PŚ w Oslo – fakty, informacje, ciekawostki

  • 2024-03-05 10:40

Królewska skocznia, kolebka dyscypliny, nieodłączna mgła i "dziury w powietrzu", które irytują Kamila Stocha. 9 i 10 marca konkursami w Oslo-Holmenkollen zainaugurowany zostanie cykl Raw Air. Tym samym na dosłownie ostatnią prostą wyjdzie sezon Pucharu Świata 2023/24.

Skocznia Holmenkollen we mgleSkocznia Holmenkollen we mgle
fot. Tadeusz Mieczyński

350 skoczni

Według Ronnego Ramberga, norweskiego historyka, w stolicy Norwegii mogło znajdować się łącznie - uwaga, uwaga - 350 skoczni! Zaczęło się od Masterbakken, gdzie skakano już w latach 70. XIX wieku, następnie przyszedł czas na Husebybakken, a początkiem XX wieku poważna rywalizacja przeniosła się na Holmenkollen. 6 marca 1960 roku miało miejsce wydarzenie, po którym liczba skoczni w Oslo została mocno zredukowana. Wówczas w trakcie juniorskich zawodów zawaliła się średnia skoczka kompleksu Baekkelagsbakken. Ucierpiało szesnastu młodych skoczków, siedmiu trafiło do szpitala ze złamaniami i wstrząśnieniem mózgu. Wypadek uświadomił właścicielom skoczni w Oslo, ale i w całym kraju, że chwiejne, drewniane rusztowania stanowią poważne zagrożenie dla uczestników rywalizacji. Władze miasta poważnie potraktowały to ostrzeżenie i dokonały kontroli obiektów. Okazało się, że około 80 procent z nich znajduje się w stanie kwalifikującym je do rozebrania. Większość z nich została w wkrótce potraktowana piłą łańcuchową. Odbudowano tylko nieliczne.

17 maja na śniegu

Spośród niefunkcjonujących już skoczni najbarwniejsze wspomnienia pozostawił po sobie obiekt w parku Ola Narr, gdzie z okazji przypadającego na 17 maja święta narodowego zorganizowano w 1948 roku konkurs skoków na śniegu. Głównym inicjatorem akcji był Roar Antonsen, prezes lokalnego klubu. Pracy było co nie miara. Pod skocznię przywieziono ciężarówkami chłodniami 75 000 litrów śniegu, który następnie był rozprowadzany po obiekcie przez dziesiątki ochotników, dzieci i dorosłych. Jak pisał dziennik Aftenposten wszystkie ciężarówki przejeżdżające przez miasto oklejone były plakatami reklamującymi wydarzenie. Taka forma promocji imprezy okazała się bardzo efektywna, bo pod skocznią według orientacyjnych szacunków pojawiło się 50 tysięcy widzów! Na starcie stanęli najlepsi norwescy skoczkowie, łącznie z legendarnym Birgerem Ruudem. Pomimo obecności licznych gwiazd wśród 62 uczestników zawodów, konkurs wygrał skoczek, ale przede wszystkim kolarz i piłkarz, Paul Sætrang, uzyskując 28 metrów. Impreza zakończyła się sukcesem, toteż rok później rozegrano jej drugą edycję. Tym razem wygrał Arnfinn Bergmann, późniejszy mistrz olimpijski z Oslo z 1952 roku. W swoim zwycięskim skoku uzyskał 29 metrów, poprawiając o jeden metr ubiegłoroczny rekord skoczni. Druga edycja, oprócz rywalizacji czysto sportowej, miała charakter wielkiego festynu. Jedną z konkurencji były skoki w przebraniach. A kreatywność uczestników nie znała granic.

Fragmenty konkursu w Ola Narr z 1948 roku można obejrzeć >>>TUTAJ<<<

Mgła

Znakiem rozpoznawczym zawodów w Oslo jest wyjątkowo często nawiedzająca ten obiekt mgła. Już w 1930 roku mistrzostwa świata rozgrywano tam w gęstej mgle, która stanowiła ogromne zagrożenie dla zdrowia uczestników zmagań. Publiczność zamarła, gdy Czech Johan Tryzna uderzył głową o zeskok i stracił przytomność. Ale walka z prawami natury, raz, że jest raczej nieskuteczna, a dwa - może obrócić się przeciw temu, kto jej się podejmuje. Przekonali się o tym norwescy organizatorzy kolejnych Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym w przeprowadzonych w stolicy Norwegii, w 1966 roku. Wszechobecna i wszędobylska w tych okolicach mgła uniemożliwiała rozegranie zawodów. Zdecydowano, by spróbować ją rozproszyć przy pomocy propanu. Efekt był taki, że po opadnięciu mgły zaczął sypać tak gęsty śnieg, że o skakaniu tym bardziej nie było mowy, a ponadto na lotnisko w Oslo z powodu warunków atmosferycznych trzeba było... wstrzymać wszystkie loty. Trudno nawet zliczyć, ile razy w gęstym "mleku" rywalizowali tam skoczkowie w ramach Pucharu Świata.

Militarne oblicze Holmenkollbakken

W 1941 roku okupujący Norwegię Niemcy stworzyli pod skocznią w Oslo potężny, podziemny kompleks militarny. Wzgórze Holmenkollen stało się centrum wywiadowczo-obserwacyjnym Luftwaffe. Kierowano stamtąd obroną przeciwlotniczą Oslo i dużej częścią Norwegii. Po wojnie tajemniczym obiektem zainteresowali się Alianci, a potem NATO. W 1951 roku rozbudowano podziemny kompleks, który stał się jedną z najbardziej skrywanych tajemnic wojskowych w Norwegii. Stanowił gigantyczny podziemny labirynt składający się z ciemnych korytarzy, ciasnych pomieszczeń i dużej hali operacyjnej. Pracownicy tego wyjątkowego centrum dowodzenia, by nie wzbudzać podejrzeń, przed wejściem do kompleksu i przed jego opuszczeniem przebierali się za narciarzy. Kolejna rozbudowa obiektu miała miejsce w latach 70-tych. Kompleks powiększono o kolejne kondygnacje, liczył sobie wówczas aż cztery tysiące metrów kwadratowych. Oprócz Norwegów pracowało tu wielu oficerów NATO, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Odczytywano tam informacje z potężnych radarów ulokowanych wzdłuż wybrzeża Norwegii aż do granicy ze Związkiem Radzieckim. Stacje radiolokacyjne były w stanie wychwycić wszystko co mogło się zbliżyć do granic Norwegii i naruszyć jej przestrzeń powietrzną. Gdy w 1978 roku Norwegia wysłała siły pokojowe do Libanu całość operacji była koordynowana właśnie z Holmenkollen. Dziś opuszczony obiekt w obecnym stanie nie mógłby zostać w żaden sposób zagospodarowany. Na wilgotnych ścianach panoszy się pleśń, a zimne powietrze pełne jest zarodników grzybów, które niemal rozrywają płuca. W niszczarkach nadal znajdują się tysiące pociętych dokumentów zawierających dawne tajemnice obronne Norwegii, ale wiele sekretów militarnych tamtych czasów zachowało się w zakurzonych segregatorach...

Igrzyska

Do 2022 roku Oslo było jedyną stolicą, która zorganizowała Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Organizatorzy VI ZIO w 1952 roku szukali sposobu, jak mogliby przypomnieć całemu światu o swoim wkładzie w historię narciarstwa. W końcu postanowiono na wzór letnich igrzysk w Berlinie i Londynie, zorganizować sztafetę z ogniem olimpijskim. Jej początek nie miał jednak miejsca w greckiej Olimpii, kolebce starożytnych igrzysk, lecz w norweskiej miejscowości Morgedal. Ogień zapłonął z paleniska w domu należącym w XIX wieku do Sondre Norheima, uznawanego za ojca sportów narciarskich. Zacięty bój o zwycięstwo na Homenkollen stoczyli reprezentanci gospodarzy, Arnfinn Bergman i Torbjoern Falkanger. Złoty medal założył na szyję ten pierwszy. Zmagania obserwowało około 150 tysięcy widzów, a zdjęcie pokazujące nieprzebrane tłumy do dziś robi niesamowite wrażenie.

Król Adam Małysz

Królem wzgórza Holmenkollen jest Adam Małysz, który pięciokrotnie wygrywał tu zawody Pucharu Świata. To w Oslo właśnie w 1996 roku rozpoczął swój triumfalny pochód po skoczniach świata, zwyciężając w swoim pierwszym konkursie najwyższej rangi. Jak przebiegała droga do tego triumfu? W lutym późniejszy wielki mistrz stanął po raz pierwszy na podium PŚ. Miało to miejsce w Iron Mountain w USA, gdzie zajął drugie miejsce. Pucharowa karuzela zza oceanu przeniosła się na północ Europy. W Kuopio Małysz wygrał jeden z treningów, ale w samym konkursie zajął 13. miejsce. W Lahti zanotował swoje drugie w karierze podium, tym razem plasując się na 3. miejscu. Podczas drugiego konkursu indywidualnego na Salpausselce pachniało już zwycięstwem. W pierwszej serii Polak oddał najdłuższy skok na 123 metr i zajmował drugie miejsce, ze stratą 0,1 punktu do Masahiko Harady, po drugim skoku spadł jednak o cztery pozycje. Puchar Świata przeniósł się następnie do Harrachova, ale Polacy pozostali na północy, biorąc udział w zawodach Pucharu Kontynentalnego. Małysz ponownie potwierdził tam wysoką formę, zajmując drugie miejsce w Bollnäs, zaś w Falun odniósł swoją drugą wygraną w historii startów w PK. Kilka dni później na mniejszej skoczni szwedzkiego kompleksu Lugnet, już w ramach Pucharu Świata, był drugi. Przyszedł wreszcie czas na finał sezonu w Oslo. W pierwszej serii wiślanin trafił na niesprzyjające warunki. Efekt? 106,5 metra, piąta lokata i strata 22,7 punktu do liderującego Masahiko Harady (118 m). W drugiej serii Małysz uzyskał 121,5 metra. Rywale nie byli w stanie zbliżyć się nawet do tej odległości, która koniec końców pozwoliła sięgnąć Polakowi po wygraną. Jak wspominał po latach Apoloniusz Tajner, ówczesny wiceprezes PZN, Małysz po pierwszej serii doznał wylewu krwi z nosa. Fakt ten miał spowodować, że polski skoczek, chcąc pozbyć się niespodziewanego problemu i dokonując starań, by nie pobrudzić kombinezonu, nie miał czasu myśleć o czekającym go wyzwaniu. "Odciągnęło to jego uwagę od zawodów i od szansy na podium" - tłumaczył Tajner w jednym z wywiadów. 

Konkurs, który zmienił historię Pucharu Świata

16 marca 1990 w Oslo miał się odbyć konkurs Pucharu Świata stanowiący jednocześnie kolejną edycję Holmenkollen Ski Festiwal. Do stolicy Norwegii razem z ekipami poszczególnych krajów zawitała jednak odwilż. Śnieg spływał z całej skoczni, organizatorzy nie byli w stanie przygotować torów najazdowych. Nikt nie dopuszczał jednak myśli o odwołaniu zawodów. Impreza na Holmenkollen była wtedy krajowym świętem sportu w Norwegii o wysokiej randze, na którą zjeżdżali się kibice ze wszystkich zakątków skandynawskiego państwa. Komitet organizacyjny zaproponował, by zainstalować na szybko tory ceramiczne, przy okazji zapewniając reklamę norweskiej firmie, która zdecydowała się podjąć wyzwania. Był tylko jeden mały problem – regulamin Międzynarodowej Federacji Narciarskiej nie zezwalał na tego rodzaju zabieg. FIS dla dobra sprawy była jednak skłonna przymknąć oko. Wtedy jednak do gry wszedł trener Austriaków Toni Innauer, który od dawna zabiegał o zmianę formy rozgrywania konkursów, uważając ją za zbyt długą i nudną. Do udziału w zawodach dopuszczano wtedy wszystkich zgłoszonych zawodników, w drugiej serii startowała najlepsza pięćdziesiątka. Innauer zarządził naradę w gronie szkoleniowców poszczególnych ekip. – Będziemy skakać na naszych warunkach, wyłącznie pokazowo, według zasad, które my im podyktujemy albo będzie bojkot - mówił. Odd Seim-Haugen norweski wiceprezydent światowej federacji wyśmiał propozycję Innauera i zaproponował organizatorom, by nie podejmowali z nim żadnej dyskusji. Ale ten nie ustępował, a kibice czekali na sportowy spektakl. Ostatecznie przystano na warunki Innauera, który zamierzał w praktyce pokazać całemu środowisku, że nie trzeba kurczowo trzymać się schematów wypracowanych przez ostatnią dekadę. Pierwsza seria zmagań zawodników pełniła funkcję kwalifikacji i ograniczyła liczbę zawodników do 50. Ci z kolei mieli bić się o 25 miejsc serii finałowej i skakać w kolejności odwrotnej do zajmowanych pozycji. To właśnie wydarzenie zapoczątkowało ewolucję sposobu rozgrywania pucharowych konkursów do kształtu, który funkcjonuje dziś.

Najstarsze video

Prawdopodobnie najstarszy ogólnodostępny film z zawodów w skokach narciarskich został nagrany właśnie w Oslo, na wzgórzu Holmenkollen w 1906 roku. Można go obejrzeć poniżej.

 

 

Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5522) komentarze: (11)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Avengers123456msciciel weteran

    Tyle artykułów dajacie, że nie ma czasu czytać.

  • Arturion profesor
    @pb88

    "Wyszło tak zwane "masło maślane". "
    To się nazywa tautologia. :-)

  • Oreo profesor
    @pb88

    nie bądź aż tak analny w stosunku do drobnych niedociągnięć.

  • pb88 stały bywalec
    Błędy

    "W pierwszej serii Polak oddał najdłuższy skok na 123 metr i zajmował drugie miejsce, ze stratą 0,1 punktu do Harady, po drugim skoku spadł jednak o cztery pozycje w dół." Po pierwsze: lepiej by było "do reprezentanta Japonii Masahiko Harady". Nie każdy może kojarzyć tego byłego skoczka z samego nazwiska. Po drugie: skoro spadł, to wiadomo, że w dół. Nie da się spaść w górę. Wyszło tak zwane "masło maślane".

  • Fan_ekipy_pod_narty weteran

    O ile ta stara skocznia miała spory klimat (ta za Małysza)
    To ta to jakaś ś bubel po prostu

  • rybolow1 weteran

    kultowa skocznia, 1 z symboli Oslo

  • kibicsportu profesor

    Niby na tej skoczni są zawsze problemy z wiatrem, ale ta skocznia ma coś w sobie, że jest ciekawa. W każdym razie lubię Holmenkollbakken i dobrze, że ta skocznia jest w kalendarzu PŚ.

  • Filigranowy_japonczyk doświadczony

    Oslo Bubelkollen - najgorsza skocznia w kalendarzu
    Od momentu przebudowy na palcach jednej ręki można policzyć zawody w których nie było problemu z wiatrem

  • Stanleyek początkujący

    Ta skocznia jest do kitu.

  • Tomek88 profesor

    Obiekt kultowy ale wyjątkowo wietrzny. Tam zawsze jest loteria, pełno wycinek, wiatr wieje ze wszystkich kierunków. Ciężko się tam ogląda zawody.

  • Pavel profesor

    Najgorsza skocznia w całym kalendarzu, przeważnie mglisto, a do tego konstrukcja obiektu jest tak cudaczna, że nawet jak nigdzie nie wieje to tam i tak wieje ;) Takie wygenerowanie sobie problemu z niczego, jak budowa tunelu w Zakopcu ;)

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl