"Do dziś czekam na piwo od Simona". Jubilat Ammann w opowieściach kolegów

  • 2021-06-27 01:56

Jeden z najlepszych skoczków XXI wieku i jednocześnie jedna z najbarwniejszych postaci tej dyscypliny - Simon Ammann - w piątek skończył czterdzieści lat. Na tę okoliczność portal Blick.ch poprosił kolegów czterokrotnego mistrza olimpijskiego z reprezentacji o przygotowanie wspomnienia, historii, anegdotki związanej z jubilatem.

- W lutym 2002 roku przygotowywaliśmy się w Engelbergu do igrzysk w Salt Lake City - opowiada Sylvain Freiholz, brązowy medalista mistrzostw świata w Trondheim w 1997 roku. - Simon był świeżo po fatalnym upadku w Willingen, nie miał na tamten moment żadnego zwycięstwa w karierze. Zdziwiło nas, że nie było w nim żadnych wątpliwości, był całkowicie pewny siebie. Wiedział, co powinien robić, był stuprocentowo nastawiony na medal i wszystko temu podporządkowywał. Gdy widzieliśmy, jak skacze, było dla nas jasne, że jest tak silny, że nikomu może nie udać się go zatrzymać. Tak też się stało. 

Reprezentacja Szwajcarii na przedolimpijski rekonesans do Salt Lake City przyleciała już latem 2001 roku. Wieczorem, po jednym z treningów skoczkowie udali się na kolacje do amerykańskich znajomych. - Był indyk, następnie koleżanka postawiła na stół puszkę z marynowanym czosnkiem - wspomina Marc Vogel. Ammann niekoniecznie miał ochotę na czosnek, ale gospodyni namawiała go na spróbowanie. W końcu zachęciła go słowami: "Jeżeli go posmakujesz, zdobędzie medal na igrzyskach". Ammann w końcu skosztował dwóch ząbków czosnku, a potem zdobył dwa złote medale. Odrobinę uszczknął też równie sceptycznie nastawiony Andreas Kuettel, który potem zajął na igrzyskach punktowane miejsce. 

- Rok 2007, Sapporo. Simon został mistrzem świata na dużej skoczni - rozpoczyna swoją opowieść Michael Moellinger. - Wieczorem ostatniego dnia mistrzostw poszliśmy na imprezę, w pewnym momencie straciliśmy go z oczu. Następnego dnia wracaliśmy do Szwajcarii. Wszyscy czekaliśmy w autokarze pod hotelem, a Simona z nami nie było. Nie widzieliśmy go od momentu, gdy poprzedniego wieczora zniknął w dziwnych okolicznościach. Autokar ruszył. Wtedy dopiero zauważyliśmy Simona, który biegł za nami. Rzutem na taśmę zdążyliśmy na samolot. Taki właśnie on jest. Podczas zawodów całkowicie skupiony i profesjonalny. Poza skokami bywa jednak marzycielem, któremu zdarza się o czymś istotnym zapomnieć.

Andreas Kuettel zapamiętał inną sytuację: - Po ostatnich zawodach Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen w 2004 roku jechaliśmy prosto do Liberca. Podczas przeprawy na granicy Simon zauważył, że zostawił paszport w domu. Pojawił się problem, nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Tkwiliśmy tam około 5-6 godzin. W końcu po interwencji pewnych polityków udało nam się półlegalnie wjechać do Czech. Cały wysiłek był tego warty. Wtedy po raz pierwszy stanąłem na podium, a Simon zajął czwarte miejsce. Niestety podczas powrotu znów mieliśmy problemy na granicy. Nie pamiętam już, jak nam się udało przez nie przebrnąć. W każdym razie Simon zadeklarował się, że w ramach zadośćuczynienia za wszystkie kłopoty zabierze nas wszystkich na piwo. Do dziś na nie czekam!

- W 2010 roku, na miesiąc przed igrzyskami olimpijskimi odbyły się zawody Pucharu Świata w Sapporo - wspomina Remi Francais. - Podczas gdy większość skoczków przybyła na miejsce na kilka dni przez konkursem, aby przyzwyczaić się do zmiany strefy czasowej, Simon przyjechał z lotniska na 20 minut przed rozpoczęciem kwalifikacji. Następnego dnia spał do 13.00, a dwie godziny później zajął czwarte miejsce w zawodach. Nazajutrz był już najlepszy. To niewiarygodne jaką moc on w sobie posiadał. 

Przez opowieści szwajcarskich skoczków przewija się też polski akcent. Latem 2010 roku Andreas Kuettel poślubił w Toruniu wybrankę swojego serca, Dorotę. Opowiada Rico Parpan: - W pewnym momencie podczas przyjęcia podszedł do mnie Simi i powiedział, że musimy teraz "porwać" pannę młodą. W Polsce zwyczaj ten zupełnie nie jest znany i nie było go w planach. Simon podstawił samochód, a ja zwabiłem pannę młodą na zewnątrz. Następnie pojechaliśmy z nią do centrum miasta napić się drinka. Andreas jednak spanikował. Nasz trener Berni Schoedler napisał nam, byśmy jak najszybciej wracali. By sprawnie opuścić parking Simon przejechał przez wysoki krawężnik. Andreas początkowo był na nas zły, ale chwilę później cieszył się, że znów może przytulić swoją żonę.
 

 

 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7157) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Oczy Aignera profesor
    Michael Moellinger

    Mam nadzieję, że powstanie jakiś ciekawy tekst o losach Michaela Moellingera. W obecnych czasach brakuje skoczków pokroju naturalizowanego Szwajcara.

  • Kolos profesor

    Ech, a pamiętam 2002 rok kiedy Amman był młodym obiecującym 20-latkiem, a tu już 40-dziestka na karku....

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl