Jiri Raska – złoty chłopiec z Frenstatu

  • 2017-05-01 11:06

Urodził się 4 lutego 1941 we Frenštácie pod Radhoštem. Jego ojciec pracował w fabryce włókienniczej, matka zajmowała się domem. Raška senior dbał o wszechstronne wykształcenie sportowe swoich dzieci. Długo zbierał pieniądze, by kupić swoim pociechom skórzaną piłkę. Jiříemu znacznie bliżej było jednak do nart.

Twardy charakter

Na dwóch deskach stał już w wieku dwóch lat i jak się okazało, to one stały się sensem jego życia. Parał się w nim także innymi zajęciami. Nie były to czasy, w których skacząc na nartach można było zarobić na godne życie. Przygodę na skoczniach godził więc z pracą najpierw ślusarza, a potem mechanika. Do kadry narodowej trafił szybko, bo już w wieku 17 lat. Reprezentację Czechosłowacji prowadził wtedy 88-letni dziś Zdeňek Remsa, legendarny trener, wychowawca, pedagog. Był bardzo wymagający wobec swoich podopiecznych, którzy mimo to, a może właśnie między innymi dlatego, darzyli go olbrzymim szacunkiem.

- Kiedy powołano mnie do reprezentacji, miałem 17 lat. Zdeněk był tylko o 13 lat starszy. Na dzień dobry podał mi rękę i powiedział: młody, żeby była jasność, obowiązywać tutaj będą trzy zasady. Będziesz mi czyścił buty, sika się do umywalki, a jak będziesz wracać z ubikacji, to tylko z porządnie umytym tyłkiem - wspominał po latach z uśmiechem Raška.

Pierwszy międzynarodowy start wśród seniorów skoczek z Frenštatu zaliczył w styczniu 1960 roku na polskich skoczniach podczas zmagań o Puchar Beskidów. Cztery lata później zajmie w tej imprezie drugie miejsce, a po trzech kolejnych odniesie w niej zwycięstwo. Jego wielka przygoda na skoczniach świata zaczyna się jednak od 41 miejsca w Wiśle i 37 pozycji w Szczyrku. Na wyjazd na igrzyska w Sqav Valley, które rozpoczęły się miesiąc później liczyć rzecz jasna nie mógł, stąd naturalnym celem stała się dla niego kolejna olimpiada, którą w 1964 roku organizował Innsbruck. Na przestrzeni czterolecia dzielącego te dwie imprezy osiągnął solidną klasę krajową, nie odniósł jednak znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej i biletu do Austrii nie otrzymał.

- Bardzo chciałem, żeby jechał na olimpiadę do Innsbrucku, decyzja włodarzy krajowej federacji była jednak inna. W pewnym momencie zaproponowałem nawet, by pojechał zamiast mnie – wspominał po latach Remsa. - Jak zareagował Raška na ten fakt? Myślałem, że odwiesi narty i da sobie spokój. Okazało się jednak, że nie znałem go do końca i nie potrafiłem docenić. To wtedy nastał prawdziwy przełom. Zaczął jeszcze ciężej i intensywniej trenować. Pokazał swój twardy charakter.

Olimpijski sen

Już w sezonie poolimpijskim zanotował kilka wartościowych wyników w międzynarodowych zawodach, choć wciąż jeszcze znajdował się dwa kroki za światową czołówką. W sezonie 1965/66 wysłał pierwszy poważny sygnał ostrzegawczy do skoczków z narciarskiej elity. Podczas mistrzostw świata w Oslo zajął dwukrotnie czwarte miejsce. Na mniejszej skoczni stracił do podium 4,6 pkt., na dużej przegrał brąz o zaledwie 0,7 pkt. Przed mistrzostwami wygrał nieźle obsadzony Turniej Czeski, a tuż po czempionacie dwa konkursy skoków w Szwecji, na obiektach w Örnsköldsvik i Solleftea. Zimę zakończył zwyciężając w dwóch konkursach lotów w Planicy. Stał się jednym z największych objawień sezonu.

Do kolejnej zimy przystępował z zupełnie innego pułapu, jako zawodnik, którego nikt już nie lekceważył. Sezon rozpoczął od Turnieju Czterech Skoczni, którego mógł być czołową postacią. Nie wyszedł mu jednak konkurs w Oberstdorfie, który ukończył na 42 miejscu. W Ga-Pa był 9., w Innsbrucku 5., a w Bischofshofen nawet 2, ale po wpadce na inaugurację szans na wysokie miejsce w generalce już nie było. W Turnieju Czeskim ponownie był najlepszy. W silnie obsadzonych konkursach lotów w Vikersund zajął pierwsze i drugie miejsce, dwukrotnie wyprzedzając Norwega Bjoerna Wirkolę, podwójnego mistrza świata z Oslo.

Nastał w końcu sezon olimpijski. Nie było wątpliwości, że ten, dla którego cztery lata wcześniej zabrakło miejsca w składzie czechosłowackiej ekipy na igrzyska, tym razem będzie jej pewnym punktem. Tego, co faktycznie wydarzyło się w Grenoble nikt chyba jednak nie przewidział. Ale po kolei... Zimę zaczął od drugiego miejsca w Turnieju Czterech Skoczni. Pechowego, bo niemiecko-austriacką imprezę wygrałby w cuglach, gdyby nie upadek w Garmisch-Partenkirchen. A tak, ze zwycięstwa mógł się cieszyć Wirkola. Po drodze do Grenoble wygrał konkursy w Szczyrbskim Jeziorze, Cortinie d'Ampezzo i Sankt Moritz. Rywalizacja olimpijska rozpoczęła się 11 lutego na normalnej skoczni w Autrans. Raška prowadził już po pierwszej serii oddając skok na 79 metrów. W drugiej próbie nie zmarnował swojej wielkiej szansy na mistrzowski tytuł. Skok na odległość 72,5 metra okazał się wystarczający, aby 27-letni Czechosłowak mógł cieszyć się ze swojego największego sukcesu w karierze. Konkurs na dużej skoczni został rozegrany 18 lutego w Saint-Nizier. Raška był zdecydowanym faworytem zawodów, tym razem jednak musiał zadowolić się srebrem i uznać wyższość reprezentanta ZSRR Władimira Biełousowa, do którego stracił niecałe dwa punkty. Biełousow był jedną z największych sensacji całych igrzysk. Na międzynarodowej arenie pojawił się zaledwie miesiąc wcześniej, nie miał więc praktycznie żadnego doświadczenia w rywalizacji na światowym poziomie, a do tego jak później wyznał, musiał zmagać się nie tylko z debiutancką tremą, ale i problemami ze sprzętem oraz koszmarnymi warunkami, w jakich zakwaterowano radziecką ekipę.

- Nie mieliśmy od nikogo żadnej pomocy. Wstydziłem się tego, w jakich strojach musimy występować. Nasz sprzęt był fatalnej jakości. Nie chcę teraz nikogo urazić, ale gdy stojąc na podium słuchałem hymnu, zamiast wielkiej radości, czułem się głupio. Reprezentowałem wielki kraj, a nie czułem wielkiej dumy. Mieszkaliśmy w budynku, przypominającym koszary. Korytarz i pomieszczenie do spania – to było wszystko. Tak naprawdę moim łóżkiem był stół do masażu – wspominał po latach ten, który sprzątnął Rašce sprzed nosa drugie olimpijskie złoto.

Szczyrbski niedosyt

Turniej Czterech Skoczni 1968/69 był dla Raški kopią tego, co wydarzyło się rok wcześniej. Znów musiał uznać wyższość Wirkoli i znów za sprawą upadku, który znów przydarzył mu się w Garmisch-Partenkirchen. Co się odwlekło, ostatecznie jednak nie uciekło. TCS 1969/70 zakończył na czwartym miejscu, ale kolejna jego edycja należała już do Raški. Paradoksalnie akurat tym razem zwyciężył w imprezie nie wygrywając żadnego konkursu.

W 1970 roku Czechosłowacja, a konkretnie Szczyrbskie Jezioro, gościła mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. Z oczywistych względów, tym na którego najbardziej liczyli gosposarze był Jiří Raška. Mistrz olimpijski z Grenoble miał wspaniały sezon. Przed mistrzostwami wygrał zawody w Szpindlerowym Młynie, Plavych, Libercu, Chamonix, Sankt Moritz i Cortinie d'Ampezzo. Po mistrzostwach okazał się dwukrotnie najlepszy na mamucie w Ironwood, a także w Garmisch-Partnekirchen, Kuusamo i Oberviesenthal. Na najważniejszej imprezie sezonu nie wszystko jednak do końca zagrało tak jak powinno. Ósme miejsce na mniejszej i srebrny medal na większej skoczni przyjęto z odrobiną niedosytu.

Bogatą kolekcję trofeów Raški uzupełnia brązowy medal pierwszych mistrzostw świata w lotach zdobyty w 1972 roku w Planicy. Premierową odsłonę nowej imprezy zepsuła wówczas w dużej mierze pogoda, z której to przyczyny z zaplanowanych trzech konkursów rozegrano tylko jeden. Na końcową notę każdego z zawodników składały się więc tylko dwa skoki. Oprócz porywistego wiatru organizatorzy musieli zmagać się z dodatnimi temperaturami. By przygotować obiekt chwytano się różnych środków łącznie z pokrywaniem zeskoku... styropianem. Raškę wyprzedzili wówczas Szwajcar Walter Steiner i reprezentant NRD Heinz Wosipiwo.

Półtora miesiąca wcześniej w Sapporo walczył o obronę tytułu mistrza olimpijskiego. Zajął tam jednak 5 i 10 miejsce.

Jiříego Raški skok do nieba

Karierę skoczka zakończył w 1974 roku. Został potem trenerem reprezentacji Czechosłowacji. Po raz drugi na czele kadry narodowej stanął w latach 90-tych. Przygoda ta zakończyła się klęską. W 1996 roku po zupełnie nieudanym dla jego podopiecznych Turnieju Czterech Skoczni jeszcze przed powrotem z niemiecko-austriackiej imprezy gorzko zażartował: - W domu czeka na mnie szubienica.

- Atmosfera w drużynie była fatalna. Cała ta sytuacja kosztowała mnie kilka lat życia – tłumaczył potem. Nie zraził się jednak do trenerki i wrócił do szkolenia juniorów. Często narzekał na podejście młodzieży do sportu. Twierdził, że młodzi zawodnicy zbyt dużo kalkulują zamiast bawić się sportem. - Do sportu trzeba podchodzić z oddaniem i miłością. Musi bawić i cieszyć. Powtarzam młodym: Żyjcie sportem! W końcu przyjdzie pożądany efekt i nie będziecie się musieli martwić o pieniądze, sponsor sam was znajdzie.

Rodzinną tradycję skakania na nartach kontynuował jego syn Jiří Raška junior, który startował nawet w Pucharze Świata, choć bez sukcesów oraz wnukowie Jan i Jiří Mazochowie. W ostatnich latach życia mistrz olimpijski z Grenoble miał duże problemy z sercem. Przeszedł kilka operacji, zmarł 20 stycznia 2012 roku na dwa tygodnie przed swoimi 71 urodzinami.

- Dzień, w którym dowiedziałem się o śmierci mojego dziadka do dziś jest dla mnie przeklęty – mówił Jan Mazoch, który opiekował się nim w ostatnim okresie życia, a od kilku lat organizuje we Frenštácie pod Radhoštem memoriał Jiříego Raški.– Przez pięć ostatnich lat życia spędzałem z nim prawie każdy weekend. Znałem go dużo lepiej niż moja matka. Bardzo dobrze pamiętam dziadka. Odziedziczyłem po nim wiele cech. Uważam, że mam jego dobroduszność, ambicję i rys perfekcjonisty.

Bajka o Rašce

Raška swego czasu stał się nawet bohaterem... bajki. Znany czechosłowacki sprawozdawca sportowy i autor cenionych reportaży o sporcie, Ota Pavel mistrzowi olimpijskiemu z 1968 roku poświęcił "Bajkę o Rašce" napisaną podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym. To historia życia i sportowego sukcesu czechosłowackiego skoczka, w której fakty mieszają się z fikcją. Całość ubarwiona jest elementami baśniowymi i poddana pewnej mitologizacji. Książka dostępna jest na polskim rynku wydawniczym.

"I wtedy nagle orientuje się, że jest nieobecny duchem, że myśli o czymś innym. Wtedy słyszy tętent werbli. A nie wie, że najodważniejszy człowiek, czy to pilot, czy alpinista, czy narciarz ma szansę tylko tu i nigdzie indziej, raz w życiu zobaczyć wojska napoleońskie w pełnej krasie podczas przemarszu z Elby. Nasz skoczek stoi wysoko pod niebem i w promieniach słońca je dostrzega. Już maszerują doliną w takt werbli. Piechota w granatowych płaszczach, białych spodniach i czarnych kamaszach. Na przedzie kroczy Napoleon. (...) Leje się z niego pot, który wyciera haftowaną chustką. Kto chce zdobywać i zwyciężać nigdy nie ma z górki, zawsze pod. (...) Wojska znikają, werble cichną. Zostaje biała skocznia. Cały świat przesuwa się teraz na krzesłach i w fotelach bliżej telewizorów (...) Wybija się o setną sekundy za późno, ale leci dobrze. Jest to niemal tak precyzyjny skok jak ten pierwszy, choć o sześć i pół metra krótszy. Czeka w rogu za skocznią na oceny. Wreszcie sędziowie ogłaszają: zwycięzcą olimpijskim i jednocześnie mistrzem świata zostaje Jiří Raška, Czechosłowacja."

Opracowano na podstawie:
Źródła własne
Idnes.cz
Wyniki-skoki.hostingasp.pl


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (16524) komentarze: (10)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Martyn bywalec

    Dzień jego śmierci dziwnie zapadł mi w pamięć. Wtedy Kamil wygrał w Zakopanem, a ja oglądałem to w czeskiej gospodzie.

  • anonim

    Z powodu obszernego artykułu pozwoliłem sobie go nieprzeczytać,aczkolwiek musze przyznać,że jest bardzo interesujący :)

  • kingsize00 początkujący
    wielki kurs dzis

    https://toni808typy.blogspot.com/ Kupon na dzis z kursem 80 dostepny ! Trafia kupony non stop i udowadnia to skanami ze swojej historii gry! autentyczne, polecam bo sam gram jego kupony!

  • jakledw12 weteran

    Myślałem, że tylko ja go będę kojarzył tylko dzięki Szaranowiczowi hehehe :)

  • Wojciechowski profesor
    @Wojciechowski @Wojciechowski

    Aj, przepraszam, pamięć mnie zawiodła - najpierw Wirkola bił rekord (dwukrotnie), później Raška, a tego jeszcze przebił Manfred Wolf z NRD.

  • Wojciechowski profesor

    Znakomity skoczek i charyzmatyczna osobowość, wielki autorytet w skokach czeskich do dziś, choć mija już pięć lat od jego odejścia. Do historii skoków przeszły zwłaszcza jego pojedynki z Wirkolą, jeden z najciekawszych "duetów" tamtych lat.

    Pozwolę sobie uzupełnić tę ciekawą sylwetkę o zawody w Planicy w 1969 roku, inaugurujące dzisiejszą Letalnicę. Również tam Raška stoczył wielki - i zwycięski - bój z Wirkolą, w którym obaj pobili rekord świata: najpierw Czech, skacząc 164 m, kolejnego dnia Norweg, przebijając go o metr. Pozostali zawodnicy zostali wręcz zdeklasowani przez tę znakomitą dwójkę.

    Ogólnie Raška miał zresztą świetne wyniki w lotach. Wystarczy przejrzeć rezultaty wszystkich jego występów w Tygodniach Lotów Narciarskich:
    1963 Planica - 27.
    1966 Planica - 1.
    1967 Oberstdorf - 6.
    1967 Vikersund - 1.
    1968 Tauplitz - 3.
    1969 Vikersund - 2.
    1969 Planica - 1.
    1970 Oberstdorf - 5.
    1974 Planica - 7.

  • Rumcajs bywalec
    @polotajner @polotajner

    Wiedziałem, że ktoś to napisze :D

  • AndreasKuettel początkujący

    Włodek Szaranowicz zatwierdza ten artykuł.

  • polotajner stały bywalec

    A więc Jakub Janda. Jakub Janda! Jakub Janda obok Jiri Raski.

  • anonim

    Kolejny świetny artykuł. Dziękujemy!

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl