Skoki na pustyni, czyli lodowy świat szejka Bahrajnu

Nieco kontrowersyjny projekt powstał w głowie pewnego bardzo bogatego człowieka, szejka z Bahrajnu, Hamada Ibna Isaa Al-Khalifa. W kraju o gorącym klimacie zapragnął mieć swoją "krainę lodową", a jednym z obiektów będzie skocznia narciarska. Koszt tego przedsięwzięcia opiewa na olbrzymią sumę, około 500 milionów dolarów.

Rozwój skoków narciarskich to jest sprawą niezwykle istotną, popieram wszelkie inicjatywy mające na celu promocję tej dyscypliny w różnych zakątkach świata. Sam pomysł stworzenia centrum narciarskiego na owej wyspie, byłby godny polecenia, gdyby dostosowany był do panujących tam warunków klimatycznych. Bahrajn to państwo położone w rejonie Zatoki Perskiej, jej południowej części. Zespół skoczni igelitowych od K10 do K120, sztuczne stoki narciarskie itd, zbudowane na trwałym podłożu, do tego cała infrastruktura potrzebna do uprawiania narciarstwa latem, to zasługiwałoby na wyrazy uznania.

Uważam, że projekt "Góry lodowej Bahrajn" należy traktować raczej w kategoriach rozrywkowych i turystycznych, a nie czysto sportowych. Szejk, być może, postanowił zbudować coś na kształt parku rozrywki, swoistego lodowego "Disneylandu". Wielka, klimatyzowana hala narciarska nie będzie jednak mogła być, z oczywistych względów, centrum sportów zimowych. Za wejście do niej trzeba będzie prawdopodobnie płacić. A skocznia narciarska, wbrew przypuszczeniom niektórych dziennikarzy, będzie taką sobie małą atrakcją turystyczną do oglądania przez turystów z tamtych stron, gotowych do wyłożenia gotówki za wejście do "zimowej krainy". Przypuszczalnie, ze względów technicznych, skocznia ta będzie musiała mieć niewielkie wymiary.

Czy opłaty za wstęp pokryją koszty ekspoloatacji tej drogiej zachcianki - to nie nasze zmartwienie. Niewątpliwie jednak, będzie to dostępne wyłącznie dla nielicznych z tamtych stron, posiadajacych duży zasób gotówki do wydania. "Centrum skoków na pustyni", "Skoczkowie z Bahrajnu na zawodach Pucharu Świata", cóż, bardzo nośne to hasła i dobrze one brzmią, ale nie sadzę, by miały jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości.