Okiem Samozwańczego Autorytetu: Inaczej niż zwykle

  • 2023-02-21 00:07

Jeśli szukacie analizy zawodów w Râșnovie, mniej lub bardziej mądrych przemysleń, ciekawostek statystycznych, czerstwych żartów - czyli tego, co zwykle - to nie klikajcie w ten link. Chyba, że szukacie tabelek. Tabelki będą. 

Z góry Was wszystkich przepraszam, ale dziś będzie inaczej niż zwykle. Pozwolę sobie wykorzystać licencia poetica charakterystyczną dla felietonistów i popłynę dziś znacznie bardziej, niż zdarza mi się to w innych artykułach z tego cyklu.

Za kilka dni minie dokładnie rok, od kiedy wojska Federacji Rosyjskiej przekroczyły bez wypowiedzenia wojny granice Ukrainy i tlący się od lat w Donbasie konflikt rozbuchały do rozmiarów pełnoskalowej wojny. Tak, to już rok. Pamiętacie tamte uczucia, tamten szok, niedowierzanie, strach, obrazki kolumn pancernych prących na Kijów, czerwone strzałki na mapach, rosyjskich żołnierzy desantujących się na lotnisku Hostomel? Rakiety padające na domy, szkoły, szpitale, ukraińskich cywili próbujących gołymi rekami powstrzymać rosyjskie czołgi i ciężarówki? Pamiętacie reakcje świata? Pamiętacie pierwsze zawody Pucharu Świata w Skokach Narciarskich zaraz po rosyjskiej agresji? Lahti, Finlandia - państwo sąsiadujące z jedną ze stron konfliktu, szare, betonowe skocznie, wielkie emocje pozasportowe. Gdy Kamil Stoch wypowiedział się w tym temacie i zaprezentował swoje przesłanie wypisane mazakiem na nartach, reakcje były różne. "Stop war, better fight in sport". Jedni uważali, że to za mało, za słabo, zbyt ostrożnie, że zabrakło odwagi. Drudzy, że po co się wyrywa przed szereg, niech siedzi cicho jak reszta, "nie mieszajmy sportu z polityką" i inne takie. 

Ja należałem do tych, którzy ten gest uznali za tyleż szlachetny, co trochę naiwny, a w każdym razie czysto symboliczny. Slogan, nie plan. Owszem, czytałem w młodości w różnych książkach - bardziej chyba beletrystycznych, niż naukowych - że były na świecie takie plemiona, które konflikty rozstrzygały w podobny sposób. W imieniu całego plemienia walczył wódz lub jego reprezentant - najlepszy z wojowników. Pojedynek był na śmierć i życie lub do pierwszej krwi i potem pyk - wodopój, sporne tereny łowieckie, rączy mustang lub stado kóz przechodziło z rąk do rąk. Ale żeby tak granica państwowa została ustalona w wyniku walki na pięści, wyścigu lub meczu piłkarskiego? Czysta fantazja, nie? Otóż właśnie nie!

Poprzez żyzne ziemie Wyżyny Południowoszkockej płynie sobie rzeka Tweed, która wpada do Morza Północnego. To właśnie od niej pochodzi nazwa materiału, z którego wytwarza się marynarki, żakiety czy płaszcze. W swoim dolnym biegu stanowi ona granicę angielsko-szkocką. Dziś to granica krajów składowych Wielkiej Brytanii, ale przed Aktem Unii była to przecież granica dwóch niepodległych państw, kiedyś nawet królestw. Granica biegnie środkiem rzeki niemal do jej ujścia, z pewnym dziwnym wyjątkiem. To Ba Green - podmokła łąka na południowym brzegu rzeki o powierzchni trzech akrów, która z jakiegoś dziwnego powodu należy do Szkocji, a nie Anglii. 

A cóż to za dziwny powód? Ha! Sport, proszę wycieczki. Wierzcie lub nie, ale Szkocja wygrała tę łąkę w meczu piłkarskim! Nie, nie chodzi o słynne zwycięstwo Szkotów na Wembley w 1967 roku, ani o pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy z 1872 roku. Trzeba się cofnąć, cóż, troszkę głębiej w przeszłość. Zanim ustalono zasady powszechnie dziś obowiązujące. Do czasów, gdy na terenie Wielkiej Brytanii tradycyjnie rozgrywano mecze zwane "ba" albo "mob football" czyli "futbol tłumny" jak nieco niezgrabnie, ale jednak w sposób dobrze oddający zjawisko, można by tę nazwę przetłumaczyć. Pierwsze takie mecze odbywały się już w VIII wieku. Nie było sędziów, linii, zbyt wielu przepisów w sumie też nie. Liczba zawodników? Grał kto chciał, najczęściej grała wieś na sąsiadujacą wieś, a bramki były ustawione na ich przeciwległych granicach. Kopał, odbijał ręką lub rzucał, każdy kto chciał, pod warunkiem że był mieszkańcem jednej z osad. Faule? Jedynym stałym przepisem był ten, że nie wolno było zabić gracza drużyny przeciwnej. Gra kończyła się pojedynczym golem - gdy piłkę udało się wbić do jednej z bramek. Za pierwsze bramki w historii robiły... balkony kościołów. Grało się na uliczkach miejscowości, placach, polach, łąkach, podwórkach, jak piłka wpadła do wody, grało się w wodzie. Czasem mecz trwał kilka godzin, czasem dzień i noc. Te gry są jeszcze tu i ówdzie kultywowane do dziś jako element tradycji.

W każdy dzień Nowego Roku odbywał się mecz między szkockim miasteczkiem Coldstream a angielskim Wark, położonym na przeciwległym brzegu rzeki Tweed. Pierwsze z tych meczów odbywały się najprawdopodobniej jeszcze w średniowieczu. Miejscowość, która wygrała, otrzymywała na rok prawo do włąsności łąki, położonej na południowym brzegu rzeki, bo było to najlepsze pastwisko w okolicy. Z czasem jednak Coldstream urosło znacznie bardziej niż Wark, zatem Szkoci zawsze wygrywali dzięki przewadze liczebnej graczy. Ba Green już zawsze była szkocka a ostatecznie granicę zatwierdzono jako oficjalną granicę państwową. Da się? Da się.  

Czyż to nie  piękny precedens? Być może jestem jeszcze bardziej naiwnym marzycielem niż Kamil Stoch, ale nie tracę nikłej nadziei, że kiedyś uda się przeforsować taki sposób załatwiania problemów między społecznościami, narodami, może państwami. Tak sobie pomyślałem - prezydent Rosji jest dżudoką, mer Kijowa bokserem. Osobiście nie cierpię MMA, ale taką walkę w klatce to ja bym zobaczył, a Wy? No dobra, spróbujmy być nieco bardziej realistyczni. Dwa państwa mające ze sobą jakiś konflikt ustalają protokół rozbieżności i decydują, jakie tereny, kontrybucje czy warunki polityczne mają być kwestią rozgrywki - dokładnie w ten sam sposób, w jaki ustala się punkty do negocjacji przy zawieszeniu broni lub podpisywaniu aktu kończącego stan wojny. Dzieje się to przy arbitrażu ONZ. Podpisują taki dokument, czyli co konkretnie można wygrać, lub przegrać. Potem wybierają sześć dyscyplin sportowych, przyporządkowują im numery od 1 do 6. Każdy kraj proponuje trzy. Potem ktoś (na przykład przewodniczący ONZ, najstarszy żyjący laureat pokojowej nagrody Nobla, ostatnia Miss Świata, albo kapitan drużyny piłkarskiej, która ostatnio zdobyła Mistrzostwo Świata) rzuca kostką. I dwa kraje rywalizują na boisku, bieżni, w ringu lub na skoczni narciarskiej - co tam wypadło na kostce. Oczywiście wystawiają swoich najlepszych sportowców. I tak rozstrzygają spór. Czy to nie jest lepsza alternatywa, niż iść zabijać i samemu dać się zabijać? Brzmi jak bajka? Tak, jak kompletna bajka. Jak ludzie latający metalowymi maszynami cięższymi od powietrza nie tylko z kontynentu na kontynent, ale do gwiazd, jak przesyłanie głosu i obrazu na odległość, jak zaglądnięcie komuś do brzucha bez jego rozcinania, jak idea kraju nie rządzonego przez ubranego w złotą koronę człowieka, którego władza pochodzi od Boga lub bogów, jak mała biała tabletka, po której przestaje boleć głowa, skok na nartach dłuższy niż 100 metrów. Kompletne bajki, rojenia fantastów, herezje. Niemożliwe.

Bądźmy szczerzy - od czasów wynalezienia broni jądrowej nie było żadnej wojny, który w jakiś drastyczny, ostateczny sposób zmieniła obraz świata. Nie było takiej, która wymazała z mapy jakieś imperium, która zakończyła się aktem bezwarunkowej kapitulacji, rzezią stolicy, anihilacją dużego narodu. W każdym razie nie bezpośrednio. Świat podzielił się na bloki i zawsze ktoś z arsenałem jądrowym ostatecznie stwierdzi, że ma interes, by jakaś wojna się skończyła jakimś tam kompromisem. Skoro i tak nikt nikogo nie rzuci na kolana i nie zgarnie wszystkiego, to czy warto za kilka miast i fabryk ponosić straty idące w setki tysięcy ludzkich żyć? Mówię tu oczywiście o perspektywie zwykłego obywatela, tego, którego decyzją administracyjną można wziąć w kamasze, dać mu w rękę karabin i wysłać do okopu. Nie mówię tu o perspektywie grubych ryb za wielkimi biurkami, którzy pociągają za sznurki i na takim lub innym wyniku konfliktu wygrywają krocie. A i na samym trwaniu zbijają kokosy i robią kariery. Ale jakby nie patrzeć - wojna na Ukrainie też się tak skończy. Nikt nie zgarnie całej puli, każda z zainteresowanych stron będzie miała poczucie niedosytu i nieuniknione stanie się pytanie - to po co było to wszystko? Te wszystkie trupy, ranni, gruzy, traumy, sieroty, wdowy... za ten krzywy kompromis? Za powrót do - mniej-więcej - status ante? Warto było jeść tę żabę?

Im więcej ludzi to to zrozumie, tym większa szansa na to, że kiedyś ziści się naiwne marzenie, koślawe wezwanie, płynący z serca apel wypisany niebieskim markerem na żółtej skokówce. Że ci przy władzy albo sami zmienią sposób postępowania, albo ci rządzeni zawsze będą się w obliczu wojny buntować, przestaną dać się ogłupiać, że za kawałek ziemi, kreskę na mapie i siedem zer na koncie jakiegoś cwaniaka warto jest zabijać i ginąć.

Kamilu, Ty jesteś mądry facet. Stop war, better fight in sport. My tego nie dożyjemy, ale może nasze praprapraprapraprawnuki?

A zawody w Râșnovie? A odbyły się. 

 

Czołówka PŚ 22.02.2023
Lp zmiana zawodnik kraj przybytek pkt. strata1 strata2
1   Halvor Egner Granerud Norwegia 0 1652 0 0
2   Dawid Kubacki Polska 0 1359 293 293
3   Anže Lanišek Słowenia 0 1096 556 263
4   Stefan Kraft Austria 0 1078 574 18
5   Piotr Żyła Polska 0 822 830 256
6      +1 Andreas Wellinger Niemcy 100 743 909 79
7      -1 Ryōyū Kobayashi Japonia 0 704 948 39
8   Manuel Fettner Austria 0 584 1068 120
9   Timi Zajc Słowenia 0 532 1120 52
10     +2 Karl Geiger Niemcy 60 511 1141 21

Matematyczne szanse na Puchar Świata 2022/2023 zachowała czołowa piątka. Wellinger za późno zaczął gonić. Ale Piotrek jakby się jeszcze sprężył... A Granerud wyjechał na Sri Lankę... A nie, on jest Norwegiem, nie Finem...

Poczet Zwycięzców 22.02.2023
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 H.E. Granerud Norwegia 10 1
2 Dawid Kubacki Polska 5 2
3 Anže Lanišek Słowenia 3 3
4 Stefan Kraft Austria 2 4
5 Andreas Wellinger Niemcy 2 7
6 Ryōyū Kobayashi Japonia 2 6

Oligarchia, czy też oligopol. Nie ma zawodników z jednym zwycięstwem, każdy ma co najmniej dwa.

Poczet Podiumowiczów 22.02.2023
Lp zawodnik kraj 1. 2. 3. suma wPŚ
1 Halvor Egner Granerud Norwegia 10 4 1 15 1
2 Dawid Kubacki Polska 5 4 4 13 2
3 Anže Lanišek Słowenia 3 5 2 10 3
4 Stefan Kraft Austria 2 2 5 9 4
5 Ryōyū Kobayashi Japonia 2 2 1 5 7
6 Andreas Wellinger Niemcy 2 1 0 3 6
7 Piotr Żyła Polska 0 1 2 3 5
8 Manuel Fettner Austria 0 1 0 1 8
9 Timi Zajc Słowenia 0 1 0 1 9
10 Žiga Jelar Słowenia 0 1 0 1 16
11 Karl Geiger Niemcy 0 0 2 2 10
12 Daniel Tschofenig Austria 0 0 1 1 11
13 Marius Lindvik Norwegia 0 0 1 1 17
14 Markus Eisenbichler Niemcy 0 0 1 1 15
15 Daniel-Andre Tande Norwegia 0 0 1 1 19
16 Domen Prevc Słowenia 0 0 1 1 20
17 Naoki Nakamura Japonia 0 0 1 1 27

Žiga Jelar wybił Hornowi i spółce marzenia o niemieckim podium w Rumunii.

Polacy 22.02.2023
Lp zawodnik przybytek liczba wPŚ
1 Dawid Kubacki 0 1359 2
2 Piotr Żyła 0 822 5
3 Kamil Stoch 0 423 14
4 Paweł Wąsek 0 131 33
5 Aleksander Zniszczoł 0 89 35
6 Tomasz Pilch 22 30 45
7 Jan Habdas 14 24 48
8 Kacper Juroszek 18 18 51
9 Stefan Hula 0 4 71
9 Maciej Kot 4 4 71

10 Polaków z punktami, ale wiemy jakim okolicznościom to zawdzięczamy.

Bracia 22.02.2023
Lp bracia kraj liczba
1 Kobayashi Japonia 718
2 Prevc Słowenia 550

Tu bez zmian.

Plastikowa Kulka 22.02.2023
Lp zawodnik kraj liczba wPŚ
1 Peter Prevc Słowenia 11,3 21
2 Markus Eisenbichler Niemcy 11 15
3 Arrti Aigro Estonia 10 50
4 Andrew Urlaub USA 8 68
5 Alex Insam Włochy 8 43
6 Michael Hayboeck Austria 6,3 12
7 Decker Dean USA 6 n
8 Kristoffer E. Sundal Norwegia 6 34
9 Ryōyū Kobayashi Japonia 6 7
10 Anders Fannemel Norwegia 5 71
11 Rok Masle Słowenia 5 67
12 Markus Mueller Austria 5 63
13 Kacper Juroszek Polska 5 51
14 Władimir Zografski Bułgaria 5 37
15 Aleksander Zniszczoł Polska 5 35
16 Gregor Deschwanden Szwajcaria 5 32
17 Clemens Aigner Austria 5 30
18 Philipp Aschenwald Austria 5 28
19 Constantin Schmid Niemcy 5 24
20 Jan Hörl Austria 5 13

A tu zmian sporo a najważniejsza taka, że Andrew Urlaub od razu wskoczył na czwarte miejsce.

Ceterum autem censeo notas style esse decedam.
***
Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.


Marcin Hetnał, źródło: Informacja własna
oglądalność: (13463) komentarze: (90)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    Tu, jak rozumiem sugerujesz, że cała Warszawa powinna co najwyżej powalczyć jak Praga?
    Nie, bo oczekiwano wśród aliantów, że otworzymy drogę Armii Czerwonej. Niemcy bardzo mocno obsadzili Wisłę. Na Pradze było wiadomo, że Sowieci lada moment wkroczą. W lewobrzeżnej Warszawie wiedziano, że Niemcy bardzo umocnili przeprawy, więc bez "dywersji" Sowietom będzie ciężko. I Stalin to wiedział, ale sobie pograł i z nami i z USA/GB. Nawet lotnisk nie otworzył dla sojuszniczych samolotów.

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    "Los Polski, o czym doskonale wiemy, został ustalony już na konferencji teherańskiej pół roku przed wybuchem powstania. W Jałcie tylko dopracowano szczegóły".
    Tak, masz rację. Ale do wybuchu powstania parł nie tylko Stalin, także Roosvelt i Churchill. Gdyby nie wybuchło, Stalin zrobiłby z AK kolaborantów, co zresztą próbował zrobić i tak. Prawie wszyscy polscy dowódcy wiedzieli, że straty będą olbrzymie. Wiedzieli też, że tu nie ma wyjścia. Zresztą liczono początkowo, że Stalin to wykorzysta, do przyśpieszenia ofensywy. A on, jak wiemy, po zajęciu Pragi, zatrzymał się i radośnie patrzył na dymy nad stolica Polski. Chciał tego od początku... Nabrał pozostałych aliantów. Nas nie bardzo, ale... Nie mieliśmy wyjścia.
    Dziś pozostaje cześć dla bohaterów walki i powstrzymanie się od analiz celowości tego Czynu.

    "Owszem, nie odmówiłbym Ojczyźnie i jestem całym sercem a także przede wszystkim umysłem za Ukrainą."
    Masz mój szacunek.

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    >>Sam pisałeś wcześniej, że: "To było karne, zdyscyplinowane i obywatelskie wojsko a nie jakaś banda narwańców." Więc czemu tak słabo poszło?>Ad2. - Tam zbliżali się Sowieci jasne było, że na Pradze nie ma sensu walczyć.

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    "Jak często lubię publicystykę Zychowicza, tak "Obłęd`44" uważam za szkodliwą książkę."
    Mówimy o publicystyce historycznej. Jeśli coś jest oparte na faktach, to dla mnie kwestią zupełnie drugorzędną jest to, czy to jest "szkodliwe" czy nie. Najważniejsze - czy jest prawdziwe.
    A jeśli ta książka ma kogoś wyleczyć ze "strzelania do wroga brylantami", podejmowania błędnych i tragicznych w skutkach decyzji oraz celebrowania porażek, to jest potrzebna i pouczająca. Jako naród nigdy nie odniesiemy sukcesu, jeśli będziemy uważać, że zwycięstwo polega umieraniu za sprawę i ponoszeniu katastrofalnych klęsk. Cały świat doskonale wie, że jak to zgrabnie ujął generał Patton, "Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę, ale sprawienie, aby tamci s.....e umierali za swoją". Chyba tylko Polacy wciąż uważają, że jest na odwrót.
    "Powstanie wybuchnąć musiało, bo gdyby nie wybuchło, to w efekcie nikt w rozmowach pokojowych z nami nie liczyłby się."
    Aaaa, a ponieważ wybuchło, to się liczyli? Los Polski, o czym doskonale wiemy, został ustalony już na konferencji teherańskiej pół roku przed wybuchem powstania. W Jałcie tylko dopracowano szczegóły. A Zychowicz ten aspekt dokładnie opisał.
    Owszem, nie odmówiłbym Ojczyźnie i jestem całym sercem a także przede wszystkim umysłem za Ukrainą.

  • Arturion profesor

    A sam felieton z tych bardziej przeze mnie lubianych. :-)
    Tu mi się przypomniało [źródło: jakiś program sportowy za komuny ;-:],
    ż w tym dawnym footbolu była zasada, że nie można mieć przy sobie noży, pałek i innych narzędzi. można było złamać komuś rękę, czy nogę, ale wyłącznie własnymi siłami. Przy czym zasadą było przepychanie piłki do bramki na końcu miejscowości przeciwnika (niekoniecznie wsi, bo i miasta tak się bawiły), a nie samego przeciwnika. W praktyce... Przypominało to ustawki kiboli (przy czym raczej bez "bejsboli"). ;-)
    I oby zawsze było tu miejsce na garść poważnych refleksji.
    Pozostaję z szacunkiem dla autora i komentujących.
    @kubilaj2 - będą z Ciebie ludzie*. :-)

    PS. Przepraszam użytkowników, którzy chcieli tylko o skokach porozmawiać.

    *- w każdym razie jest szansa. ;-)

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    1. "Powstanie poniosło całkowitą klęskę już pierwszego dnia bo AK nie zdobyła ŻADNEGO zaplanowanego celu o znaczeniu strategicznym a decyzja by dalej wegetować na opanowanych terenach które nie miały żadnego operacyjnego znaczenia była z punktu widzenia wojskowego bezsensowna".
    2. "Najlepszą oceną sytuacji wykazał się dowódca okręgu Praga który rozpuścił oddziały i kazał wydostać się żołnierzom z miasta na własną rękę."
    3. "Decyzja o wybuchu powstania była jedną z najgorszych w historii Polski."

    Tak na koniec:
    Ad1. - Sam pisałeś wcześniej, że: "To było karne, zdyscyplinowane i obywatelskie wojsko a nie jakaś banda narwańców." Więc czemu tak słabo poszło?
    Ad2. - Tam zbliżali się Sowieci jasne było, że na Pradze nie ma sensu walczyć. Powstanie tam było symboliczne.
    Ad3. - Nie ma zgody. Była jedyną możliwą. Choć tragiczną w skutkach. I podejmujący ją, wiedzieli o tym.

    Na tym kończę, bo czas szykować się... :-)

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    Jak często lubię publicystykę Zychowicza, tak "Obłęd`44" uważam za szkodliwą książkę.
    Dlaczego szkodliwą? Pisaliśmy o tym wcześniej, nie tylko my.
    Powstanie wybuchnąć musiało, bo gdyby nie wybuchło, to w efekcie nikt w rozmowach pokojowych z nami nie liczyłby się.
    Jakoś Zychowicz ten aspekt pomija.
    A prawda, zdaje się sądzisz, że "Bór" powinien wyzwać Bacha-Zelewskiego na pojedynek? Jeśli w jeździe konnej, pewnie by wygrał...
    Ostatnio ten artykuł czytałem polecam: https://www.rp.pl/wydarzenia/art1101351-63-dni-walk-w-stolicy-jaki-byl-sens-powstania-warszawskiego
    W zasadzie mamy podobne poglądy, ja mniej idealistyczne (czytaj: pacyfistyczne), nie ma sensu by różniły nas detale, gdy i nas Ojczyzna może poprosić o pomoc... Odmówimy?
    Niektórzy może tak. Ja pójdę, nawet z karabinem, choć lat mam 59 i chorób kilka na karku. Są sprawy ważne i ważniejsze.
    Jestem całym sercem za Ukrainą i za tym, by pokój był wyłącznie na zasadzie kapitulacji Rosji.
    Pewnie ty też. "Nie widać końca sporom..." I pewnie długo nie będzie widać.

  • Mucha125 profesor
    @Karpp

    Przez to że wprowadzili konkurs dla kobiet na dużej skoczni oraz drużynówkę kobiet ograniczyli liczbę treningów. Chyba nawet tutaj był o tym artykuł.

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    Nie kupuję takiej narracji. "Powstanie wybuchnąć musiało". Bo co? Jakiś mistyczny determinizm historyczny?
    Wojna to zaplanowane działanie człowieka, nie katastrofa naturalna. Operacje wojskowe są planowane, przygotowywane, organizowane i rozpoczynają się na rozkaz. Tak działa wojsko.
    Musiało? Wprost przeciwnie. Nigdy nie powinno. Przez bardzo długi czas plan Burza zakładał, że stolica z walk będzie wyłączona z oczywistych względów. Właśnie po to, by oszczędzić miasto i mieszkańców. Decyzja o włączeniu Warszawy była idiotyczna i zbrodnicza co głośno mówił i Sosnkowski (naczelny wódz!) i Anders i wielu innych.
    Jeszcze końcem czerwca z Warszawy na Wileńszczyznę i Lubelszczyznę wysłano gross uzbrojenia i amunicji z warszawskich zbrojowni (80% wszystkich pistoletów maszynowych!) bo potrzebowały ich tamtejsze oddziały AK. Więc wtedy nikt na serio jeszcze nie planował powstania w stolicy. Plan (nierealistyczny) opracowywano na chybcika pod presją czasu na kolanie.
    Sam pisałeś że niektóre oddziały nie dostały wcale broni a magazyny odkrywano jeszcze po wojnie. To pokazuje skalę chaosu wywołanego pochopnymi decyzjami.
    Powstanie poniosło całkowitą klęskę już pierwszego dnia bo AK nie zdobyła ŻADNEGO zaplanowanego celu o znaczeniu strategicznym a decyzja by dalej wegetować na opanowanych terenach które nie miały żadnego operacyjnego znaczenia była z punktu widzenia wojskowego bezsensowna.
    Najlepszą oceną sytuacji wykazał się dowódca okręgu Praga który rozpuścił oddziały i kazał wydostać się żołnierzom z miasta na własną rękę.
    Decyzja o wybuchu powstania była jedną z najgorszych w historii Polski.

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    Patrzysz optymistycznie.
    1. Walczyć chcieli wszyscy, więc wezwanie do walki ze strony AL mogło paść na podatny grunt, gdyby AK jeszcze raz przełożyła wybuch. Wyglądało, że Niemcy są w odwrocie i wystarczy tylko ich "aresztować". Wiemy, że tak nie było i właśnie do Warszawy zmierzały nowe dywizje. Przybyły po paru dniach walk. Parę rozkazów było idiotycznych - atak na mosty (bo tam Niemców było sporo i to bardzo dobrze uzbrojonych) i na Okęcie (bo nie było de facto kim atakować).
    2. Przywództwo AL było zaskoczone, bo nie mieli szczegółowych wytycznych z Moskwy. Przystąpili bez nich, czego niektórzy potem pożałowali (m.in. Gomułka). Tu warto poznać wspomnienia późniejszego gen. Edwina Rozłubirskiego (wtedy "Gustawa"), później PRL-owskiej 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. Swoje partyzanckie wspomnienia zawarł w książce "Goście o zmroku". Skądinąd był chyba wykonawca wyroku na braciach Mołojcach, ale nigdy tego nie potwierdził, choć i nie zaprzeczył.
    3. Książki, które podajesz są wartościowe.
    Ja na razie dam link: https://www.1944.pl/artykul/powstanie-warszawskie,4736.html
    Tu chodzi mi o sam początek.
    O planach wywołania powstania przez komunistów czytałem prasie 10-15 lat temu. Może to była "Rzepa", może co innego, nie pamiętam. Ale utkwiło mi to. Generalnie częściej czytam wspomnienia, niż opracowania. Z nich wynika, że Powstanie wybuchnąć musiało, więc racjonalizowanie jego sensu, nie ma sensu.

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    Ale to że walki wybuchły przed godziną W to było efektem tego, że przemieszczające się na stanowiska wyjściowe już uzbrojone oddziały natykały się na niemieckie patrole i były atakowane albo musiały zaatakować, by się przebić. To już było po wydaniu ostatecznego rozkazu gdy wszyscy wiedzieli, że już nie zostanie odwołany bo to było fizycznie (czasowo-logistycznie) niemożliwe.
    Nie dlatego, że ktoś podjął samodzielną decyzję.
    A skąd niby wiemy, że AL by ogłosiła powstanie?
    Jaki historyk postawił taką tezę? To są co najwyżej niczym nie poparte spekulacje. Przecież przywództwo AL zostało wybuchem Powstania zaskoczone i zdezorientowane. Przyłączyli się dopiero po kilku dniach.
    I kto by niby ich posłuchał? Przecież to było w Warszawie kilkaset osób których nikt nie znał, nikt nie poważał, nikt nie słuchał. Ludzie nastawieni patriotycznie słuchali przedstawicieli rządu w Londynie a nie jakichś marionetek Stalina. Gdyby Bór wydał rozkaz, żandarmeria AK by ich rozbroiła i aresztowała jako prowokatorów. AL w Warszawie miała pięć pistoletów maszynowych i zapas amunicji na 10 minut. Mogliby kilka patroli w jakiejś dzielnicy co najwyżewj rozbroić i "Powstanie" by się skończyło zanim większość warszawiaków by się o nim w ogóle dowiedziała.
    Jestem po lekturze "Wielkiej Księgi Armii Krajowej", "Obłędu '44", kilku pomniejszych publikacji i kończę właśnie "Powstanie '44" Daviesa. Twoje hipotezy nie znajdują poparcia w tym, co przeczytałem.

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    Racja. Miałem napisać "udzielnych królestw" ale zjadło mi "udzielnych" i faktycznie jakoś niezgrabnie wyszło.

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    No i nie masz racji. Walki tu i ówdzie wybuchły przed godziną "W". Sztabowcy we wspomnieniach piszą, że musieli się oganiać od żołnierzy, który z niecierpliwością wyczekiwali rozkazu.
    I jeden detal. Wiemy już, że gdyby AK nie ogłosiło powstania, zrobiłoby to AL. Stalin do powstania nawoływał. Dopiero, jak wybuchło, zmienił narrację. To wszystko już jest opisane i ciągle nowe publikacje powstają.
    A w dodatku z tym "planowaniem"... Część oddziałów nie dostała broni. A były magazyny, które odkryto dopiero po wojnie (ale to inna para kaloszy).

    "To było karne, zdyscyplinowane i obywatelskie wojsko a nie jakaś banda narwańców." - Odsyłam do Józefa Mackiewicza, zwłaszcza "Nie trzeba głośnio mówić".

  • Arturion profesor
    @MarcinBB

    No więc pojęcie "zemsty", jako pozytywnego motoru działań kogokolwiek, raczej wszyscy dyskutanci wykluczają.
    Ale pewnych kwestii nie można racjonalizować. W jednostkowych przypadkach i zemsta jest zrozumiałym motorem działań. Tak człowiek ma. I ten, któremu rodzinę okrutnie mordują, i ten, który tylko czyta o nieszczęściu innych. Na razie Słowacki nas w aniołów nie przerobił...

  • MarcinBB redaktor
    @Arturion

    Bzdura. Trzeba mieć pogardę dla polskiego żołnierza, by tak twierdzić. To było karne, zdyscyplinowane i obywatelskie wojsko a nie jakaś banda narwańców.
    Pierwszy alarm bojowy i zbiórkę oddziałów zorganizowano 27 lipca, a 28 lipca odwołano.
    I co? Żołnierze karnie oddali broń magazymierom i rozeszli się do domów.
    Jeśli jakiś generał po wojnie tłumaczył się "musiałem wydać rozkaz bo inaczej ludzie sami by powstanie wywołali" to po pierwsze obraża żołnierzy, dla których w zdecydowanej większości rozkaz był święty, po drugie wystawia sobie fatalne świadectwo, bo co to za wódz, którego nie słucha wojsko a po trzecie bredzi. Jak by wybuchło? Bez planów? Bez oficerów? Bez broni? Tylko magazynierzy wiedzieli gdzie są jej skrytki dla poszczególnych rejonów a to byli absolutnie zaufani ludzie, przedwojenni oficerowie WP, doskonale wyszkoleni w Wielkiej Brytanii cichociemni.

  • Arturion profesor
    @kubilaj2

    Gdzie tutaj cię tak nazwałem?
    Zresztą, co do Ciebie, waham się. :-)
    Co do "czeskiej drogi", to śmiem wątpić, czy wypadli lepiej.
    Stracili ducha, więc z niego szydzą. A potężne ofiary za swoją sprawę, to złożyli ostatnio na początku XVII w. Fakt, że stracili wtedy elitę, jak my po II wojnie światowej. Ale u nas "chamy" potrafiły się częściowo uelitarnić. U nich zbudowano "kult zdrowego chama".

  • MarcinBB redaktor
    @dervish

    A skąd wiesz, kto wymyślił ten slogan?
    To, że obrońcy walczą w wojnie sprawiedliwej jest oczywiste, ale tego samego sloganu używają popi wysyłając na front rosyjskich sołdatów.
    Oczywiście że to tylko slogan. Wielu ludzi w niego wierzy i wielu umiera wierząc. A potem ich strona albo wygrywa albo przegrywa. Albo zawiera zawieszenie broni na kilka lat by potem walczyć znowu. Wierzą w ten slogan ci co się bronią i ci którym wmówiono że trzeba zdenazyfikować, zdesatanizować i zdeazamerykanizować "chochołów".
    Zemsta nakręca tylko spiralę nienawiści a ludzie są naprawdę bardzo różni i myślą na różne sposoby. Najbardziej cenię postawę opisaną tymi słowami - najlepszy żołnierz to nie ten który walczy dlatego, że nienawidzi tego, kogo ma przed sobą. Tylko dlatego, że kocha tych, których ma za sobą.

  • kubilaj2 weteran
    @Arturion

    Naprawdę? To, że się w czymś nie zgadzam, nie upoważnia mnie do nazywania mnie "ruskim trollem"
    Aha - i jeszcze co do czeskiej drogi, po prawie 80 latach można stwierdzić, że Czesi wypadli dużo lepiej na tym aniżeli Polacy.

  • Arturion profesor

    @MarcinBB i @AdrianD
    Wasze humanistyczne przekonania bardzo mi się podobają, ale są nierealistyczne. Ciągle żyjemy i zawsze żyliśmy w "wieku żelaznym", nawet w "epoce kamienia" czy też "brązu". A wiek "złoty" i "srebrny" to tylko legendy, które pozwalają mieć nam nadzieję na lepszą przyszłość... A ta nie nastąpi. Raczej.

  • Pavel profesor
    @dervish

    Czy by przelali czy nie rezultat byłby ten sam. Najpierw przelewali i weszli Niemcy, później przelewali i weszli Ruscy, a i tak wszelkie decyzje zapadały na konferencjach pokojowych, decydowali przywódcy ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii. Granice ustalił Stalin, wrzucił nas w swoją strefę wpływów na 50 lat, a to, że my walczyliśmy w Anglii, Włoszech i Francji każdy miał w dvpie.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl