Kubacki i Stoch to za mało, Polska piątą drużyną konkursu na Wielkiej Krokwi

  • 2020-01-25 22:06

Choć do miejsca na podium zabrakło niewiele, reprezentacja Polski zakończyła rywalizację drużynową  w Zakopanem na 5. pozycji. Niemniej jednak walka o miejsce w pierwszej „3” do samego końca nie byłaby możliwa, gdyby nie postawa dwóch mistrzów - Kamila Stocha i Dawida Kubackiego.

Kamil Stoch:

- Oddałem dzisiaj bardzo dobre skoki, ich poziom był naprawdę wysoki. Pojawiło się również to, czego ostatnio mi brakowało, czyli taka radość zaraz po wylądowaniu związana ze świadomością, że wszystko zrobiłem dobrze, a także z czerpaniem przyjemności z wykonanej pracy - podsumował sobotnie popołudnie na Wielkiej Krokwi trzykrotny mistrz olimpijski.

Stoch już od pewnego czasu zgłasza swoją gotowość do walki o najwyższe lokaty. Mimo to, według 32-latka, jak do tej pory, szklanka była pełna tylko do połowy. - Brakowało mi potwierdzeń w postaci zajmowanych miejsc. Nie miałem informacji zwrotnych, ale dzisiaj było naprawdę bardzo dobrze, a za sprawą uzyskanych odległość otrzymałem informację zwrotną. To wszystko przełożyło się na dobre odczucia i z tym pozytywnym nastawieniem będę starał się jutro skakać - skomentował skoczek z Zębu.

Nie zabrakło również czasu, aby poświęcić chwilę na kwestię występu całej drużyny. Jak starania swoich kolegów przed własną publicznością ocenia sam Stoch? - Nie zawsze jest tak, jakby się chciało. Nie chcę ani nikogo chwalić, ani tym bardziej ganić. Każdy z nas dał z siebie wszystko, ale uważam, że tę drużynę stać na więcej, zarówno w tym składzie, w którym dzisiaj wystąpiła, jak i z uwzględnieniem tych, których mamy w rezerwie. Przyszłość może być dla nas naprawdę bardzo dobra.

Mistrz świata z 2013 roku zapytany o rekordowy lot Yukiyi Sato nie krył dobrego humoru, a także podziwu dla wyczynu Japończyka. - Skoczył skubaniec, co mu poradzę (śmiech).

- Do końca sezonu sporo konkursów i teraz chciałbym z tym dobrym nastawieniem, dobrą energią, skakać dalej - zakończył Stoch.

Dawid Kubacki:

- Optymalnie nie było. Obydwa dzisiejsze skoki lekko spóźniłem na progu, ale zważywszy na to i fakt, że początek odbicia był nadany w dobrym kierunku, mogę być zadowolony.  Dla mnie to oznacza, że baza, którą posiadam, jest w porządku i to będzie chciało lecieć, a jak się trafi, to będzie chciało lecieć jeszcze lepiej - przeanalizował swój dzień triumfator 68. Turnieju Czterech Skoczni.

W próbach konkursowych Kubacki osiągnął odpowiednio 135 i 139,5 metra, co indywidualnie pozwoliło mu uzyskać  2. notę. Mimo to aktualny lider kadry prowadzonej przez Michal Doležal był daleki od hurraoptymistycznego nastroju, pozostając w pełni stonowanym w swoich wypowiedziach. - Skoki były całkiem okej, ale nie były rewelacyjne. Jest pewien niedosyt i tę szpileczkę, będącą efektem spóźnionych odbić, sam sobie gdzieś wbiłem. Mam jednak świadomość tego, że nawet przy tych błędach, chciało to lecieć. Myślę, że w tym wszystkim jest to bardzo pocieszające - skwitował Nowotarżanin.

Czego w opinii 5. zawodnika poprzedniej zimy potrzeba polskiej drużynie, by znów bić się z najlepszymi? - Więcej metrów. Prozaiczna sprawa, ale to jest prawda. Trzeba po prostu więcej metrów. Drużyna potrzebuje czterech skoczków na dobrym i równym poziomie. Dzisiaj tak nie było, ale myślę, że do następnego konkursu drużynowego karty zdążą się jeszcze odwrócić.

Chociaż Kubacki stronił od komentarzy przepełnionych aprobatą, zdołał znaleźć pozytywny aspekt sobotnich zmagań. Jednocześnie 29-latek ukierunkował już swoje myśli na niedzielne zawody. - Gdybym był kibicem, stojącym tu na dole, na pewno doceniłbym fajne widowisko. Było dużo dalekich skoków i wydaje mi się, że to jest gwarancją emocji dla fanów. Wiadomo, że wszyscy byśmy chcieli, aby udało nam się tutaj wskoczyć co najmniej na podium, ale ta sztuka nam dzisiaj nie wyszła. Taki jest sport i nie zawsze to wychodzi, tak jakby człowiek chciał. My jako drużyna nie możemy się dołować. Jutro przed nami kolejny start i nad tym jutrzejszym dniem musimy po prostu pracować - zadeklarował czterokrotny uczestnik mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym.

Czy świadomość problemu ze skompletowaniem czwórki przeszkadzała dziś zwycięzcy dwóch ostatnich konkursów Pucharu Świata? - Ja idę na górę i robię to samo, co robiłem wczoraj i co będę robił jutro. Pod względem oddawania skoków niczego to nie zmienia. Na pewno jest człowiekowi trochę smutniej, że w trakcie tej rywalizacji jednak się odstaje i szanse topnieją. Aczkolwiek tak jak mówiłem wczoraj, walczy się do końca. Nigdy nic nie wiadomo, różnie się to może zakończyć.

W serii finałowej Michal Doležal postanowił skrócić rozbieg swojemu podopiecznemu. Jak się okazuje, na Kubackim decyzja trenera nie zrobiła większego wrażenia.  - U góry dowiedziałem się, że belka idzie w dół. Żadna filozofia, nie raz byłem w takiej sytuacji. Może na prośbę trenera często nie obniżali mi platformy startowej, ale jury już tak, a to jest adekwatna sytuacja - stwierdził urodzony w 1989 roku skoczek.

Podobnie jak Kamil Stoch, także Kubacki odniósł się do nowego rekordu Wielkiej Krokwi. Należy przypomnieć, że jeszcze w sobotę rano na miejscu Yukiyi Sato znajdował się właśnie Polak. - Nie jest mi żal. Byłem rekordzistą przez jakiś czas, gdzieś tam to się zapisało, gdzie się miało zapisać. W tej chwili jest ktoś inny, za jakiś czas być może znów nastąpi zmiana. Rekordy mają to do siebie, że wystarczy jedna chwila, że się wszystko fajnie poukłada i rekordzista się zmienia. Trudno, żebym tutaj kogokolwiek winił albo był z tego powodu zły.

- Dzisiejszy dzień pokazał, że da się skoczyć 147 metrów. Sam zawsze powtarzałem, że rekord i tyle, ile się da skoczyć, to tak naprawdę zależy od warunków. Jeżeli będzie ten podpierający wiatr z dołu skoczni, a podejście do lądowania lekko zwalniające, wtedy nawet te bardzo dalekie skoki można lądować telemarkiem. Jak spada się z wysokiego pułapu, niestety wbija. Fizyki nie da się oszukać. Myślę jednak, że przy odpowiednich warunkach można tutaj sporo dalej zalecieć. Nawet na starej skoczni, jeszcze nieprzebudowanej, przy dość mocnym halnym z przodu, bywały skoki nawet po 150 metrów - dodał na sam koniec mistrz świata z Seefeld.


Michał Grzela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5957) komentarze: (6)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Admary stały bywalec
    @Nobody

    Na pewno skakanie przed własną publicznością, tysiące kibiców pod skocznią, miliony przed telewizorami, dziesiątki dziennikarzy i kamer powoduje większą presję.

  • tjzE weteran

    Kubacki i Stoch jeżeli nie popełnią błędów to szanse na podium są spore, ale nie tylko oni są faworytami.

  • Nobody stały bywalec
    147 vs 148.5

    Sato zrobił rekord u nas, a Stoch ma u Japończyka w Sapporo heh. Przy czym (zakładając brak przebudowy obydwu skoczni) rekord Kamila wydaję się dużo mniejsze szanse na pobicie. W ogóle to niby skakanie przy własnej publiczności, na własnej skoczni "dodaje skrzydeł" ale czy na pewno? Polacy wygrywają drużynówki w Niemczech, Niemcy w Polsce, Japończyk bije rekord u nas, my u niego... hm jeden skoczek powie tak, drugi skoczek powie nie ;)

  • erytrocyt_ka profesor

    Stoch w drugiej serii miał czwartą note za skok, zaraz po Ryoyu, Kubackim i Geigerze, jeśli Japończyk i Niemiec nie będą mieli takiego szczęścia do wiatru jak w drugiej serii, to nie sądzę, żeby powtórzyli take skoki, bo z mocniejszym wiatrem w plecy już tak daleko nie skaczą. Przy założeniu, że Kamil da radę skoczyć dwa razy tak jak w drugiej serii, to może nawet powalczyć z Dawidem o wygraną :) Marzy mi się takie rozwiązanie - wygrana Stocha i podium Kubackiego. Taki rekord wygrania przynajmniej jednego konkursu przez kolejne 10 lat byłoby niesamowite.

  • Nowyskoczek5 profesor

    Panowie na jutro życzę dalekich skoków i podium ! :)

  • wiola4697 profesor

    Dziękujemy za walkę do końca! :) Powodzenia jutro! :)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl