Sven Hannawald: "Moje ciało powiedziało mi, że to koniec"

  • 2021-09-08 21:27

Adam Małysz przyznał niedawno, że spośród wszystkich swoich rywali z czasów kariery zawodniczej, dziś najbliższy kontakt ma ze Svenem Hannawaldem, który niegdyś bywał zamknięty i niedostępny. Znakomity przed laty niemiecki skoczek od roku jest ambasadorem akcji "Ofensywne zdrowie psychiczne", a niedawno w rozmowie z niemieckim magazynem Gala po raz kolejny wrócił do swojej przeszłości, w której borykał się z ogromnymi problemami natury emocjonalnej.

W dłuższej rozmowie poruszył między innymi wątek swoich prób powrotu do skoków, kiedy wydawało mu się, że największy mentalny kryzys ma już za sobą: - Idąc do kliniki, nie zakładałem, że nie wrócę już do skoków. Wręcz przeciwnie, sądziłem, że po spędzonym tam krótkim czasie znów pójdę na skocznię. Po dwóch czy trzech tygodniach chaosu w mojej głowie, zdołałem zaufać lekarzom. Terapia zakończyła się sukcesem, zacząłem czuć się tak dobrze, że sam chciałem wrócić do domu. Pod koniec kwietnia 2004 roku zamieszkałem z rodzicami. Na początku zimy pojechałem z trenerem na skocznię i oddałem kilka skoków. Oczyma wyobraźni widziałem już siebie na starcie kolejnego Turnieju Czterech Skoczni. Jednak po około dwóch tygodniach wróciło uczucie niepokoju. Bez żadnego racjonalnego powodu. Moje ciało wyraźnie mi sygnalizowało: to koniec. Stwierdziłem, że muszę go posłuchać, że nie mogę już nic robić wbrew niemu. 

Ostateczną decyzję o rozstaniu z czynnym uprawianiem narciarstwa dwukrotny mistrz świata w lotach ogłosił latem 2005 roku. Symbolicznym miejscem dla Hannawalda w kwestii początków końca jego sportowej kariery stało się Willingen. W 2003 roku do Hesji nie przyjechała reprezentacja Polski. Trener Tajner zdecydował, że lepszy dla Małysza będzie spokojny trening przed mistrzostwami świata. W Polsce decyzja ta wzbudziła liczne kontrowersje, wydawało się, że wobec znakomitej formy Hannawalda nieobecny wiślanin może stracić szanse na walkę o Kryształową Kulę. Stało się zupełnie inaczej. Pierwszy z konkursów zdecydowanie wygrał Niemiec. W drugiej serii wylądował na 147 metrze i otrzymał od sędziów cztery "dwudziestki" za styl. Następnego dnia w całej Hesji szalał porywisty wiatr. Rozegranie konkursu wisiało na włosku, ostatecznie przeprowadzono jedną loteryjną serię. Punkty był w stanie wywalczyć w niej nawet Holender Ingemar Mayr.  Hannawald został sklasyfikowany na 36 miejscu. Rozsypał się po tym skoku i całkowicie rozregulował. Podczas mistrzostw świata w Predazzo odgrywał trzecioplanową rolę i mógł tylko z podziwem patrzeć na genialne skoki Małysza, dające mu dwa złote medale. W wyścigu o Kryształową Kulę także lepszy okazał się Polak.

To nie było ani jedyne ani ostatnie złe wspomnienie Svena z Muehlenkopfschanze. Gdy rok później zajął 12. miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, uznał, że jest to wynik poniżej jego oczekiwań. Zniknął na jakiś czas z Pucharu Świata. Wielki triumfalny powrót króla miał mieć miejsce właśnie w Willingen. Czekały na to tłumy niemieckich fanów, a media w swoim stylu podgrzewały atmosferę. Hanni jednak, będący już wtedy wychudzonym kłębkiem nerwów, podobnie jak rok wcześniej ukończył rywalizację na 36 lokacie. Po tych zawodach przetarł jeszcze bulę w Park City i de facto już wtedy zakończył swoją karierę.

W rozmowie z niemiecką Galą były skoczek odniósł się też do głośnej sytuacji związanej z Naomi Osaką, japońską tenisistką, która w maju tego roku w kontrowersyjnych okolicznościach wycofała się z French Open: - Naomi Osaka, jako pierwsza od dłuższego czasu przedstawicielka sportu miała odwagę posłuchać swojego ciała i po prostu się wycofać. Uważam, że zachowała się prawidłowo. Niestety jej decyzja spotkała się z całkowitym brakiem zrozumienia. Wielu kibiców uważało, że skoro jest uważana za faworytkę, musi zachować się, jak na nią przystało. Nie! Wielu ludzi z pierwszych stron gazet z dala od reflektorów zmaga się ze swoimi problemami, za utrzymanie się na szczycie płaci bardzo wysoką cenę. To ciężka batalia, w której zaczyna w pewnym momencie brakować powietrza. Ogromnie ważne jest to, by wsłuchiwać się w siebie, robić sobie przerwy, kiedy wymaga tego sytuacja, by dłużej i efektywniej móc uprawiać swoją ukochaną dyscyplinę. Gdybym z perspektywy czasu mógł coś zmienić w przebiegu swojej kariery, to na pewno robiłbym sobie częstsze przerwy, nie myślał od razu o kolejnym skoku. 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (6823) komentarze: (10)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • fridka1 profesor
    @Julixx05

    Chyba rzeczywiście okazywali jakieś zdjęcia. Niemieckie media wykreowały produkt i musiały go "opchnąć". Ja nawet pamiętam, że jak już sobie znalazł dziewczynę to była to jakaś stewardessa. Potem z nią zerwał z powodu deprechy, a ona gadała w tabloidach, że nie radził sobie sam ze sobą, a co dopiero ze związkiem. Tuż po zakończeniu kariery został ojcem, ale i ten kolejny związek długo nie potrwał. Dziś ma trójkę dzieci, dwójkę z obecną żoną, a z pierworodnym, podobno, nie widuje się często, to jego jedyne dziecko, którego nie zobaczycie na jego instagramie, bo tak poza tym to on raczej nie ma problemów, by dzielić się swoją prywatnością. Sam twierdzi natomiast, że nie miałby facebooka i instagrama gdyby był czynnym zawodnikiem (trudne do wykonania w praktyce jak się ma kontrakty, ale tak twierdzi).

  • Julixx05 weteran
    @fridka1

    Pierwsza dziewczyna w wieku 28 lat? Ja myślałam, że on był podrywaczem, a tu wręcz przeciwnie. Ciekawe czy pytali się o jego typ kobiety i wygłaszali jaka ma być? XD

  • fridka1 profesor
    @Julixx05

    Ja pamiętam takie "konkursy" organizowane przez RTL, która wywaliła mnóstwo pieniędzy na promocję skoków. To była żenada. Potem te same media, które wcześniej żyły z jego wyników naśmiewały się ze Svena, że jest klonem Davida Beckhama, kimś bez własnej tożsamości, produktem. Fakt, że on był w Davida wpatrzony jak w obrazek, nawet na charytatywnym meczu piłkarskim w Warszawie w 2003 roku chciał mieć koszulkę z numerem "7" jak Beckham. Myślę, że każdy sportowiec potrzebuje odskoczni, czegoś co go trzyma w pionie, a nie jest związane z daną dyscypliną, skoki nie mogą wypełniać całego życia, au Svena tak właśnie było. On odłożył na bok wszelkie związki, w swojej biografii pisał, że jakaś tam dziewczyna była jego pierwszą dziewczyną, a on miał już wtedy 28 lat...Do dziś sprawia wrażenie osoby, która delektuje się każdą sekundą swojego sukcesu, przedłuża celebrację i wspomnienia chwil chwały ponad miarę, szuka potwierdzenia swojej wartości w oczach innych. Taki obraz mi się wyłania po przeczytaniu, trochę po łebkach, jego biografii. Typowy produkt systemu sportowego NRD. Od przedszkola w trybach machiny sportowej.

  • Julixx05 weteran

    Hannawalda przytłoczyły media, wyniki i popularność. Ktoś napisał tutaj kilka miesięcy temu, że podobno u szczytu jego sławy szukano mu żonę przez niemieckie radio. Wyobrażam sobie ten tłum hotek, lgnących do niego

  • ironicznie_skikomicznie doświadczony
    @fridka1

    Nie był żadnym fridka perfekcjonistą, tylko frustratem z przerośniętym ego. I tak jest cwany, bo ze swojej choroby, którą miał i ma mimo jego bajdurzeń, znalazł pomysł na kasę. To akurat doceniam.

  • fridka1 profesor

    Dla Hannawalda wtedy nie liczyło się nic poza skokami i wynikiem, Małysz miał rodzinę i wiedział,że skoki to tylko wycinek życia. Hannawald był perfekcjonistą do przesady, zero półśrodków, on całą swoją legendę zbudował na 50 TCS, to zadziwiające, że można 20 lat odcinać kupony od wygranej w jednym turnieju. On i Schmitt zawdzięczają Małyszowi i rywalizacji z nim fakt, że do dziś się o nich mówi i o nich nie zapomina.

  • Adam90 profesor

    Im wcześniej zaczniesz wygrywać tym gorzej dla Ciebie przykład 16 letni Austriak miał wszystko do 25 lat potem cięzko wrócić do tego i się zmotywować.
    Dobrze, ze posłuchał ciała ,ale wyniki to miał całkiem dobre i się nie dziwie mu ,ze chciał więcej.

  • FanaticJumper bywalec

    Po prostu sam sobie narzucał chorą presję wyniku - moim zdaniem. Tacy mistrzowie jak Stoch, Kraft czy Ammann po prostu cieszą się skokami, widać że sprawia im to przyjemność. I tak powinno się traktować swoją dyscyplinę sportu. To ciężka praca, wiele wyrzeczeń, która na końcu (w sezonie) ma przynosić satysfakcję. Hannavald był typem człowieka który niewyobrażalnie spinał się "na wynik". Na krótką metę taka jazda dała wielki efekt w postaci wygranego TCS 2002, ale tamto zwycięstwo było paradoksalnie początkiem końca Hannavalda. Potem sam na sobie wytwarzał presję/ewentualnie nie potrafił studzić presji nałożonej przez dziennikarzy i kibiców.

    Stoch jest jego totalnym przeciwieństwem pod tym względem. Ma zdrowe podejście - niczego już "nie musi", chce po prostu jak najlepiej wykonać swoją pracę (ale bez obsesji, że musi być seryjnie najlepszy, bo jak nie to świat się wali) i czerpać ze skoków radość.

  • Arturion profesor

    Zawracanie d. Jest słaby psychicznie do dziś.

  • Oczy Aignera profesor

    Kiedyś był słaby psychicznie, a obecnie zajmuje się tą kwestią zawodowo. Można by rzec, że uczy innych na swoich błędach.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl