy rozgląda się ku górze i widzi wokół same sławy". Z czasem wiślanin zaczął czuć się coraz pewniej, aż w końcu podczas marcowych mistrzostw świata w kanadyjskim Thunder Bay zakończył konkursy na 10. i 11. pozycji. Na oficjalnym treningu, rozegranym dzień przed zawodami na dużej skoczni, Małysz oddał nawet najdłuższy skok dnia, lądując na 134 metrze i pewnie wygrywając trening. Pomimo wcześniejszego debiutu na mamucim obiekcie, był to nowy rekord życiowy siedemnastolatka! Rodzice Adama bacznie śledzili relacje mediów z Kanady. Ojciec, pan Jan wyłapał nawet wpadkę Polskiego Radia, która przedstawiła jego syna jako skoczka z Zakopanego...

Kolejny sezon miał okazać się jeszcze lepszy dla wiślanina. Reprezentant Polski niezwykle udanie radził sobie w 44. Turnieju Czterech Skoczni. Osiemnaste miejsce w Oberstdorfie i szesnaste w Garmisch-Partenkirchen dawały nadzieję na naprawdę wysoką lokatę w końcowej klasyfikacji turnieju. – Postęp widać tzw. gołym okiem i trzeba młodziutkiemu Polakowi bić brawo. On w każdym kolejnym konkursie może wskoczyć do trójki, jest na taki wynik przygotowany. Brak mu odrobinę iskry Bożej, może wiary w to, że potrafi – pisał Marek Serafin z "Przeglądu Sportowego". W Innsbrucku Adam zajął najlepszą w swojej dotychczasowej karierze, jedenastą pozycję i awansował na dwunastą lokatę w klasyfikacji TCS. Niestety, w Bischofshofen zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jak przyznał sam zawodnik, podczas kwalifikacji zmylił go nietypowo długi najazd na próg. Odbił się intuicyjnie, ale uczynił to za wcześnie. Uzyskane przez niego 107 metrów oznaczało 54. pozycję i brak awansu do konkursu. Tym samym szansa na czołową dziesiątkę turnieju przepadła. Turniejowe niepowodzenie Polak zmazał jeszcze przed powrotem do kraju. Następnego dnia po wielkim finale TCS, w austriackiej miejscowości Bad Goisern odbywał się konkurs zaliczany do Pucharu Kontynentalnego. Organizatorom zawodów udało się ściągnąć część pierwszoplanowych postaci zakończonego w Bischofshofen cyklu. Najwięcej do udowodnienia po rywalizacji na skoczni im. Paula Ausserleitnera miał z pewnością Adam Małysz. Wiślanin oddał najdłuższe w obu seriach skoki – na 88 i 92,5 metra – i triumfował w całym konkursie.

Forma Polaka ewidentnie szła w górę, o czym świadczyły wyniki zawodów Pucharu Świata w Engelbergu i Sapporo. Małysz po raz pierwszy w karierze znalazł się w czołowej dziesiątce pucharowych zawodów i to od razu trzykrotnie, zajmując odpowiednio dziewiątą i dwukrotnie ósmą lokatę. Następnie nadeszła pora na zawody na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Najlepszy zawodnik polskiej reprezentacji trochę obawiał się tych startów: – Skakać będzie nam ciężej niż za granicą. Start przed swoimi kibicami to olbrzymie obciążenie psychiczne, a ja nie jestem jeszcze dość odporny. Ale będę walczył o miejsce w dziesiątce. (…) Być może już wkrótce któryś z nas będzie skakał jak Piotr Fijas czy Stanisław Bobak... (– Ty już tak skaczesz! - przerywa mu Łukasz Kruczek, na co Adam uśmiecha się) Brakuje mi opanowania i wiary we własne siły. Takiej, jaką mają najlepsi. (…) Ale gdybym mógł wybrać miejsce, gdzie wygram zawody o Puchar Świata, to byłaby Polska – mówił wiślanin w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Do najlepszych na Wielkiej Krokwi zabrakło osiemnastolatkowi odległości, ale i tak starty na polskiej ziemi mógł zaliczyć do udanych. W sobotę był dziewiąty, zaś w niedzielę zajął szóstą pozycję, tym samym po raz pierwszy w karierze odebrał gratyfikację finansową przyznawaną przez FIS.

– Naszym celem są igrzyska w Nagano, a nie zawody w Zakopanem. (…) Czasem boję się, że forma Małysza przyszła za wcześnie – przyznawał podczas polskiego weekendu trener reprezentacji Pavel Mikeska. Coraz lepsze wyniki wiślanina wprawiały jednak w euforię członków Polskiego Związku Narciarskiego. Marek Siderek, szef ds. wyszkolenia opowiadał dziennikarzom zgromadzonym pod skocznią: – Mikeska sam organizuje, kieruje. To jego zasługa, że pewna austriacka firma dała kadrze dwa samochody. W Polsce była to sprawa nie do załatwienia. (…) Myślę, że będzie powtórka z rozrywki. Rozumie pan? Igrzyska są w Japonii, tam, gdzie Wojtek Fortuna zdobył złoto.

W rozgrywanych 10-11 lutego MŚ w lotach narciarskich w Tauplitz/Bad Mitterndorf Adam Małysz zajął czternaste miejsce, zaś podczas serii treningowej lotem na 180 metr ustanowił swój nowy rekord życiowy. Jak się jednak miało okazać, kolejny przełomowy moment w karierze wiślanina miał nastąpić tydzień później, podczas weekendu Pucharu Świata w amerykańskim Iron Mountain. W piątkowych seriach treningowych Małysz testował nową parę nart, przygotowaną przez firmę Elan. Pierwsze rezultaty na zmienionym sprzęcie nie wypadły okazale (104, 75 i 101 m), jednak na skoczni królował zmienny, utrudniający życie skoczkom wiatr. Doświadczył go m.in. Wojciech Skupień, który otrzymał w locie silny podmuch wiatru, ratował się w powietrzu i groźnie upadł na zeskok. Poturbowany zawodnik Startu Zakopane odważył się jednak na udział w rywalizacji. Natura nie dała za wygraną także w sobotę i decyzją jury zawody zostały odwołane. Kilka godzin później ogłoszono jednak, iż w następnym dniu zostaną rozegrane dwa konkursy. Po raz pierwszy w historii Pucharu Świata zawodnicy mieli zatem walczyć o punkty dwukrotnie na tej samej skoczni w ciągu jednego dnia.

Poranną rywalizację wygrał Jens Weissflog, dla którego była to trzydziesta trzecia i jak się później okazało ostatnia pucharowa wiktoria. Niemiec, wraz z siódmym Japończykiem Masahiko Haradą, ustanowił nowy rekord Pine Mountain. 131,5 metra było o osiem metrów lepszą odległością od poprzedniego rekordowego rezultatu, należącego do Rudy’ego Jardina. Jedynym Polakiem, który przebrnął kwalifikacje był Adam Małysz. W konkursie głównym lądował na 117,5 i 118 metrze i zajął dziewiątą pozycję. Po zawodach nie było zbyt dużo czasu na odpoczynek, gdyż trzeba było się już szykować do kolejnej tego dnia rywalizacji. Ponownie daleko poleciał Harada. Mistrz świata z Falun przeskoczył skocznię znajdującą się w stanie Michigan i lotem na 140 metr ustanowił kolejny nowy rekord obiektu. Małysz, który znowu jako jedyny musiał bronić w zawodach biało-czerwonych barw, oddał próbę o dwadzieścia metrów krótszą i na półmetku zawodów był piąty. W finale obniżono rozbieg, a mimo to lider naszej kadry pofrunął trzy metry dalej od swojego wyczynu z poprzedniej kolejki. Polak objął prowadzenie i zaczął spoglądać na wyczyny swoich rywali. Krótsze skoki przeciwników, sprawiały, iż cały czas na czele tabeli wyników znajdowało się nazwisko skoczka z Wisły. Wreszcie, gdy mający na koncie z pierwszej serii odległość 127 metrów Primoż Peterka również nie prześcignął Małysza, było wiadomo, że pokonać go może już tylko Harada. Japończyk spokojnie wytrzymał presję, oddając najdłuższy skok finałowej kolejki na 124,5 metra i wygrał z przewagą 35,2 punktu nad osiemnastolatkiem. Mimo to Adam był szczęśliwy z pierwszego w karierze miejsca na podium Pucharu Świata. Jako jeden z pierwszych, gratulacje z okazji drugiej pozycji w Iron Mountain złożył Polakowi jego idol, Jens Weissflog.

W Polsce trwała już noc z niedzieli na poniedziałek, kiedy Pavel Mikeska skontaktował się przez telefon komórkowy z PAP, by przekazać radosną informację. Sam Małysz o swoim sukcesie mówił: – Jestem naprawdę szczęśliwy. (…) Nie sądziłem, że tak się to wszystko dobrze dla mnie skończy. Po treningach byłem nawet załamany, myślałem, że nie awansuję w Ameryce do finałów. Założyłem nowe narty, ale nie czułem skoczni. (…) Mnie warunki w drugiej serii drugiego z konkursów zdecydowanie sprzyjały.

Nietypowi byli natomiast kibice pod skocznią, którzy oglądali rywalizację w… samochodach. Pod Pine Mountain znajdowało się tysiące aut. Dodatkowo "kierowcy" nieustanie trąbili, tworząc niesamowity hałas.

Usatysfakcjonowana sukcesem Adama Małysza, który w USA awansował na dwunaste miejsce w klasyfikacji PŚ, polska reprezentacja obrała kurs na Norwegię, do Lillehammer, ale ostatecznie biało-czerwoni tam nie wystartowali. Mikeska nie zgłosił naszego zespołu do rywalizacji drużynowej, zaś konkurs indywidualny musiał zostać odwołany, z powodu zbyt silnego wiatru. Kolejnym przystankiem było fińskie Kuopio. Dzień przed zawodami Małysz wygrał trening na skoczni Puijo, po próbie na 97 metr, ale w rozgrywanym przy sztucznym oświetleniu wietrznym konkursie w Kuopio oddawał już krótsze skoki. 87,5 i 83 metry pozwoliły mu na zajęcie trzynastej lokaty. Pucharowa karuzela przenosiła się następnie do Lahti. W zawodach na normalnym obiekcie ponownie świetnie spisywał się Małysz. Po pierwszej serii i locie na 90,5 metra zajmował trzecią pozycję z realnymi szansami na wyższe lokaty. Druga próba była jednak o trzy metry słabsza, ale mimo to wiślanin utrzymał miejsce na najniższym stopniu podium, zajmując je ex-aequo z Primożem Peterką. Lepsi byli jedynie Masahiko Harada i Mika Laitinen.

Cieszyła forma Adama, martwiła postawa pozostałych biało-czerwonych. Ich rezultaty (kwalifikacje przeszedł jedynie Wojciech Skupień, w zawodach na 47. pozycji) nie napawały optymizmem przez rywalizacją drużynową na dużej Salpausselce. Małysz robił wszystko co mógł, aby wynik naszego zespołu był jak najlepszy. W pierwszej kolejce lotem na 125,5 metra ustanowił nowy rekord skoczni, poprawiając o pół metra poprzedni wyczyn Toni Nieminena. Polak nie mógł się jednak długo cieszyć z rekordu, gdyż w finale jego osiągnięcie o 1,5 metra poprawił Peterka. Nasz zawodnik lądował na 122,5 metrze i z notą 256,4 punktu okazał się zawodnikiem dnia. Nie pomogło to jednak w wywindowaniu naszego zespołu, który ukończył konkurs na ostatniej, ósmej pozycji. Aleksander Bojda, wciąż odczuwający skutki upadku w USA Wojciech Skupień i Marek Gwóźdź zdobyli łącznie niewiele więcej punktów od Adama.

W niedzielę ponownie zawodnik KS Wisła zafundował nam dawkę emocji. W pierwszej serii oddał najdłuższy skok na 123 metr i zajmował drugie miejsce, ze stratą 0,1 punktu do Harady. Z perspektywy drużynówki można było liczyć na walkę Polaka o pierwszą w karierze pucharową wygraną. Tymczasem, jak sam przyznał po zawodach Małysz, w drugiej próbie spóźnił odbicie i mógł tylko lądować na 106 metrze. Tym samym wypadł z czołowej trójki, plasując się w konkursie na czwartej pozycji. Liderujący Japończyk wyrównał za to rekord skoczni i odniósł kolejne zwycięstwo w PŚ.

Po konkursach w Finlandii Adam Małysz awansował na jedenastą pozycję w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ze stratą trzech punktów do zamykającego czołową dziesiątkę Jani Soininena. Lider naszej kadry nie wyjechał jednak do Harrachova, gdzie zaplanowano kolejne zawody. Pavel Mikeska stwierdził, iż czeski mamut jest zbyt niebezpieczny, a poza tym nasi reprezentant jest już zmęczony sezonem i podróż z Finlandii do Czech, a następnie do Szwecji i Norwegii jest bez sensu. Mimo to szczęście sprzyjało wiślaninowi. Z powodu problemów z wiatrem w Harrachovie doszedł do skutku jedynie pierwszy konkurs i straty nie okazały się znaczące. Adam natomiast wcześniej wyruszył do Szwecji, która była kolejnym przystankiem na trasie tegorocznego PŚ. Po drodze wystąpił w dwóch konkursach Pucharu Kontynentalnego. Małysz ponownie potwierdził wysoką formę, zajmując drugie miejsce w Bollnäs, zaś w Falun odniósł swoją drugą wygraną w historii startów w PK.

Trzy dni później na mniejszej skoczni Lugnet rozegrano kolejne zawody o Kryształową Kulę. Wiślanin ponownie walczył o swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo. Po skoku na 101 metr Polak był drugi, ze stratą 2,5 punktu do Primoża Peterki. Słoweniec ustanowił nowy rekord obiektu, lądując na 105 metrze. Było to już na płaszczyźnie skoczni, dlatego nawet nie próbował ustać tego skoku telemarkiem. W drugiej serii Małysz doleciał do 89,5 metra i utrzymał drugie miejsce, ulegając jedynie Peterce. Niezadowolony z finałowej próby wiślanina był Mikeska. Czech uważał, iż Adam był w stanie wygrać zawody w Falun, ale za bardzo tego chciał, podszedł do drugiej próby zbyt nerwowo i zepsuł skok.

Przed kończącymi sezon Pucharu Świata zawodami w Oslo-Holmenkollen (15-17 marca), Adam Małysz znajdował się w wymarzonej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Zajmował dziewiątą pozycję z przewagą trzech punktów nad Peterką. Finałowy weekend na Holmenkollbakken rozpoczynał się od piątkowego konkursu drużynowego. W nim nasz reprezentant znowu latał daleko. Najpierw oddał najdłuższy lot pierwszej kolejki – na 116 metr. Tyle samo zdołał skoczyć jedynie Andreas Goldberger. W drugiej serii wiślanin ponownie poleciał najdalej. Polak podparł się jednak przy lądowaniu na odległości 124,5 metra. Słabe skoki Gwoździa, Bojdy i Skupienia sprawiły, iż nasza reprezentacja skończyła zawody na dziesiątym miejscu.

Po kolejnych dalekich próbach Adam Małysz zaczął odczuwać jednak ból piszczeli. Okazało się, iż doznał zapalenia okostnej. Mimo to postanowił wystartować w ostatnim konkursie sezonu. W niedzielnej serii próbnej przed finałowymi zawodami uzyskał 115 metrów. Dalej – o 4,5 metra – poleciał jedynie Andreas Goldberger. W pierwszej serii wiślanin trafił jednak na niesprzyjające warunki. Efekt - 106,5 metra, piąta lokata i strata 22,7 punktu do liderującego Masahiko Harady (118 m). Japończyka i Polaka rozdzielali jeszcze Janne Ahonen (118 m), Jens Weissflog (112 m) i Andreas Goldberger (107 m).

Druga kolejka była jednak dla Polaka jak z bajki. Fenomenalny lot na 121,5 metra pozwolił mu na objęcie prowadzenia, a skaczący po nim zawodnicy mieli problemy z osiągnięciem podobnej odległości. Andreas Goldberger wylądował na 112,5 metrze. Jeszcze krótszy skok, bo na 106 metr oddał Jens Weissflog, zaś dwa metry dalej od Niemca poleciał Janne Ahonen. Gdy na belce zasiadał Masahiko Harada, Małysz wciąż był na pozycji lidera zawodów. Finałowa próba Japończyka na 106 metr sprawiła, iż to Adam został zwycięzcą ostatniego konkursu w sezonie. Pierwszy polski zwycięzca zawodów Pucharu Świata od ponad dziesięciu lat! Przed Małyszem taki sukces osiągnęli z biało-czerwonych jedynie Stanisław Bobak (raz, w 1980 roku) i Piotr Fijas (trzykrotnie, w latach 1980-1986).

Osiemnastolatek swoją premierową wiktorię odniósł w momencie symbolicznym. Był to bowiem ostatni oficjalny start jego sportowego idola, Jensa Weissfloga, który zgodnie ze swoimi słowami przechodził na emeryturę. Niektórzy zagraniczni specjaliści widzieli nawet w tej sytuacji symboliczne przekazanie pałeczki nowemu pokoleniu skoczków. Sam podwójny mistrz olimpijski z pewnością finisz swojej kariery wyobrażał sobie nieco inaczej. Szósty zawodnik w Oslo rzutem na taśmę stracił miejsce w czołowej trójce klasyfikacji generalnej PŚ na rzecz drugiego na Holmenkollen Janne Ahonena. Kryształową Kulę, po raz trzeci w karierze, a drugi z rzędu, zdobył Andreas Goldberger.

Wyniki konkursu PŚ w Oslo (K-110); 17.03.1996
Lp.ZawodnikKrajSkok 1Skok 2Nota
1 MAŁYSZ Adam POL 106.5 121.5 249.4
2 AHONEN Janne FIN 118.0 108.0 242.8
3 HARADA Masahiko JPN 118.0 106.0 242.2
4 GOLDBERGER Andreas AUT 107.0 112.5 234.6
5 SCHWARZENBERGER Reinhard AUT 102.0 117.5 232.1
6 WEISSFLOG Jens GER 112.0 106.0 228.9
7 DUFFNER Christof GER 106.5 110.0 225.7
8 LJOEKELSOEY Roar NOR 103.0 112.0 225.5
9 OKABE Takanobu JPN 109.5 109.5 225.2
10 BREDESEN Espen NOR 103.5 111.0 224.6
11 NIKKOLA Ari-Pekka FIN 102.5 116.0 223.8
12 PETERKA Primoż SLO 105.5 110.5 222.8
13 SAKALA Jaroslav CZE 105.5 107.0 221.0
14 MOLLARD Didier FRA 108.0 107.5 220.9
15 HOLSETER Sturle NOR 103.0 112.0 219.0
31 SKUPIEŃ Wojciech POL 106.5 97.5 201.2

Dzięki wygranej w stolicy Norwegii, Małysz ukończył cykl na siódmym miejscu. Rozradowany nastolatek mówił po zawodach: – Jestem ogromnie zadowolony. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się skoczyć tak dobrze w drugiej próbie. Może dlatego, że zdawałem sobie sprawę, iż… nie mam już szans wygrać, bo przecież traciłem po pierwszej serii po dwadzieścia punktów do najlepszych. Coś, co niemożliwe, stało się jednak faktem.

Do rodzimej Wisły Adam powrócił w poniedziałek nad ranem. Na zwycięzcę czekała cała rodzina wraz z czuwającą przez całą noc babcią skoczka, Heleną Szturc. Małyszowi wręczyli szampana, tort i ciasto z borówkami. Szkoda, że sukces wiślanina można było obserwować w Polsce jedynie za pośrednictwem kanałów satelitarnych – ZDF i nienadającego jeszcze po polsku Eurosportu, w którym komentatorzy przedstawiali naszego skoczka jako "Adam Maljas from Zakopane". W polskiej telewizji nie podawano obszernych sprawozdań z Norwegii, gdzie Małysz wygrywał na oczach m.in. dworu królewskiego. Kibic mógł liczyć jedynie na krótką informację z przebitką skoku naszego zawodnika i momentem wejścia na podium. Tematem numer 1 w mediach był natomiast rozpad KPN-u…

Koniec Pucharu Świata nie oznaczał jednak zakończenia rywalizacji na skoczniach w tym sezonie. Naszych zawodników czekały rozgrywane w Zakopanem Mistrzostwa Polski. Czempionat rozpoczął się piątkowym konkursem drużynowym na Średniej Krokwi, w którym KS Wisła z Adamem Małyszem zajęła drugie miejsce, ulegając ekipie Startu Zakopane. Zwycięzca z Oslo mógł za to pochwalić się najdłuższymi skokami w zawodach – na 87 i 86 metrów. Nazajutrz na tym samym obiekcie odbyła się rywalizacja indywidualna i wbrew przewidywaniom licznych ekspertów zwycięzcą nie okazał się Adam Małysz. Wiślanin prowadził na półmetku po najdłuższym skoku konkursu (87,5 m), ale w drugiej serii spotkała go niebezpieczna przygoda. Tuż przed progiem rozjechały mu się narty. Mimo ogromnych problemów, najlepszy Polak w zakończonym sezonie PŚ zdołał dolecieć do 76 metra. Na złoto było to jednak za mało. Adam uzyskał notę 217 punktów – o 7,5 pkt. niższą od zwycięzcy, Wojciecha Skupienia (85 i 81 m). Obok nich na podium stanął także Aleksander Bojda. Podczas niedzielnych zmagań na Wielkiej Krokwi Małysz nie dał sobie wydrzeć tytułu mistrza Polski. Ponownie oddał najdłuższe skoki – na 123,5 i 119 metrów – i z notą 256,9 pkt. wyprzedził triumfatora z soboty, Skupienia o 45,1 "oczka". Skoczek Startu Zakopane lądował na 117 i 103,5 metrze. Brązowy medal zawisł za to na szyi Roberta Matei, który uzyskał 112 i… 95 metrów.

31 marca na skoczni w Wiśle-Malince odbył się specjalny konkurs pod hasłem "Adam Małysz zaprasza". Tym sposobem mieszkańcy miasta chcieli podziękować swojemu krajanowi za osiągnięte w zakończonym sezonie sukcesy. Były to pierwsze zawody od ośmiu lat na skoczni, która przeszła gruntowny remont. Wieżę sędziowską otaczał transparent z napisem "Adam Małysz – The Champion". Oprócz naszej kadry startowali także reprezentanci Czech. Zabrakło zapraszanych Słowaków i Słoweńców, którzy zakończyli już swoje starty. Małysz nie zawiódł zgromadzonych pod skocznią fanów i zwyciężył w zawodach, ustanawiając wraz z Jakubem Jandą nowy rekord Malinki. 110 metrów – o 5,5 metra dalej od poprzedniego rekordowego wyczynu… obecnego asystenta Pavla Mikeski, Piotra Fijasa. Triumfator dostał również od władz miasta prawdziwy strój góralski. Ostatnie zawody w sezonie odbyły się w lany poniedziałek. 8 kwietnia, na Wielkiej Krokwi rozegrany został świąteczny konkurs skoków narciarskich. Ponownie Adam okazał się zwycięski, a to za sprawą prób na 115 i 118 metr, dzięki którym uzyskał notę 232,3 punktu. Po tych zawodach, nastał dla Małysza czas wakacji. Za zarobione na skoczniach pieniądze zamienił swojego dwunastoletniego Fiata 126p na kupionego w Niemczech używanego, ale wymarzonego Volkswagena Golfa.

Rok 1996 był dla Małysza niezwykle udany – pierwsze miejsca na podium zawodów o Puchar Świata, w końcu pierwsza w karierze pucharowa wygrana na skoczni w Oslo. Wiślanin miał także bardzo udane lato. Jego sukcesy zostały dostrzeżone przez dziennikarzy "Przeglądu Sportowego", którzy włączyli go do grona nominowanych w plebiscycie na 10 najlepszych sportowców Polski 1996 roku. Do redakcji PS przychodziły później listy, w których część czytelników pisała, iż miejsce Małysza w gronie nominowanych jest lekko na wyrost, na zachętę, gdyż nic wielkiego tak naprawdę jeszcze nie osiągnął. Mimo wszystko skoczek otrzymywał dużo głosów od kibiców. Z medalistami Igrzysk Olimpijskich w Atlancie i Markiem Citko, który zdobył gola na Wembley w meczu przeciwko reprezentacji Anglii, nie miał jednak szans. Dziewiętnastoletni skoczek z Wisły znalazł się tuż za dziesiątką, na jedenastej pozycji z dorobkiem 500.009 punktów. Do dziesiątego Citki zabrakło 131.231 oczek. Czasy wielkich triumfów "Orła z Wisły" miały dopiero nadejść...


Adam Bucholz, źródło: Informacja własna
oglądalność: (22726) komentarze: (24)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim
    Goldi

    Fajny artykół. Miło przypomnieć sobie nazwiska wielkich skoczków

  • Janeman profesor
    @Adam Bucholz

    Ciekawie napisane,niby historia którą zna sie na pamięć,ale jednak kilka nowych dla mnie szczegółów.

  • anonim
    Oreo (*0-7.dynamic.gprs.plus.pl

    A ty masz ochotę na jego rodzinę? że tak się zamartwiasz o jego żone i już dorosłą córkę ?
    Co ciebie to obchodzi jego życie prywatne?

  • anonim
    Oreo

    Ale rajdy nie pochłaniają tak dużo czasu i wyrzeczeń jak skoki, zatem czasu dla rodziny i na odpoczynek ma znacznie więcej. Zresztą gdyby tak był zajęty rajdami to nie poświęcałby czasu na komentowanie skoków i pojawianie się na niektórych konkursach, mistrzostwach w Rumunii itp. A tak p za tym to ile można odpoczywać ? Małysz to człowiek aktywny i jak sam mówi nosi go :)

  • anonim

    A ja tak z innej beczki - te linki do archiwalnych zdjęć to nie jakieś wirusy? Bo po kliknięciu na zdjęcie na komputer pobiera się jakiś dziwny plik. Usunąłem go, przeskanowałem komputer i niby nic, ale jak to się mówi - lepiej dmuchać na zimne.

  • Oreo profesor

    Ja się obraziłem trochę na Małysza bo jak zakończył karierę coś mówił o rodzinie i odpoczynku a potem nagle wyskoczył z rajdami... Trochę nas oszukał. Jego sprawa, jego życie, ale po co tak skłamał :/

  • anonim

    pomocnikiem a nie napastnikiem oczywiście.

  • anonim

    Wiem że Citko był odkryciem i pamiętam też Ligę Mistrzów i jego występy w ekstraklasie, ale większość podkreślała jego gola na Wembley bo w koncu Polacy strzelili gola Anglii.. to jest takie cieszenie się z własnej słabości.Porównanie z dzisiejszą reprezentacją to ziemia i niebo.Lewandowski to gwiazda światowa i czołówka napastników na świecie, a Citko wtedy był w skali światowej co najwyżej dobrym napastnikiem w Europie.Wiem że chodzi o popularność bo niekoniecznie o jakieś wybitne sportowe osiągniecia. Gdyby chodziło o osiągnięcia to Citko by nie wygrał z naprawdę wtedy mocną obsadą z Atlanty.Te IO były znakomite w wykonaniu Polaków i prędko się nie powtórzą.
    A ten artykuł o A.Małyszu pomijając 20 rocznicę jest też jakby pocieszeniem po co tu dużo mówić beznadziejnym sezonie polskich zawodników.Ten sezon wyłączając biathlonistki które też wielkiej furory nie zrobiły i nie podlegają pod pzn i kombinatorów norweskich, jest w wykonaniu polskich sportowców beznadziejnie słaby.W biegach Kowalczyk tak jak tu Stoch, te jedyne rodzynki ze świetnego poziomu obniżyły loty do przeciętnego poziomu.I po nich oczywiście długo długo nic.O narciarstwie alpejskim nikt nic nawet nie mówi, biegi co jeden to zdublowany.. połamany itp.. już się rzygać od tego chce. Małyszomania i Kowalczykomania nic nie przyniosły tak na prawdę, bo jeśli chodzi o trasy to dalej tylko Polana w Jakuszycach którą też się aż nadto chwalimy, a dalej nic a nic, skocznie narciarskie to jeden bubel wiślany na którym odwoływane są zwykle zawody i jeden Szczyrk, Zakopane niszczeje.. średniej krokwi praktycznie już nie ma a zaplecza nie widać.Tak na prawdę to sport zimowy w Polsce upada.I tylko pozostanie powspominać Małysza, a niebawem też Kowalczyk.Tyle zostanie.. niestety.

  • Nowyskoczek5 profesor
    -

    No sporo czasu minelo.

  • slowenska_mafia1 stały bywalec

    WEISSFLOG Jens, Sakala, Ari-Pekka Nikola, Primoż Peterka i Adam Małysz. Zacne grono bardzo zacne.

  • yyy profesor
    fan skoków

    To tylko plebiscyt przecież, chodzi o popularność. Parę lat temu Kubicy wygrywał różne plebiscyty lub był w czołówce, a przez cały rok nigdzie nie startował tylko się leczył.
    A Citko popularny mógł być, bo w tamtym czasie ciężko było o podobne emocje jakie wywołał gol Citki. Teraz Siatkarze , szczypiorniści, czy nawet piłkarze robią takie rzeczy nacodzień.

  • slowenska_mafia1 stały bywalec
    Kat

    Fajne lata najlepsze - takie nazwiska długo już się nie pojawią.

  • Andreas stały bywalec
    Andreas

    co wy teraz za bzdury piszecie,ze slabszy sezon i odrazu ze Malysza brakuje?jak by Adam dziś skakał to by jak Ahonen skakał...

    a tak propo wie ktos co sie dzieje z Sebastianem Hebelem?

  • yyy profesor
    Adam

    Jesteś Wielki, Jesteś wielki i po trzykroć Jesteś Wielki!!!!

  • Roxor profesor
    -

    Jak bardzo bym chciał zobaczyć jeszcze Małysza w akcji, nawet jako przedskoczka ;)

  • marro profesor

    Pamietam wtedy informacje na bieżaco podawane były tylko w radiu. Akurat tego zwyciestwa nie pamietam ale już rok pozniej w Hakubie na olimpijskiej skoczni juz tak.

  • nina stały bywalec

    Bardzo miło,że została przypomniana wspaniała kariera Adama Małysza naszego fatastycznego skoczka i człowieka,któremu mimo fenomenalnych sukcesów nie przewróciło się w głowie i został sobą -skromnym człowiekiekiem.
    Prosimy o dalszą piękną i niedoścignioną Jego karierę,bo póki co nikt do tej pory nie zdobył 3 RAZY POD RZĄD KRYSZTAŁOWEJ KULI.
    PANIE ADAMIE ,BARDZO NAM PANA BRAKUJE!!!

  • Jaro doświadczony

    Oglądałem ten konkurs z Oslo na Eurosporcie z angielskim komentarzem

  • Mns stały bywalec

    Piękne czasy, piękny artykuł, wincyj takich!! :)

  • Kat stały bywalec
    Fajne lata

    Z sentymentem wspominam drugą połowę lat 90-tych w skokach - wtedy zaczynałem interesować się dyscypliną. Funaki, Peterka, Goldberger, Schmitt i inni. Adam wchodził do czołówki, następnie zniknął, by po paru latach odpalić jak bomba atomowa. Dominacja Małysza z roku 2001 była prawdopodobnie największą w historii skoków (może obok szczytowej dominacji Nykaenena). Adam przeskakiwał największych rywali, jakby byli z FIS cupu. Pod względem poziomu sportowego to był kosmita - wystarczy przeczytać Adam Małysz od tyłu ;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl