Genialna "pchła" z Rudaw – wielka kariera Jensa Weissfloga

  • 2020-07-11 00:27

Niski, szczupły, niepozorny. Z charakterystycznym wąsem i niewyobrażalnym talentem. Ten krótki opis idealnie pasuje do dwóch skoczków narciarskich, Adama Małysza i jego największego sportowego idola, Jensa Weissfloga, „pchły”, jak określali go kibice, z okolic położonego w Rudawach Oberwiesenthal.

Król Czterech Skoczni

Przegląd legendarnych wyczynów niemieckiego mistrza wypada zacząć od Turnieju Czterech Skoczni. Po pierwsze dlatego, że był on pierwszą dużą imprezą w karierze NRD-owca, a po drugie z tego powodu, że Weissflog jest zdaniem niektórych największą i najważniejszą do dziś postacią w całej 68-letniej historii imprezy, a już z całą pewnością jedną z największych. Liczący sobie zaledwie 16 lat Jens w niemiecko-austriackich zmaganiach zadebiutował w sezonie 1980/81. Nie udźwignął jednak ciężaru, jaki niesie ze sobą prestiżowy turniej. W Oberstdorfie zajął 90., a w Garmisch-Partenkirchen 76. miejsce, przegrywając między innymi z adeptami węgierskich skoków. Na austriackie konkursy już nie pojechał. Od okrytego złą sławą ministra sportu NRD, Manfreda Ewalda, usłyszał, że jest wstydem dla swojego kraju. Wspomniany Ewald był bardzo mroczną postacią, przed którym drżeli wszyscy wschodnioniemieccy sportowcy. Gdy skoczkowie z NRD, wracając z igrzysk w Calgary spotkali się w Londynie przed powrotem do kraju z kolegami z Zachodnich Niemiec i według słów Weissfloga rozmawiali z nimi tylko o pogodzie i kobietach, otrzymali surową naganę od ministra, który oskarżył ich o zdradzanie reprezentantom RFN tajników metod szkoleniowych.

Dwa lata po nieudanym debiucie Weissfloga w TCS Ewald piał z zachwytu nad całkiem jeszcze niedawną ofiarą swojego ataku. W 31. edycji Turnieju nikomu szerzej jeszcze nieznany młodzian z NRD zrobił prawdziwą furorę. Co prawda pierwszy konkurs zakończył na odległej 27. pozycji, trzy następne jednak kolejno na 3., 2. i 1. miejscu. W końcowej klasyfikacji uplasował się na 2. pozycji za Mattim Nykaenenem. To było jednak zaledwie preludium do wielkiego koncertu Weissfloga na skoczniach w Niemczech i Austrii. Dwie następne edycje należały już bowiem do Niemca z NRD. Dwa kolejne triumfy dorzucił już w latach 90. Zwycięstw mogło być zresztą więcej. W sezonie 1988/89 klasyfikację cyklu powywracał wiatr w ostatnim konkursie w Bischofshofen, przez co wiktorię w 37. edycji odniósł Fin Risto Laakonen, który nie wygrał wtedy żadnego konkursu, a Weissfloga sklasyfikowanego na drugiej pozycji ex-aeqo z Nykaenenm wyprzedził o zaledwie 2,5 pkt. Na podium klasyfikacji generalnej TCS skoczek z Poehla stawał łącznie aż dziewięć razy i tylko Janne Ahonen z dziesięcioma pudłami jest lepszy w tym zestawieniu. Razem z Bjoernem Wirkolą Weissflog dzierży za to palmę pierwszeństwa w zestawieniu triumfatorów największej liczby poszczególnych konkursów Turnieju. Obaj skoczkowie na czterech skoczniach wygrywali aż dziesięciokrotnie.

Z niebytu po olimpijskie złoto

Po wygraniu swojego pierwszego Turnieju Czterech Skoczni Weissflog stał się automatycznie głównym faworytem do złota na igrzyskach olimpijskich w Sarajewie, zwłaszcza, że nie zwalniał tempa. Wygrał jeszcze zawody w Cortinie d'Ampezzo, Libercu i zajął drugą pozycję w Harrachovie. Do igrzysk został jeszcze miesiąc, a NRD-owiec nagle, praktycznie z dnia na dzień, stracił wielką formę. - Podczas mistrzostw NRD zapomniałem jak się skacze. Podczas gdy inni skakali po 120 metrów, ja spadałem na bulę. Rzuciłem ze złości narty na śnieg i pomyślałem sobie: „nigdzie nie jadę”. Najgorsze było to, że nie miałem pojęcia, co jest nie tak. Mój trener zareagował bardzo szybko. Udaliśmy się na małą, treningową skocznię w Oberhofie i już w pierwszym skoku zauważył w czym jest problem. Po trzech sesjach treningowych wszystko wróciło do normy – opowiadał Weissflog.

W Sarajewie podzielił się medalami z Nykaenenem. Obaj przywieźli z Jugosławii złoto i srebro. Cztery lata później, w Calgary, to Fin był niekwestionowanym królem igrzysk. Zdobył tam trzy złote medale, a Weissflog nie trafił z formą na kanadyjską imprezę i niczego w stanie Alberta nie był w stanie zwojować. Niczego nie ugrał także w 1992 roku we francuskim Albertville, kiedy to wciąż toczył nierówną walkę z opanowaniem stylu V. Kolejne igrzyska odbyły się wyjątkowo nie po czterech, a po dwóch latach. Najlepszych zimowych sportowców gościło Lillehammer w Norwegii. Tam to się dopiero działo...

Wróg numer 1

6 stycznia 1994 roku. Bischofshoen. Ważą się losy Turnieju Czterech Skoczni. Norweg Lasse Ottesen zwleka z oddaniem swojego skoku. Chce wytrącić z równowagi prowadzącego po trzech konkursach Weissfloga, sprokurować jego start w trudnych warunkach i pomóc tym samym w odniesieniu triumfu w całej imprezie swojemu rodakowi Espenowi Bredesenowi. Plan powiódł się perfekcyjnie. Niemiec zmagający się nie tylko z niesportowym zachowaniem rywala, ale i z bólem po przebytym dwa dni wcześniej poważnym zabiegu stomatologicznym zepsuł drugi skok. W klasyfikacji cyklu wyprzedził go Bredesen. Był wściekły, wręcz kipiał ze złości. W rozmowach z mediami nie szczędził swoim skandynawskim rywalom mocno nieprzyjemnych słów. Norwescy kibice przypomnieli sobie o tym podczas igrzysk w Lillehmmer. Przyjaźnie ogólnie rzecz biorąc nastawiona do gości z całego świata norweska publiczność od samego początku zmagań na skoczniach była niechętna osobie Jensa Weissfloga. Ten jednak nic sobie z tego nie robił. W konkursie na dużej skoczni prowadzący po pierwszym skoku Bredesen nie wytrzymał napięcia w drugiej serii, co wobec świetnego skoku Weissfloga dało olimpijskie złoto wrogowi norweskiej publiczności, a faworyt gospodarzy musiał zadowolić się drugim miejscem.

Nienawiść miejscowej widowni do świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego swoje apogeum osiągnęła po konkursie drużynowym. Reprezentacja Niemiec w niezwykle dramatycznych okolicznościach pokonała Japonię. Lider Azjatów, Masahiko Harada, spadł tuż za bulę, czym roztrwonił gigantyczną przewagę nad rywalami, a wobec skoku Weissfloga na odległość 135,5 m (rekord skoczni) złote medale trafiły na pierś bohatera tego tekstu i jego kolegów z drużyny. Kibice widzieli na telebimie jak, jeszcze przed skokiem Harady, lider Niemców składa mu przedwczesne gratulacje. Zdaniem obserwatorów ten gest miał zdekoncentrować skoczka z Kraju Kwitnącej Wiśni i w konsekwencji utrudnić mu wykonanie poprawnego skoku. Sam Weissflog wielokrotnie zaprzeczał, jakoby jego intencją miało być wyprowadzenie z równowagi Japończyka. Również Harada podkreślał potem, że to wydarzenie nie miało wpływu na jego skok. Norwescy kibice wiedzieli jednak swoje, w ich oczach Niemiec był ostatecznie skończony.

Podczas konkursu indywidualnego na mniejszej skoczni gwizdy towarzyszące skokom Weissfloga zamieniły się w trudne do wytrzymania buczenie. Wygrał Bredesen, drugi był inny z Norwegów, Lasse Otesen, a mistrz z dużej skoczni, wydawałoby się człowiek o nerwach ze stali, tym razem przy akompaniamencie dźwięków z piekła rodem nie poradził sobie z tak dramatycznie nieprzyjemną otoczką swojego występu. Zawody zakończył tuż za podium, na czwartym miejscu, a po pierwszym skoku pokazał publiczności wyprostowany środkowy palec. Nerwów na wodzy nie utrzymał także już po konkursie. Podczas konferencji prasowej chwycił dyktafon jednego z norweskich dziennikarzy i próbował mu go wyrwać. Miał też pretensje do organizatorów konkursu: - Zawody powinny zostać przerwane po tym jak Lasse Otesen skoczył 102,5 m, ale to miało być norweskie święto i wszyscy chcieli mieć norweskiego zwycięzcę – grzmiał do mikrofonu.

Weissflog wizerunkowo był w Norwegii przegrany, natomiast sportowo igrzyska okazały się jego ogromnym sukcesem. Podobnie jak w przypadku Turnieju Czterech Skoczni, Niemiec został pierwszym i jedynym zawodnikiem, który obie te imprezy wygrał skacząc w dwóch różnych epokach – erze stylu klasycznego i stylu V. W ubiegłym roku na swoim facebook'owym profilu Weissflog zamieścił wykonane 25 lat później zdjęcie ze skoczni olimpijskiej w Lillehammer. Razem z Bredesenem i Ottesenem siedzi uśmiechnięty na belce startowej. Całej trójce ewidentnie dopisują humory. Jeszcze raz się okazało, że czas leczy rany i zaciera nieporozumienia.

Tylko jedna Kula

Swego rodzaju paradoksem jest to, że tak wybitny zawodnik, triumfator trzydziestu trzech konkursów Pucharu Świata tylko raz wygrał cały cykl, podczas gdy choćby Andreas Goldberger, zwycięzca dwudziestu pucharowych konkursów, Kryształową Kulę zgarnął trzykrotnie. W dodatku swój jedyny Puchar Świata Weissflog wygrał tylko dzięki sprzyjającemu regulaminowi. Przypomnijmy jak rzecz się miała. 7 i 18 marca 1984 roku Matti Nykaenen wygrał dwa konkursy na skoczni mamuciej w Oberstdorfie. Jego najgroźniejszy rywal, Jens Weissflog, zajął drugie i trzecie miejsce. Co prawda do zakończenia sezonu pozostały jeszcze dwa konkursy w Planicy, ale dla prowadzącego w klasyfikacji generalnej Fina sezon się... skończył. FIS umownie podzielił tamtą zimę na dwa periody. Pierwszy zakończył się 22 stycznia po zawodach w Sapporo, drugi rozpoczął 12 lutego konkursem olimpijskim w Sarajewie. Do końcowego rankingu zimy zaliczano pięć najlepszych wyników każdego skoczka w każdym z dwóch periodów. Te dwa triumfy Nykaenena w Oberstdorfie były jego czwartym i piątym zwycięstwem w drugiej części zimy, więc nawet gdyby wygrał w Planicy, nie zdobyłby już ani jednego punktu. Odpuścił więc starty w Jugosławii, czekając na to co, zrobi Weissflog. Reprezentant NRD był w Jugosławii pierwszy i ósmy i awansował na pierwsze miejsce w końcowej klasyfikacji.

W swojej bogatej kolekcji Weissflog posiada również dwa indywidualne złota mistrzostw świata, wywalczone w 1985 roku w Seefeld i w 1989 w Lahti, gdzie jednak o tytule mistrzowskim decydowała tylko jedna seria. Jego indywidualne trofea z mistrzostw globu uzupełnia medal srebrny i dwa brązowe. Jedynym z tych najważniejszych laurów, które nigdy nie przypadło mu w udziale, jest złoto mistrzostw świata w lotach. Z tej imprezy przywoził „tylko” srebro i brąz.

Styl V - „To była rozpacz”

Jens Weissflog mógł przejść do historii nie tylko jako wybitny przedstawiciel swojej dyscypliny, ale również jako ten, który ją zrewolucjonizował. Gdyby wykazał się większą odwagą to on, a nie Szwed Jan Bokloev, mógłby zostać okrzyknięty wynalazcą stylu V. W Niemieckiej Republice Demokratycznej, a konkretnie w Centrum Badań Specjalnych w Dreźnie już w latach 80. trwały badania nad nową techniką w skokach. Dr Wolfgang Schmidt opowiedział o tym podczas rozmowy z TVP Sport:- To był rok 1985. Pamiętam jak dziś. Przyjechali wszyscy święci, z trenerem Joachimem Winterlichem i Jensem Weissflogiem. Opowiedzieliśmy im o naszym pomyśle, pokazaliśmy na kukle, jak miałoby to wyglądać. Obserwowali nas jak bandę szaleńców, uśmiechając się pod nosem. Winterlich był sceptyczny. Weissflog za to zwyczajnie protestował. Że on tego na pewno próbować nie będzie, bo zrobi sobie krzywdę. Że jak w ogóle można tak skakać, przecież zawodnik poleci przez narty do przodu. A poza tym sędziowie takiego stylu nigdy nie zaakceptują. Więc mowy nie ma - mówił Schmidt.

Nauka nowego stylu skakania szła Weissflogowi bardzo opornie. Jeszcze w 1993 roku podczas próby przedolimpijskiej w Lillehammer, na skoczni na której rok później wywalczył złoty medal, nie zakwalifikował się do drugiej serii konkursu... - To była rozpacz – opowiada Weissflog – Na początku było to właściwie w moim wykonaniu tylko „pół V”. Lewa narta pozostawała równoległa, po prostu nie mogłem jej przesunąć w lewo. W teorii wiedziałem jak to ma wyglądać - wychodzę z progu i oddzielam stopy. Nie myślałem jednak, że w praktyce może być to tak trudne do wykonania. Kiedy dzień po dniu powtarza się ta sama historia, przychodzi zwątpienie. Wielokrotnie spierałem się w tej materii z moim trenerem, nie mogliśmy dojść do porozumienia. W końcu po żmudnej analizie video znaleźliśmy rozwiązanie. Zacząłem robić ruch do przodu lewym ramieniem. Niemniej półtora roku musiało minąć, zanim odniosłem pierwsze zwycięstwo, skacząc nowym stylem.

Idol Adama

Najczęstsze skojarzenie niedzielnego kibica skoków z nazwiskiem Weissflog to „idol Adama Małysza”. Nie ma w tym niczego dziwnego, bowiem wiślanin od początku swojej kariery odmieniał nazwisko Niemca przez wszystkie przypadki, czołobitnie składając mu hołd przy różnych możliwych okazjach, jako temu, który był dla niego inspiracją i natchnieniem od czasów dzieciństwa. Małysz miał to szczęście, że dane mu było nie tylko skakać w czasach, gdy Weissflog święcił swoje ostatnie triumfy, ale nawet dostąpił tego wyróżnienia, by uczestniczyć w pożegnalnej imprezie Niemca połączonej z konkursem skoków, która odbyła się w czerwcu 1996 roku. Z tym wydarzeniem nie ma jednak związanych najlepszych wspomnień. Do Oberwiesenthal, gdzie odbywał się benefis, Małysz wybrał się razem z trenerem Pavlem Mikeską. Przed wyjazdem do Niemiec Czech miał krótko zakomunikować swojemu podopiecznemu: "Jedziemy na konkurs do Weissfloga", nie zdradzając szczegółów przebiegu imprezy. Na miejscu okazało się, że wszyscy goście pomyśleli o prezentach dla gospodarza imprezy, tylko wiślanin wraz ze swoim szkoleniowcem nie przygotowali się pod tym kątem do wizyty na benefisie. Małyszowi i Mikesce zrobiło się tak głupio ze wstydu, że wykorzystując pierwszą nadarzającą się okazję, ulotnili się z bankietu, który odbył się po konkursie skoków. - Matko jedyna! Poważnie tak było? - dziwił się zszokowany były skoczek, gdy niedawno dowiedział się o tej historii podczas rozmowy z Michałem Chmielewskim z Przeglądu Sportowego. - Dzisiaj to zabawne, ale wtedy pewnie musiało mu być przykro. A ja nie oczekiwałem żadnego prezentu, bo cieszyłem się najbardziej, że aż tyle osób po prostu przyjechało do mnie w odwiedziny. Przekażcie Adamowi koniecznie, że w takim razie zapraszam go do siebie na powtórkę tamtego wieczoru. Rozliczymy przeszłość. Ma z Polski niedaleko, to kawałek w lewo od autostrady na Monachium.

W pożegnalnym konkursie Małysz zajął 15. miejsce, a zwyciężył młodziutki wtedy, 19-letni Janne Ahonen. Weissflog zajął drugą pozycję, a pierwszym skokiem na odległość 102 m ustanowił nowy rekord skoczni w Oberwiesenthal. Było to więc pożegnanie godne prawdziwego mistrza. Sama decyzja o zakończeniu kariery przyszła Niemcowi bez wielkiego trudu: - Przed moim ostatnim sezonem było dla mnie jasne, że wraz z końcem zimy zakończę również karierę – wspominał po latach - Przygotowania do tamtego sezonu były dla mnie potwornie trudne. Miałem problemy z okostną, kolanem i łydką. Po artroskopii pojawiły się powikłania. Z czasem nie mogłem się już doczekać chwili, kiedy opuszczę skocznię i nie będę musiał chodzić codziennie na trening.

Po zakończeniu kariery Weissflog odnalazł się w branży hotelarskiej. Pozostał jednak przy skokach jako komentator stacji ZDF. Jako ekspert od skoków nie zawsze wierzył w swojego fana z Wisły. O ile przed sezonem 2007/08, wieszcząc Małyszowi niezbyt udany sezon miał rację, o tyle w 2010 roku trafił jak kulą w płot. Zapytany przez "Magazyn Sportowy" tuż przed igrzyskami w Vancouver o szanse Małysza na medale wykazał się daleko idącym sceptycyzmem: - Żeby Adam Małysz zdobył złoto potrzebnych jest kilka cudów – dwa dobre skoki, trochę szczęścia, dramat innych. Nie chce mi się w te cuda wierzyć, ale są one mimo wszystko możliwe. Realistycznie jednak oceniając, Adam nie ma szans na żaden medal, bo konkurenci są mocniejsi - wyrokował były niemiecki skoczek. Niedługo po wydaniu tego osądu przekonał się, jak bardzo się pomylił. Małysz w Vancouver zdobył dwa srebrne medale, a wyprzedził go tylko skaczący w innej lidze, Simon Ammann. W tym samym wywiadzie Weissflog podkreślił jednak, że darzy Małysza wielkim szacunkiem: - Od pewnego czasu ja sam stałem się fanem Małysza. Jesteśmy więc dla siebie nawzajem idolami.

Rysa na szkle?

Od lat 70. za sprawą chorych ambicji panującego w NRD reżimu komunistycznego tysiące sportowców faszerowano anabolikami i innymi sterydami, mającymi podnieść wydajność ich organizmów i pokazać światu w ten sposób wyższość systemu socjalistycznego nad kapitalistycznym. Pod koniec lat 80. Hans Georg Aschenbach, skoczek z NRD, który w swojej dyscyplinie zdobył wszystko, co było do zdobycia, uciekł do RFN, a tam szczegółowo opowiedział, jak szprycowano sportowców ze Wschodnich Niemiec. W ojczyźnie rozpętała się przeciw niemu prawdziwa kampania nienawiści. Publicznie przeciwko byłemu mistrzowi występowali m.in. Jens Weissflog i pływaczka Kristin Otto. – Byłem potem straszony sądem, a wszystko, co ja powiedziałem, to to, że każdy sportowiec był częścią tego planu, tego systemu – skarżył się Aschenbach przed kilkoma laty na łamach niemieckiej prasy - Zostało to jednak odebrane w inny sposób: że każdy brał. Każda kadra narodowa była częścią tej machiny. Dziś Weissflog patrzy na mnie jak przerażona mysz i ma nadzieję, że za dużo nie powiem, bo wtedy on będzie musiał się gęsto tłumaczyć.

Oskarżenia wobec Weissfloga o stosowanie niedozwolonych substancji wracały jeszcze potem nie raz. W 1999 roku lekarz z Drezna, Hans Joachim Kaempfe, podzielił się ze światem informacją, że przed igrzyskami w Sarajewie Weissflog przyjmował Oral Turinabol, środek na wzmocnienie masy mięśniowej, co w ówczesnych realiach było kluczem do sukcesu w skokach narciarskich. Kaempfe był w stanie podać nawet dokładną wysokość dawek, jaką aplikowano przyszłemu mistrzowi olimpijskiemu.

W 2015 roku temat znów wrócił jak bumerang. Były działacz sportowy, Thomas Koehler, napisał książkę, w której opowiedział o systemie nielegalnego wspomagania sportowców z NRD. Jednym z jej bohaterów był Jens Weissflog. Linia obrony mistrza olimpijskiego z Sarajewa i Lillehammer zawsze była taka sama - Jeżeli faktycznie był mi podawany jakiś doping, to nic o tym nie wiedziałem.


Oprac. na podstawie:

Der Spiegel
No Sports
Vg.no
„Moje życie - Adam Małysz” - Maciej Kurzajewski, Sebastian Szczęsny
Informacje własne


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (9273) komentarze: (8)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • fridka1 profesor
    @ZXCVBNM_9999

    Faktem jest, że będąc młodym odbiera się wszystko inaczej, bardziej i po raz pierwszy ale serio... Kto z dziś skaczących ma charyzmę? Może Marcus jest charakterystyczny i to by było na tyle. Kiedyś jak Hannawald coś powiedział to cała Polska rozkładała każde słowo na czynniki pierwsze, jak Ahonen się uśmiechnął to było święto lasu, jak Romoeren powiedział, że Adam robił najlepsze imprezy to wierzę, że tak właśnie było, jak Peterka 3 dni nie wychodził z pokoju to wszyscy wiedzieli dlaczego.

  • ZXCVBNM_9999 profesor
    @fridka1

    Aj tam... Po prostu jesteście znudzeni skokami. Tyle powiem. Gadanie jak u starych tetryków "kiedyś to były czasy, teraz to nima czasów"

  • fridka1 profesor
    @O co chodzi jakby

    Zgadzam się w pełni. Wysmarowałam tu zresztą wiele postów na ten temat. Stara gwardia to magia, charyzma, charakter, niepokorność, każdy miał znak rozpoznawczy lub to nieuchwytne coś co sprawiało, że skupiał na sobie uwagę. Skaczący dziś są może większymi profesjonalistami, nie piją i nie imprezują, ale jednocześnie są nudni jak flaki z olejem, a od ich biografii ciekawsze byłoby czytanie książki telefonicznej.

  • mokulowski@wp.pl stały bywalec
    @Adam90

    Akurat miał pecha, że trafił na najlepszego skoczka w historii, który będąc w apogeum formy i będąc w pełni trzeźwym robił z rywalami co chciał. Za to Weissflog jest najlepszym zawodnikiem w historii skacząc w dwóch epokach. Bo tak trzeba powiedzieć o stylu klasycznym i V (wymyślonym przez Pana Mirosława Grafa w 1 kolejności a nie przez Jana Bokleva ale niestety nasza władza plus podejście trenerów zrobiły swoje). Oczywiście byli Dieter Thoma i Ari Pekka-Nikkola który też mieli sukcesy skacząc oboma stylami ale nie były aż tak spektakularne jak Weissfloga.

  • Żuczek stały bywalec
    @Oczy Aignera

    Czyli według niektórych osób Weißflog i Nykaenen to są dinozaury.Naprawdę fajnie jest się czegoś dowiedzieć o wybitnych skoczkach skaczących 30 lat temu.

  • Oczy Aignera profesor
    @O co chodzi jakby

    Dla 15-letnich psychofanek Jens Weissflog i Matti Nykaenen to prehistoria. Gdy czyta się ich durne komentarze, to zazwyczaj samopoczucie się pogarsza.

  • O co chodzi jakby stały bywalec

    Chyba pierwszy raz przeczytałem cały tak długi artykuł na sj. Szkoda, że w dzisiejszym świecie skoków nie ma już tak charyzmatycznych postaci. Dzisiaj to my mamy mistrzów (niekwestiowanych, żeby nie było) w postaci Stocha, który ględzi tylko o dobrze wykonanej pracy i że żonie dużo zawdzięcza, a mnie po tym zbiera na wymioty, jak słyszę to od lat po raz setny. A taki Weissflog czy Nykaenen to inna bajka. Fakt, że też inne czasy były.

  • Adam90 profesor

    Jens Weißflog mimo tylu zwycięstw mało stawał na podium klasyfikacji pucharu świata. Aż dziwne - jakby ktoś nie zrozumiał chodzi o klasyfikacje generalną:). Pewnie jakby skakał w czasach Małysza albo Stocha to by miał ponad 100 podium i tyle podium klasyfikacji co Stoch, Jane Ahonen

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl